niedziela, 30 grudnia 2001

Na kiepskich zdjęciach
Okruchy dawnych dni
Czyjaś twarz zapomniana twarz
W pamięci zakamarkach
Wciąż rozbrzmiewa śmiech
Czyjaś twarz zapamiętana
Mijają dni, ludzie, natura
Wciąż nowych masz przyjaciół
Starych przykrył kurz
Dziewczyny ciągle piękne
Lecz w pamięci ciągle tkwi
Ten pierwszy dzień
Najgorętszy z nich

Zapal świeczkę
Za tych, których zabrał los
Zapal światło w oknie
Zapal świeczkę
Za tych, których zabrał los
Światło w oknie

Ludzi dobrych i złych
Wciąż przynosi wiatr
Ludzi dobrych i złych wciąż zabiera mgła
I tylko ty masz tą
Niezwykłą moc
By zatrzymać ich
By dać wieczność im
Pomyśl przez chwile
Podaruj uśmiech im
Tym których napotkałeś
Na jawie i wśród snów
A może ktoś
Skazany na samotność
Ogrzeje się twoim ciepłem
Zapomni o kłopotach

Zapal świeczkę
Za tych, których zabrał los
Zapal światło w oknie
Zapal świeczkę
Za tych, których zabrał los
Światło w oknie

Dżem "Zapal świeczkę"

Kończy się rok. Los zabrał wielu.
Nie powinnam w tej chwili słuchać tych piosenek.

A obiecywałam sobie, że będzie z uśmiechem...

piątek, 28 grudnia 2001

Każde tchórzostwo w sytuacjach istotnych, każda nieuprawniona ucieczka powoduje jakieś samounicestwienie. Ono zaś potwornie krzywdzi tych wszystkich, którzy mają do ciebie prawo, którzy mają prawo do twojej miłości, do twojej obecności, do twojego czasu. Każdy, kto żyje bezsensownie, kto zdradza największe wartości i czyni niesprawiedliwość, kto zamknął się w swoim egoizmie lub boi się stawić czoło sytuacjom trudnym i wymagającym odwagi, ma w sobie coś z samobójcy.

Przerażająca jest utrata wiary w sens życia, a niemniej przerażające jest przeświadczenie, że człowiek może znaleźć się w sytuacjach zamkniętych na sens. Przerażająca jest ta nieumiejętność stanięcia ponad swoją dramatyczną sytuacją, i przerażająca jest niewrażliwość otoczenia, które często nawet nie zauważa ludzkich dramatów. Nie trzeba wstydzić się tej zgrozy...

Bardzo chciałabym, żebyś to przeczytał.
A jeszcze bardziej bym chciała, żebyś to przyjął...

wtorek, 25 grudnia 2001

Piszę, bo inaczej nie potrafię. Piszę, bo gdybym nie pisała musiałabym krzyczeć, a nie lubię. Piszę, bo kiedy piszę czuję spokój, bo to najlepsza terapia i najpiękniejsza, najdelikatniejsza forma buntu. Jeśli prawda jest - myślę więc jestem- moja prawda jest - czuję więc piszę, bo inaczej nie potrafię...

niedziela, 23 grudnia 2001

Zawsze, ilekroć się uśmiechasz do swojego brata i wyciągniesz do niego rękę – jest Boże Narodzenie. Zawsze, ilekroć milkniesz, by innych wysłuchać, zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom”, tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość, zawsze ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych poprzez ciebie – zawsze wtedy jest Boże Narodzenie.

sobota, 22 grudnia 2001

Rzadko pamiętam sny. Ten jednak z jakich powodów pozostał w mojej świadomości. Może chciałam go tam zachować, a może po prostu w świątecznym czasie świat realny przenika się z nierzeczywistym żeby uchylić rąbka tajemnicy...?
Chyba mi też udzieliła się magia "Opowieści wigilijnej" Dickensa...


No właśnie, Dickens... Słyszałam, że czytam na głos "Opowieść wigilijną". Czytałam niezbyt głośno i z dziwnym przejęciem. Czułam się otulona ciepłem i przyćmionym światłem (to pewnie moja kołderka). Dziecko miało ciemne loczki i zaciśnięte piąstki. Zasnęło ufnie przytulone do mojego boku. Czułam niemal fizycznie to małe ciałko obok mnie. No i ta półotwarta buzia...
...mój aniołek...
I ktoś na mnie patrzył. Wiedziałam, że się uśmiecha. Obudziłam się, gdy w moim umyśle powstała myśl, że powinnam podnieść wzrok znad książki i odwzajemnić uśmiech.

Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Uśmiecham się teraz.

...to takie amerykańskie, więc:

MERRY CHRISTMAS TO THE WORLD!!!

czwartek, 20 grudnia 2001

Nowy Rok się zbliża, wypada coś postanowić. Może się zakocham...? Minął rok i Nieosiągalny zauważył moje istnienie. Jeszcze tylko 3 lata i się z nim umówię. Betka...

;)
Tyle lat
moja łza
żłobi rysę
w twoim policzku
a jeszcze
nie stałeś się
pękniętą
skałą

wtorek, 18 grudnia 2001

Tears In Heaven

Would you know my name
if I saw you in heaven?
Would you feel the same
if I saw you in heaven?
I must be strong and carry on
'Cause I know I don't belong here in heaven...

Would you hold my hand
if I saw you in heaven?
Would you help me stand
if I saw you in heaven?
I'll find my way through night and day
'Cause I know I just can't stay here in heaven...

Time can bring you down, time can bend your knees
Time can break your heart, have you begging please...

Beyond the door there's peace I'm sure
And I know there'll be no more tears in heaven...

Would you know my name
if I saw you in heaven?
Would you feel the same
if I saw you in heaven?
I must be strong and carry on
'Cause I know I don't belong here in heaven...

posted by Eric Clapton...','',

Jak wychować rasowych chuliganów?

10 wskazań dla rodziców 

1. Od wczesnych lat należy dziecku dawać wszystko, czego tylko pragnie.
2. Trzeba śmiać się z jego nieprzyzwoitych i grubiańskich słów. Będzie się uważać za mądre i dowcipne.
3. Należy je odgradzać od wszelkich wpływów religijnych. Żadnej wzmianki o Bogu. Nie posyłać na religię, nie nakłaniać do Kościoła. Gdy wyrośnie, samo wybierze sobie religię i światopogląd.
4. Nie wolno mówić dziecku, że źle postępuje. Nigdy! Biedactwo gotowe nabawić się kompleksu winy. A co będzie, gdy później przydarzy mu się nieszczęście - np. gdy je zaaresztują za kradzież samochodu? Ile się nacierpi w przekonaniu, że całe społeczeństwo je prześladuje.
5. Konsekwentnie róbcie wszystko za dziecko: gdy porozrzuca dookoła rzeczy, sami je podnieście i połóżcie na swoim miejscu. W ten sposób nabierze przekonania, że odpowiedzialność za to, co robi, nie spoczywa na nim, lecz na otoczeniu.
6. Pozwalajcie dziecku wszystko czytać, wszystko odlądać w telewizji, wszystkiego spróbować. Tylko w taki sposób nabierze doświadczenia i pozna, co jest dla niego dobre, a co złe.
7. Kłóćcie się zawsze w jego obecności. Gdy wasze małżeństwo się rozleci, dziecko nie będzie zaszokowane.
8. Dawajcie mu tyle pieniędzy, ile zechce. Niech nie musi ich zarabiać. Byłoby rzeczą tragiczną, gdyby musiało się tak męczyć, jak wy kiedyś.
9. Zaspakajajcie wszystkie jego życzenia. Niech odżywia się jak najlepiej, używa trunków i narkotyków, ma wszystkie wygody. Gdyby odczuwało jakiś brak, nie będzie sobą, stanie się człowiekiem nerwowym, obdarzonym kompleksami.
10. Stawajcie zawsze w obronie dziecka. Obojętnie z kim popadnie w konflikt - z policją, nauczycielami czy sąsiadami. Nie wolno dopuścić, by dziecku ktoś wyrządził krzywdę, tylko ono może bezkarnie krzywdzić innych (poczynając od babci, kolegów itp.).

Jeżeli mimo takiej wolności i przywilejów, jeśli mimo tylu dowodów waszej miłości, dziecko wam się uda i nie wyrośnie z niego chuligan, to nie potrzebujecie winić samych siebie. Zrobiliście sami, co tylko się dało, aby je zepsuć. Po prostu dziecko nie zrozumiało waszego poświęcenia.

wyszperane w sieci

poniedziałek, 17 grudnia 2001

w zamku bajkowego króla
biega po blankach królewna
o szarozielonych rzęsach
ma ze dwadzieścia wiosen
i tylko cztery zimy
poskręcane wiatrem włosy
usta mokre od rosy
dziecięco zawiedzioną minę

gdyby nie te buty
ze świeżej trawy piasku i soli
byłbyś podskoczył i wziął ją w ramiona
gdyby nie w ziemi zakopane stopy
byłaby twoja
Dziś zadałam sobie trud odkopywania reliktów przeszłości i sięgnęłam do mojego nastoletniego pamiętnika. Tego tradycyjnego, papierowego, z gęstymi rzędami robaczków naściubionych przez łzy.

Godziny przy piórze - one leczą rany; one też wstrzymują od ran zadawania...
Takie motto na pierwszej stronie. Naiwne choć chyba prawdziwe.

Pierwsze słowa:
"Życie stanęło na głowie i ani myśli wracać do normy. To się chyba fachowo nazywa dojrzewanie. Nie wiem dlaczego pomyślałam, że mam ten czas już za sobą..."
Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to dziś mogłabym napisać to samo...
Dojrzewam permanentnie, a ciągle jestem dzieckiem...

niedziela, 16 grudnia 2001

Niektóre osoby pochłonięte tworzeniem świata, do którego nie zdoła przeniknąć żadne zagrożenie z zewnątrz, rozwijają w sposób przesadny mechanizmy obronne wobec obcych ludzi, nieznanych miejsc i nowych doświadczeń - zubażając swój wewnętrzny świat. Wtedy nieodwracalne szkody zaczyna wyrządzać Gorycz. Głównym celem ataku Goryczy jest wola.
Ludzie dotknięci tą chorobą tracą chęć do czegokolwiek i po upływie kilku lat nie są w stanie wyjść ze swego świata, bo zużyli już przecież zapasy energii na zbudowanie wysokich murów broniących dostępu do upragnionej rzeczywistości. Jedyną zaleta tej choroby, ze społecznego punktu widzenia, jest jej powszechność, dlatego odosobnienie - w jej przypadku - nie jest potrzebne... Większość zgorzkniałych może żyć na wolności, nie stanowiąc niebezpieczeństwa dla porządku publicznego ani dla bliźnich. Za wysokimi murami wzniesionymi wokół siebie są całkowicie odizolowani od świata, choć zdają się stanowić jego część.
Chronicznie zgorzkniali miewają świadomość swej choroby raz w tygodniu - w niedzielne popołudnia, kiedy ani praca ani rutyna nie przychodzą im z pomocą, by złagodzić objawy.
Co to znaczy być szalonym? Tym razem odpowiem wprost: szaleństwo to niemożność przekazania swoich myśli. Trochę tak jakbym znalazła się w obcym kraju - widzę wszystko, pojmuję, co się wokół mnie dzieje, ale nie potrafię się porozumieć i uzyskać znikąd pomocy, bo nie mówię językiem tubylców.
Wariaci, podobnie jak dzieci, nie dają za wygraną, dopóki ich życzenie nie zostanie spełnione.
Postanowiłam być szalona. Przestać cały czas myśleć, że kogoś krępuję, że komuś przeszkadzam. Jeśli ludziom się to nie spodoba, upomną się o swoje! A jeśli nie będą mieli odwagi, to już ich sprawa.
PRAGNĘ BYĆ ZWARIOWANA I PRZEŻYĆ SWOJE ŻYCIE TAK, JAK MNIE SIĘ PODOBA , A NIE TAK, JAK SIĘ PODOBA INNYM.
I żeby sobie pozwolić na luksus szaleństwa będę sobie stwarzać ku temu odpowiednie warunki.

"mądrość ludzi jest szaleństwem w oczach Boga; jeśli posłuchamy głosu dziecka, które mieszka w naszej duszy, oczy nasze znowu nabiorą blasku"

sobota, 15 grudnia 2001

Nikt nie krzyczy z radości, że się obudził
Tylko ptaki o świcie, ptaki za oknem,
Wszyscy się boją tego, co dzień im przyniesie,
Tylko my na gałęzi nie.

Nikt nie chce się wyrzec tego co posiadł
I w gęstej pościeli trzyma się resztek snu,
Wszyscy tak żyją jak gdyby żyć mieli wiecznie,
Tylko my na gałęzi nie.

(K. Wierzyński, Na gałęzi)
Na początku tylko patrzyłam w sufit i płakałam. Już od dawna nie mogłam sobie pozwolić na ten luksus. Łzy płynęły mi po twarzy przez wiele godzin. Nie mogłam ich powstrzymać. A może nie chciałam. Katharsis.

Kapłan powiedział 'Wcale nie masz się pokornie modlić. Masz się nie zgadzać. Masz się z Nim kłócić. On się nie obrazi.'
Wykrzyczałam mu wszystko, kiedy na sali obok konała kobieta. Kilkanaście godzin bez nadziei. Wysłuchał w milczeniu i nie zaprzeczył. Ale też nie przyznał mi racji. Potem już mogłam się modlić.

Cud. Lekarze chcieli sprawiać wrażenie, że wiedzą o co w tym wszystkim chodzi. Ostatecznie trochę mnie pomaltretowali i wypuścili. Kolejne dni na kredyt.

Oślepiło mnie słońce. Wciągnęłam w płuca mroźne powietrze. Nie przypuszczałam, że zmysły mogą się wyostrzyć w ten sposób. Uciekałam stamtąd prawie jakby mi wyrosły skrzydła. I byłam szczęśliwa jak rzadko kiedy w swoim życiu.

Nic nie jest w tej chwili ważne. Tylko miłość. Aż do utraty tchu.

niedziela, 9 grudnia 2001

Jestem kobietą pustyni...
Kobieta pustyni potrafi czekać
na swojego mężczyznę.
Posyła mu z wiatrem pocałunki i wierzy,
że musną jego twarz
i powiedzą, że ona jest,
że tęskni
i czeka...
Pomyślałam o kilku bardzo bolesnych wydarzeniach z mego życia. Za ile z nich jestem dzisiaj wdzięczna, ponieważ dzięki nim zmieniłam się i dojrzałam. Oto prosta prawda życiowa, której większość ludzi nigdy nie odkrywa. Szczęśliwe wydarzenia sprawiają, że życie jest czarujące, ale nie prowadzą do odkrywania prawdy o sobie ani do duchowego wzrostu, ani do wolności. To jest zarezerwowane tylko dla rzeczy, osób i sytuacji, które sprawiają nam ból.
Dziś usiedliśmy naprzeciwko siebie i zapytałeś: "Dlaczego tak bardzo ci na tym wszystkim zależy?". Zamilkłam, choć zwykle bywam elokwentna w takich momentach.
Wiele mówię o wieczności, a przecież jeśli traktować ją na serio, to niezależnie od zdarzeń życiowych nic się nie zmienia. A w każdym razie niewiele. Dostałam w prezencie opcje na wieczne zbawienie.

Nie mam już więcej łez. Nie mam już siły, żeby wykrzykiwać światu jak bardzo mnie to wszystko złości, jak bardzo mi się to nie podoba, jakie to niesprawiedliwe i ile jeszcze we mnie ambicji, pragnień. Pozostała tylko cicha obecność. ON WIE. On też przeżywał taki moment. "Boże mój, czemuś mnie opuścił?!" On wypełnił swój czas. Wierzę, że pozwoli mi wypełnić mój.

Zamknęłam się w jednym pokoju z moimi lękami. On miał być arbirtem. Negocjacje trwają już długo i są ciężkie. Szala zwycięstwa przechyla się w moją stronę.

Dziś nie będę modlić się tekstem Kantyku Symeona. Dziś zaśpiewam Magnificat.

sobota, 8 grudnia 2001

Jeśli czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć.

piątek, 7 grudnia 2001

Bóg wysłuchuje tych, którzy błagają o łaskę zapomnienia dla nienawiści, lecz głuchy jest na głos tych, którzy pragną uciec przed miłością...

czwartek, 6 grudnia 2001

Czekanie oczyszcza. Dzięki czekaniu mogę poznać siebie. Swoje tęsknoty, pragnienia.
Człowiek wartościowy powinien potrafić czekać.

Już prawie czwarta nad ranem. Czemu cię nie ma? Czekam...

P.S. Ogłoszenie drobne: święta cierpliwość - wyszła z domu i nie powróciła; rysopis: ...
...ktokolwiek widział... ktokolwiek wie... proszony jest o kontakt...

środa, 5 grudnia 2001

KOLĘDA DLA NIEOBECNYCH
słowa: Szymon Mucha

A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie,
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.

I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.

Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz,
Pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są,
Puste miejsca przy stole.

Daj nam wiarę, że to ma sens,
Że nie trzeba żałować przyjaciół,
Że gdziekolwiek są - dobrze im jest,
Bo są z nami, choć w innej postaci.

I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze,
Że odeszli po to, by żyć,
I tym razem będą żyć wiecznie.

Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz,
Pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są,
Puste miejsca przy stole.

A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie,
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.

Przyjdź na świat...
No dobra. Przewietrzyłaś szufladę z Pamiątkami po ... (ma się w głowie trochę tych szuflad). Wymiotłaś kurz, pajęczyny. Już wystarczy.

A teraz wracamy do żywych.

Wykonać!

P.S. Ogłoszenie drobne: ramkę spatynowaną kupię.

wtorek, 4 grudnia 2001

CZAS, niewyspany, zdyszany,
CZAS, przeklinany co rano, blady.
CZAS - chudy sknera bez duszy.
Ten twój czas, to jest wszystko, co masz.
Twój przyjaciel na dobre i złe,
i twój wróg, co wydziela ci tlen,
na twym czole on znaczy swój ślad
by być zawsze na czas.
CZAS - w kąt wagonu wciśnięty,
CZAS - wciąż spóźniony, zgoniony, święty.
CZAS - twe powietrze i woda,
ten twój czas, to jest wszystko co masz.
Twój przyjaciel na dobre i złe,
biciu serca odmierza wciąż kres,
uwięziony w klepsydrze twój pan,
co na ustach ma piach.
CZAS - czyjeś oczy nad ranem,
CZAS - najpiękniejszy kochanek. AMEN.
CZAS - twe ostatnie pytanie:
- Więc to już? Tylko tyle dał czas...

Encyklopedycznie rzecz biorąc czas - to miara trwania wszystkiego, co należy do świata materialnego. Obok przestrzeni - to wspólna, podstawowa właściwość rzeczy, zjawisk, wskazująca, że mają one swój początek, historię i kres. W naukach przyrodniczych czas jest parametrem określonym przez iloraz drogi do prędkości lub stosunek jednej zmiany do drugiej; w filozofii - jest to miara zmiany, wyrażana za pomocą przysłówków „wcześniej - później“, lub miara przejawów istnienia; w psychologii - jest to przeżywanie trwania zdarzeń lub ich przemijania; w naukach historycznych - trwanie życia oraz działalności społeczeństw i jednostek. W różnych dziedzinach kultury czas jest okresem aktualizowania własnej osobowości poprzez realizację określonych wartości, w religii np. poprzez realizację wartości transcendentnych, zwłaszcza sakralnych, i dlatego zwany czasem zbawczym i przeciwstawiany wieczności. Na ogół czas jest czynnikiem mobilizującym refleksję do poszukiwania celów mogących zagwarantować istnienie wartościowe, godne, na miarę wielkości człowieka.

Czas... Ciągle pędzi do przodu, ciągle ucieka, nie zatrzyma się... Myślę o jego mądrym wykorzystaniu, choćby wtedy, gdy na ekranie mego komputera w czasie wykonywania przez niego danej operacji zamiast kursora pojawia się maleńka „klepsydra“...

Czas... Nie traktuję go jak wroga, ale jak przyjaciela. On jest jak najpiękniejszy kochanek... I choć wielu spotykam takich, którzy twierdzą, że czas to pieniądz, że czas trzeba wykorzystać przede wszystkim dla zabawy i maksimum przyjemności, to ja staram się pamiętać o jednym: czas to miłość...
Mówię o sprawach, o których należałoby milczeć.
Robię rzeczy, od których powinnam się powstrzymać.
Mam ochotę na płacz, ale w oczach nie stają łzy.
Chcę krzyczeć ze złości, ale wychowanie mnie powstrzymuje.
Choć patrzę - nie widzę.
Choć słucham - nie słyszę.

To niezwykły czas.

niedziela, 2 grudnia 2001

Zostało jeszcze 10 dni.
Dziś rano zadałam sobie pytanie, co zamierzam z nimi zrobić, jeśli to faktycznie będzie moje ostatnie 10 dni. I sama nie wiem. W dniu 18 urodzin zrobiłam listę 20 rzeczy, które zdecydowanie chcę zrobić przed śmiercią. Do dziś wykreśliłam z niej 2 pozycje. To powinno rodzić we mnie jakiś rozpaczliwy hedonizm, apetyt na życie i chęć realizacji niespełnionych marzeń. Ale tak nie jest.
Najbliższe 10 dni upłynie mi zapewne pod znakiem nauki, ważnych spotkań, codziennych trosk. Nic nadzwyczajnego. Nadal będę myślami towarzyszyć mężczyźnie, który wciąż pozostaje poza moim zasięgiem i pewnie przez to wydaje się tak szalenie intrygujący. Nadal będę się martwić o pomyślne rozwiązanie problemów moich przyjaciół. Nadal będę starała się najlepiej jak to możliwe wypełniać moje obowiązki. A potem po prostu wyjadę. Tym razem chcę uniknąć dekadenckiego załatwiania wszystkich spraw "przed końcem", żeby tylko zostawić czyste konto. Tak na wszelki wypadek. Tym razem wręcz przeciwnie. Chcę zostawić sprawy niedokończone. To one właśnie zmobilizują mnie do powrotu.
Czy się boję? Trudno powiedzieć. Nie boję się śmierci. To przecież nic strasznego. Poprzednio się bałam. Pamiętam to doskonale. Kiedy otwarłam oczy byłam zaskoczona własnym istnieniem. Porównuję to z perspektywy czasu do zdumienia i szoku narodzin. Coś jak pierwszy krzyk noworodka.
Boję się, że będę w pewnym momencie leżała na jakiejś sali, przypięta do dziwnych aparatów, że nie będę mogła się ruszyć, że ból wypełni cały mój umysł i nie będzie już miejsca na żadną myśl. Boję, się, że wtedy właśnie nie będzie przy mnie nikogo, komu mogłabym powiedzieć, że się boję. Boję się, że stracę jakikolwiek wpływ na moje życie, że nie będę mogła zadecydować, czy chcę to dalej ciągnąć, czy nie.
Zastanawiam się tylko jak to możliwe, że niektóre komórki mojego ciała nienawidzą mnie tak bardzo, że aż pragną mojej śmierci...?
Za słaby by można go odczuć
A rośnie w siłę zabija spokój
I boję się on zabiera wszystko mi
Wszystko czym mogłam żyć
Tak dawno a tkwi gdzieś we mnie
Dławi oddech przenika moje wnętrze
Ból jest dziś mym kochankiem

Bo to on może zniszczyć wszystko
Lub wybaczyć
On niebem jest on jest piekłem
Dlatego daje by zabrać dużo więcej
Oto gra której posmak czuję ja
Nigdy ty
Kto mnie potrzyma gdy zabraknie sił ?
Kto poda rękę w zamian nie chcąc nic ?
Kto powie mi gdzie mam iść dalej ?
Kto może mi to dać ?
Kto dotknie mnie choć chwilę ?
Kto może mi to dać ?

muzyka: D. Howorus & K. Kowalska słowa: K. Kowalska
OK, przyznam się.
Piszę to wszystko trochę po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Mam świadomość, że moje myśli nie padają tylko w cyfrową otchłań, ale są też czasem przez kogoś czytane. Wystarczy mi rzut oka na statystyki oglądalności stron.
Po co?
Mam nadzieję, że ktoś podejmie trud rozumienia i akceptowania. Bez zadawania zbędnych pytań, bez okazywania litości, źle skrywanego współczucia i skrępowania.

Ludzie zwykle czują się niezręcznie wobec zła i cierpienia. Zauważyłam kiedyś, że w czasie odwiedzin w szpitalu czują się niemal winni, że są zdrowi. Nie wiedzą jak rozmawiać z niepełnosprawnym, upośledzonym, bo krępuje ich własna dobra kondycja. Tak samo jest ze mną. Widzę na twarzach przyjaciół zażenowanie faktem, że nie rozumieją jak to jest, kiedy się umiera.

Ten czas jest dla mnie ważny. Refleksją sięgam do spraw ważnych. Może nawet najważniejszych. Oczyszcza się moja motywacja, spojrzenie na świat, ludzi i siebie samą. Chyba powoli dorastam.

Ktoś jest zaskoczony. Mówi, że nawet nie daję po sobie poznać z czym się zmagam.
To pewnie dlatego, że to jest _moje_ umieranie. Tak bardzo moje, że nikt inny nie będzie potrafił w nie wejść, choć tak bardzo jest mi potrzebna czyjaś obecność.

Próbuję się czasem dzielić z kimś swoimi myślami. Wtedy jest to tajemnicze i intrygujące, potem z każdą chwilą bardziej niejasne, a na koniec budzi nieokreślony strach. Może dlatego, że sama nie potrafię tego nazwać, choć staram się ze wszystkich sił zachować precyzję w nazywaniu tego, czego doświadczam.

Odczuwam potrzebę 'metafizycznego towarzystwa'. Drugiego ja, świadomego i ukształtowanego na tyle, że stanie się partnerem. Obawiam się, że nawet wymarzony Nieosiągalny (choć ostatnio zauważający moje istnienie), nie jest w stanie stanąć na wysokości zadania. Pozostaje brulion.

wtorek, 27 listopada 2001

Tadeusz Różewicz "Szkic do erotyku współczesnego"

A przecież biel
najlepiej opisać szarością
ptaka kamieniem
słoneczniki
w grudniu

dawne erotyki
bywały opisami ciała
opisywały to i owo
na przykład rzęsy

a przecież czerwień
powinno opisywać się
szarością słońce deszczem
maki w listopadzie
usta nocą

najplastyczniejszym
opisem chleba
jest opis głodu
jest w nim
wilgotny porowaty ośrodek
ciepłe wnętrze
słoneczniki w nocy
piersi brzuch uda Kybele

źródlanym
przezroczystym opisem
wody
jest opis pragnienia
popiołu
pustyni
wywołuje fatamorganę
obłoki i drzewa wchodzą
w lustro

Brak głód
nieobecność
ciała
jest opisem miłości
jest erotykiem współczesnym


Utrzymuję w mocy to, co napisałam w poprzednim wpisie w moim dzienniku pokładowym, ale to, że w tej chwili powyższe słowa są mi szalenie bliskie świadczy o tym, że daleko mi jeszcze do doskonałości...

Chcę tylko byś był
nic więcej
by otuliły mnie twoje skrzydła...

poniedziałek, 19 listopada 2001

Długo musiałam ze sobą walczyć, żeby móc powiedzieć, że nikogo nie potrzebuję...

Co trzyma cię przy innym człowieku? Brak, potrzeba, przywiązanie? Czy to właśnie nazywasz miłością? Kochać możesz dopiero wtedy, gdy możesz tej osobie powiedzieć "Nie potrzebuję cię. Nie jesteś mi do niczego potrzebny. Mogę być szczęśliwa bez ciebie. Jestem pełna, kompletna, zakorzeniona w Miłości uniwersalnej. Nie służysz zaspokojeniu moich braków. Twoja obecność daje mi radość. Chcę przeżywać siebie razem z tobą.
Trzeba umrzeć, zakwestionować swoje odrębne egoistyczne istnienie i uznać siebie jako cząstkę Uniwersum, cząstkę Miłości. Trzeba być wolnym od siebie samego, od tego, kim się jest i w tym, kim się jest, aby móc w pełni cieszyć się sobą i innym człowiekiem.
Szukasz człowieka, ale dostrzegasz w nim tylko siebie. Złodziej widzi w świętym tylko jego kieszenie. Jeśli szukasz człowieka mądrego, uczciwego, odpowiedzialnego, to najpierw sam się takim stań. Wtedy nawet jeśli nikogo takiego nie spotkasz, nie będziesz czuć braku, nie będziesz potrzebować.
Życie nie jest szukaniem Boga, nie jest pielgrzymowaniem do Niego. To otwieranie się na Jego obecność, na Miłość w nas. Dla realizacji siebie w tej miłości trzeba "odrzucić" innych. Człowiek zrealizowany nigdy nie czuje się samotny, nie odczuwa żadnych braków. Ma wszystko.

"Jeśli upieramy się, że źródłem szczęścia jest drugi człowiek jako obiekt naszej miłości, wtedy rozczarowanie jest nieuchronne."

czwartek, 15 listopada 2001

Ktoś powiedział, że istnieją jedynie dwie rzeczy na świecie: Bóg i strach. Miłość i strach są właśnie tymi dwiema rzeczami. Jest tylko jedno zło na świecie - strach, jest tylko jedno dobro na świecie - miłość. Czasami jedynie inaczej są określane. Niekiedy miłość nazywana jest szczęściem, wolnością, pokojem, radością, Bogiem czy zgoła czymś innym. Ale nieważne, jak ją zwał. I nie ma na świecie takiego zła, które nie pochodziłoby ze strachu. Nie ma.

Ignorancja i strach, ignorancja wypływająca ze strachu. Wszelkie zło pochodzi ze strachu i każdy gwałt z niego się bierze. Osoba rzeczywiście pozbawiona agresji jest osobą, która nie ma w sobie strachu. Gdy obawiasz się czegoś, stajesz się zły. Przypomnij sobie, kiedy ostatni raz byłeś zły. Idź dalej. Pomyśl, kiedy byłeś zły i jaki lęk krył się pod twoją złością. Czego bałeś się stracić? Co miano ci zabrać, iż tak bardzo się bałeś? To tutaj tkwi przyczyna twej złości. Pomyśl o jakiejś złej osobie, być może to ty jesteś źródłem jej strachu. Czy widzisz, jak jest przestraszona? Jest naprawdę wystraszona, bez żartów. Ostatecznie są jedynie dwie rzeczy na świecie: miłość i strach.

Porzucam me rozważania w tym momencie, nieuporządkowane, i skupiam się to na jednej, to na drugiej sprawie, powracając raz po raz do wcześniejszych tematów. Czynię tak dlatego, gdyż myślę, że jest to sposób na uchwycenie tego, o czym mówię. Jeśli nie dotrę do ciebie za pierwszym razem, może uda mi się za drugim, a to, co nie docierało do jednej osoby, może dotrze do drugiej. Omawiam rozmaite sprawy. Choć tak naprawdę mówię o jednej. Nazywa się miłość, duchowość, wolność, świadomość czy jakoś tam jeszcze. Naprawdę idzie tu o tę sama rzecz

wtorek, 13 listopada 2001

MOJA PIOSNKA

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba....
Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą...
Tęskno mi, Panie...

Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,
"Bądź pochwalony!"
Tęskno mi, Panie...

Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,
Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,
Równie niewinnej...
Tęskno mi, Panie...

Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
Do tych, co mają tak za tak - nie za nie,
Bez światło-cienia...
Tęskno mi, Panie...

Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?
I tak być musi, choć się tak nie stanie
Przyjaźni mojej...
Tęskno mi, Panie...

C.K. Norwid


Kiedyś słyszałam wokalną interpretację tego utworu. Nie wiem, dlaczego akurat dziś zabrzmiała w mojej głowie i nie opuszcza mnie na krok. Może tęsknie do tych, którzy mają tak za tak, nie za nie...? Bez światłocienia. Świat wartości wokół mnie jest pogrążony w półmroku. Nic nie jest jednoznaczne. "Niepokój rzeczy" - to dobre określenie na to, czego doświadczam niemal fizycznie.
Aha, jeśli nic się nie wydarzy, to przez najbliższe 2 lata będę piastować stanowisko wicelidera wspólnoty w Duszpasterstwie Akademickim. I w zasadzie nic ponadto nie potrafię na ten temat powiedzieć.
Mam nadzieję, że On się o moją niewiedzę zatroszczy.

poniedziałek, 12 listopada 2001

Nie wiem nic. Jest wokoło ten rzeczy niepokój,
który rzeki przesyca i morza obłoków,
który jest sam dla siebie, a ja ponad którym
jestem jak smutne dziecko przenoszące góry.

wtorek, 6 listopada 2001

Czy można być w pełni sobą nie doświadczając tragedii? Jedyną rzeczywistą tragedią na ziemi jest niewiedza. To od niej pochodzi wszelkie zło. Jedyną tragedią istniejącą na świecie jest nieświadomość i trwanie we śnie. Stąd wyrasta strach, a ze strachu cała reszta. Śmierć nie jest tragedią w żadnym sensie. Śmierć jest piękna, przerażająca jest tylko dla tych ludzi, którzy nigdy nie rozumieli życia. Tylko wówczas gdy boisz się życia, lękasz się śmierci. Jeden z amerykańskich pisarzy ujął to bardzo pięknie. Napisał, że przebudzenie jest śmiercią wiary w niesprawiedliwość i tragedię. Dla mędrca koniec egzystencji gąsienicy oznacza narodziny motyla. Śmierć jest zmartwychwstaniem. Nie mówimy tu o zmartwychwstaniu, które kiedyś nastąpi, ale o tym, które teraz właśnie ma miejsce. Jeśli umrzesz dla swej przeszłości, jeśli umrzesz dla każdej minuty, to jesteś osobą w pełni żywą, ponieważ osoba w pełni życia jest osobą pełną śmierci. Zawsze umieramy dla rożnych rzeczy. Zawsze rzucamy wszystko, by być w pełni żywym i gotowym w każdej chwili na zmartwychwstanie. Mistycy, święci i inni czynią wielkie wysiłki, by przebudzić ludzi. Jeśli się nie obudzą, stale towarzyszyć im będzie zło, takie jak: głód, wojny, gwałt. Największym złem są ludzie - pogrążeni we śnie, pozbawieni wiedzy.

Nie proś świata, aby się zmieniał - to ty zmień się pierwszy. Wówczas zobaczysz świat wystarczająco wnikliwie, by moc zmienić wszystko, cokolwiek uznasz za stosowne. Pozbądź się zaćmy na własnych oczach. Jeśli tego nie uczynisz, tracisz prawo do zmieniania czegokolwiek lub kogokolwiek. Póki nie jesteś świadom samego siebie, nie masz żadnego prawa poprawiać innych lub świata. Zło w próbach zmieniania innych ludzi czy świata - kiedy ty sam nie jesteś osobą świadomą - polega na tym, że zmiany te mogą służyć tylko twoim interesom, dumie, dogmatycznym przekonaniom, albo po prostu odreagowywaniu negatywnych emocji. Żywię negatywne uczucia, a więc radzę ci, byś zmienił się w taki sposób, bym poczuł się lepiej. Najpierw rozwiąż problemy swoich negatywnych emocji tak, abyś przystępując do zmieniania innych kierował się nie nienawiścią lub negatywizmem, ale miłością. Może wydawać się dziwne także i to, że ludzie bywają bardzo surowi wobec innych, a jednak są pełni miłości. Chirurg może być wobec swego pacjenta nad wyraz bezlitosny, a jednak wykonywać swe zabiegi z miłości. Miłość bywa doprawdy bezlitosna.

poniedziałek, 5 listopada 2001

Hacker-howto - interesująca lektura polecona mi przez kogoś. Swoista ideologia, kultura, filozofia...
Inspiracja.

piątek, 2 listopada 2001

Dziś byłam wyjątkowo okrutna dla mojego Filusia, ale zarazem wzbudził mój szacunek swoją wytrzymałością.
Słuchałam sobie muzyczki, skanowałam fotki i edytowałam je w Corelu, miałam otwarte 2 sesje SCP i dwie sesje SSH, gadu-gadu i ICQ. Ponadto odpaliłam w trzech okanch IE 6.0. W krytycznym momencie oglądałam jeszcze filmik w DivX'ie i czytałam dokument w Word 2k. I dopiero wtedy Filuś odmówił współpracy! heh...
I kto by pomyślał, że ma w środku Celerona 466 i 64MB RAMu, a ostatnio mniej niż 100MB wolnego twardziela... :)

środa, 31 października 2001

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego

Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą

[Ks.J.Twardowski - "Poezje wybrane" 1979]

Jutro 1 listopada...
Kochamy wciąż za mało i stale za późno...

Dziś przez cały dzień chodziłam bez celu po mieście. Nie poszłam na zajęcia. Nie zniosłabym tego w taki dzień.
Kiepsko znoszę takie uroczystości. Wielu ukochanych odeszło od ostatniego 1 listopada...

sobota, 27 października 2001

MODLITWA III - POZWÓL MI (P.Berger-R.Riedel)

Pozwól mi spróbować jeszcze raz
Niepewność mą wyleczyć, wyleczyć mi
Za pychę i kłamstwa, same nałogi
Za wszystko co związane z tym
Za świństwa duże i małe
Za mą niewiarę - rozgrzesz mnie
No rozgrzesz mnie...
Panie mój, o Panie
Chcę trochę czasu, bo czas leczy rany
Chciałbym, chciałbym zobaczyć co
Co dzieje się w mych snach
Co dzieje się
I nie, i nie chcę płakać, Panie mój
Uczyń bym był z kamienia
Bym z kamienia był
I pozwól mi, pozwól mi
Spróbować jeszcze raz, jeszcze raz
Chcę trochę czasu, bo czas, bo czas leczy rany
Chciałbym, chciałbym zobaczyć co
Co dzieje się, co dzieje się w mych snach
I nie, i nie chcę płakać, Panie mój
Uczyń bym był z kamienia
Bym z kamienia był
I pozwól mi, pozwól mi spróbować jeszcze raz
Jeszcze raz....


Dziś słucham Dżemu, jak za starych dobrych licealnych czasów...

poniedziałek, 22 października 2001

Słucham.
Staram się ostrożnie stawiać kroki pośród tego całego zamętu. Manewruję, żeby tylko się nie zachwiać... Nie chcę być stroną zaangażowaną w ten cały bałagan.

Chyba jednak pozwolę sobie na luksus braku obiektywizmu...
Aha, zapomniałam, że dziś miałam napisać coś optymistycznego. Zostałam wybrana do Rady w Duszpasterstwie Akademickim. Miejsce medalowe! :) To mój ogromny sukces. I jeszcze większe zadanie.

niedziela, 21 października 2001

10 grudnia
Nie wiem dlaczego moje życie nagle podzieliło się na "przed" i "po" 10 grudnia. Zwykle nie myślałam o tym "po" - wolałam się sympatycznie zaskoczyć. Tym razem jest inaczej. Mam czelność posiadać jeszcze jakieś plany, coś zamierzać.
"Wie pani przecież jakie są w podobnych przypadkach statystyki."
...a co jeśli nie będzie "po"...?

sobota, 20 października 2001

philadelphia

sometimes i think that i know
what love's all about,
and when i see the light
i know i'll be all right.

i've got my friends in the world,
i had my friends,
when we were boys and girls
and the secrets came unfurled

city of brotherly love,
place i call home,
don't turn your back on me.
i don't want to be alone.
love lasts forever.

someone is talking to me,
calling my name.
tell me i'm not to blame,
i won't be ashamed of love.
philadelphia.

city of brotherly love,
brotherly love.

sometimes i think that i know
what love's all about,
and when i see the light
i know i'll be all right.
philadelphia.

lyrics and music by neil young


Muzycznie się zrobiło w moim dzienniku pokładowym... Ale dziś doszłam do wniosku, że (parafrazując reklamę) czasem wydaje mi się, że wiem o co chodzi w miłości. I mam rację: _wydaje_ mi się.

środa, 17 października 2001

Mężczyźni.
To chyba niemożliwe, żeby pochodzili z Ziemi. Mam nawet wątpliwości, czy pochodzą z Marsa.
Najpewniej z piekła.

PS. Dziś nie jestem szczególnie obiektywna. ;-)
Sen Katarzyny II 

Na smyczy trzymam filozofów Europy
Podparłam armią marmurowe Piotra stropy
Mam psy, sokoły, konie - kocham łów szalenie
A wokół same zające i jelenie

  Pałace stawiam, głowy ścinam
  Kiedy mi przyjdzie na to chęć
  Mam biografów, portrecistów
  I jeszcze jedno pragnę mieć


- Stój Katarzyno! Koronę Carów
Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć!

Kobietą jestem ponad miarę swoich czasów
Nie bawią mnie umizgi bladych lowelasów
Ich miękkich palców dotyk budzi obrzydzenie
Już wolę łowić zające i jelenie

  Ze wstydu potem ten i ów
  Rzekł o mnie - Niewyżyta Niemra!
  I pod batogiem nago biegł
  Po śniegu dookoła Kremla!


- Stój Katarzyno! Koronę Carów
Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć!

Kochanka trzeba mi takiego jak imperium
Co by mnie brał tak jak ja daję - całą pełnią
Co by i władcy i poddańca był wcieleniem
I mi zastąpił zające i jelenie

  Co by rozumiał tak jak ja
  Ten głupi dwór rozdanych ról
  I pośród pochylonych głów
  Dawał mi rozkosz albo ból!


- Stój Katarzyno! Koronę Carów
Sen taki jak ten może Ci z głowy zdjąć!
Gdyby się taki kochanek kiedyś znalazł...
- Wiem! Sama wiem! Kazałabym go ściąć!


Jacek Kaczmarski, 1978 

Od wizyty w Rosji szalenie polubiłam Katarzynę II i Piotra I...
Sama nie wiem czemu. :)

poniedziałek, 15 października 2001

Siedzę nad książkami i się nudzę. To potwornie nierozwijające...
A tyle mogłabym w tym czasie zrobić... ech...
"Jasne widzenie fenomenu bytu bywało często zaciemniane przez nader powszechny przesąd, który nazwiemy kreacjonizmem. Ponieważ zakładano, że to Bóg nadał światu byt, byt zawsze wydawał się zbrukany pewną biernością. Ale stworzenie ex nihilo nie może wyjaśniać pojawienia się bytu, bo jeżeli byt zostaje pomyślany przez subiektywność, choćby boską, pozostaje wewnątrzsubiektywnym sposobem bycia. W tej subiektywności nie mogłoby powstać nawet przedstawienie obiektywności, a co za tym idzie, nie mogłaby w niej powstać wola stworzenia obiektywnego świata. Zresztą gdyby nawet byt został nagle wrzucony poza subiektywność przez błyskawicę, o której mówi Leibniz, mógłby utwierdzić się jako byt tylko przeciwko swojemu stwórcy, gdyż w przeciwnym razie rozpuściłby się w nim: teoria nieustannej kreacji, odbierająca bytowi to, co Niemcy nazywają „selbstständigkeit”, każe mu znikać w boskiej subiektywności. Jeżeli byt istnieje w obliczu Boga, jest to możliwe dlatego, że opiera się na samym sobie, że nie zachowuje w sobie najmniejszego śladu boskiego tworzenia. Jednym słowem, nawet gdyby byt-w-sobie był stworzony, nie dawałby się wytłumaczyć przez stworzenie, bo niezależnie od stworzenia bierze swoje bycie na siebie. Równa się to stwierdzeniu, że byt jest niestworzony. Ale nie należy wyprowadzać stąd wniosku, że byt tworzy się sam, co zakładałoby, że jest od samego siebie wcześniejszy. Byt nie może być causa sui na sposób świadomości. Byt jest sobą. Co znaczy, że nie jest ani biernością, ani aktywnością. (...) Jest immanencją, która nie może się dokonać, afirmacją, która nie może się afirmować, aktywnością, która nie może działać, ponieważ jest zapchana sobą. (...) Streśćmy te pierwsze wyniki, mówiąc, że byt jest w sobie."

Czytając te słowa zastanawia mnie jedno: kto popadł w większy zabobon: Sartre czy wyznawcy kreacjonizmu?

niedziela, 14 października 2001

W Europie Zachodniej od kilkunastu lat rośnie liczba rozwodów, spada liczba małżeństw, maleje liczba narodzin.
Nie dziwne, że IKEA robi taką furorę, sprzedają w końcu demontowalne meble dla 'rozmontowujących się' małżeństw.

sobota, 13 października 2001

Kiedy podłączałam się do sieci, ludzie mówili, że sieć uzależnia, alienuje i sprawia, że ludzie przestają ze sobą rozmawiać i się spotykać. Po kilku latach maniakalnego rozmawiania i mailowania doszłam do wniosku, że to bzdura. Ludzie spotykają się umawiając się przez maila czy na ircu, znajdują ludzi o podobnych zainteresowaniach itp... Myślałam że tak to jest.
Musze jednak się przyznać (w końcu to brulion), że na mnie wywarło to chyba jakiś wpływ. Najlepiej czuję się sama, najlepiej pracuję sama, najlepiej śpie sama, nie interesują mnie już ludzie, nie chcę wiedzieć co robia, czym się zajmują i o czym myslą, wogóle mnie to nie interesuje. Czasem kiedy zakładam na uszy sluchawki i idę w nocy po mokrym chodniku, jestem szczęśliwa. Myśle, a jestem tego prawie pewna, że doznajecie czasem tego samego uczucia.
"OUR GE-NE-RA-TION
A-LIE-NA-TION"
Będę szła po mokrym chodniku zaraz jak skończy się 'Wild horses' Micka Jaggera...

piątek, 12 października 2001

Nie każdy byle kawałek ceramiki jest amforą. Amfory mają bardzo szczególne, określone kształty, były specjalnie zdobione. Każda była unikalna, a jednak odpowiadała kanonowi.
Dziś amfory są puste. Stoją bezużyteczne i piękne w muzeach. Nie można ich nawet dotknąć.
                       posted by... :)','',

czwartek, 11 października 2001

gdybyś była łzą
przestałbym płakać
by Cię nie stracić

tyle bliżej nie zidentyfikowany romantyk z sieci...

środa, 10 października 2001

Najważniejsze jest życie świadome.
Szkoda, że potrzebowałam ponad 21 lat na odkrycie tej prawdy
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na datę: jest 10 października. Jeszcze dwa miesiące...

wtorek, 9 października 2001

Coś ostatnio Blogger odmawia posłuszeństwa. Niedobry Blogger...

Wczoraj odbyłam swoją pierwszą praktykę w ekonomicznym studium pomaturalnym. Hospitowałam przedmiot zwany komputeryzacja prac obrachunkowych. Nauczycielka: "Wszyscy klikamy tę ikonkę na pulpicie. Dwa razy klikamy! Szybko! Jeszcze szybciej! Szybciej!!! O, pięknie. I za chwilę zaczniemy pisać tekst w Wordzie." Gdybym mogła się bez ograniczeń turlać to byłby to największy ROTFL w moim życiu. :)))

piątek, 5 października 2001

Dziś postanowiłam, że biorę się ostro za przygotowanie stronek w3. Pracy brakować mi nie będzie.

czwartek, 4 października 2001

zanim piasek
przesypie się w klepsydrze
powiedz komuś, że go kochasz
zrób latawca
biegaj boso po lesie
rób wszystko tak
aby niczego nie żałować

niedziela, 30 września 2001

Przez cały czas mojego pobytu za granicą pisałam dziennik z podróży. Kto wie, może już wkrótce ujrzy światło dzienne.

Z serii spotkania.
Petersburg. Bistro w centrum miasta. Umiarkowana liczba klientów. Potworna ulewa.
Zaczepiła naszą grupkę starsza kobieta. Zdaje się, że zajmowała się zmywaniem naczyń i porządkowaniem stolików. Zagadnęła nas, bo usłyszała, że rozmawiamy po polsku. Lubi Polaków. Jeszcze w czasie studiów była w Polsce. Przechodzi na angielski, żeby klienci nie przysłuchiwali się naszej rozmowie. Wspomina ze łzami w oczach.
Nagle słyszę, że zaczyna recytować z miękkim, charakterystycznym akcentem: "Jeszcze Polska nie zginęła..." i "Litwo ojczyzno moja...". Przeprasza, że po 40 latach pamięta tak niewiele...
Spotkanie.
Nie mogę przestać o tym myśleć.

wtorek, 25 września 2001

No i wróciłam szczęśliwie z Moskwy do esgiehowskiej rzeczywistości. Rzeczywistość poraziła mnie już na samym początku tłumami w dziekanacie i ciężką i uporczywą niemożnością załatwienia czegokolwiek. Home sweet home...

wtorek, 11 września 2001

Jestem w Moskwie. Moje obawy okazały się chyba bezpodstawne - powinnam wrócić... ;)
Przygotowuję dziennik z podróży. Mam nadzieję, że się zmieszczę w jednym tomie. :)

czwartek, 19 lipca 2001

Wczoraj przeczytałam od deski do deski drugą część "Dziennika Bridget Jones" - "W pogoni za rozumem". Chyba zapadłam na bridgetmanię. Ale nad lekturą ubawiłam się jak rzadko kiedy.
Jutro kończę praktykę w hoga.pl i niestety zawieszę na 2 miesiące aktywność sieciową. Modem rulez. :(
Tymczasem pozdrawiam wszystkich odwiedzających i zachęcam do dalszych odwiedzin. Najbliższe aktualizacje w październiku. Jeśli oczywiście szczęśliwie wrócę z Moskwy. ;)

piątek, 13 lipca 2001

Dziś, ciesząc się ze zwiększenia quoty na aksonie, postanowiłam dodać do mojego dziennika pokładowego archiwum. Niestety początkowe posty zniknęły w czeluściach niebytu, ale od tej chwili wszystko będzie zachowane dla potomnych.
No proszę jaki ten blogger bystry. Nic się nie straciło, więc w archiwum będą wszystkie posty. Od samiuteńkiego początku! :)

czwartek, 12 lipca 2001

Każdy coś kocha, coś utracił i czegoś się boi. Niektórych nigdy bym o to nie podejrzewała.

Aha, i cieszę się, że przyszłość jest zagadką. Przynajmniej jest na co czekać.

poniedziałek, 9 lipca 2001

Nie chcę, żeby ktoś mi zazdrościł, a jednak widzę w oczach znajomych ten zielony błysk. Chyba nie powinnam się czuć winna z tego powodu, że mi się udało, a jednak czasem tak właśnie to widzę.
Z drugiej strony chyba faktycznie mam dużo szczęścia: rodzina, studia w Wawie, przyjaciele. Tylko czasem, kiedy patrzę jak żyją niektórzy moi znajomi, czuję się zmieszana. Są jak żebracy pod cukiernią. Przypominają nie w porę o innej, mniej słodkiej, rzeczywistości.
BTW, rozbudowałam stronę o sporą galerię zdjęć. :) Trochę długo to trwało...

wtorek, 3 lipca 2001

Manhattan. Świątynia mamony. Pomniki ludzkiej pychy sięgające chmur. Dyskretny zapach sukcesu unoszący się do góry niczym woń kadzidła. Szkło i beton, aby czuć potęgę tego miejsca, jego bezwzględność i surowość. Pałace ludzkiej próżności dające namiastkę poczucia władzy i panowania nad światem.
Być różą na Manhattanie...

czwartek, 28 czerwca 2001

piątek, 22 czerwca 2001

środa, 20 czerwca 2001

Do końca sesji pozostał mi już tylko 1 egzamin, który nastąpi w piątek o 11.00. Jupi! :)

Ale poza tym to już padam na twarz. Zadziwiające, co egzaminy potrafią zrobić ze studentem: sprowadziły moje pragnienia i aspiracje życiowe do spania, jedzenia i nauki. Żałosne...

A moja muza ewakuowała się chyłkiem; wyszła po angielsku i nawet nie trzasnęła drzwiami.

piątek, 15 czerwca 2001

No i znowu się uczę, i znowu walczę ze sobą i z mikroekonomią, a konkretnie z własną niechęcią do tego przedmiotu. Bleeee...

Do końca sesji pozostały mi 3 egzaminy.

środa, 13 czerwca 2001

obowiązek napisania czegoś pozytywnego, pogodnego. Nie powinnam tutaj prezentować się jako ponurak. Prawda jest niepoprawna i nie pasuje do przyjętego kanonu. W imię towarzyskiej ogłady powinnam udzielić sobie reprymendy i dla odmiany pozachwycać się trochę deseniem tapet i och, ach...!

Jestem niepoprawna.
Ale cieszę się, że jeszcze mam odwagę się bać.

wtorek, 12 czerwca 2001

Nuda.
Za oknem zimno i ponuro; przynajmniej nie jest mi przykro, że muszę się uczyć. Notatki, nad którymi właśnie siedzę, mają na mnie zadziwiająco usypiający wpływ. W sieci nic się nie dzieje; pewnie wszyscy studenci dzięciolą grzecznie jak to zwykle w sesji... *yawn*

Do końca pozostały 4 egzaminy (z 13)! :)

poniedziałek, 11 czerwca 2001

Niedawno byłam w Łazienkach. Niedaleko pałacu jest oczko wodne ukryte w zaroślach. Lubię to miejsce.
Tym razem na ławeczce siedziało starsze małżeństwo - trzymali się z ręce i patrzyli sobie w oczy...

uśmiecham_się_w_zamyśleniu

niedziela, 10 czerwca 2001

All I want to do is see you again
Is that too much to ask for
I just want to see your sweet smile
Smiled the way it was before
Well I'll try not to hold you
And I'll try not to kiss you
And I won't even touch you
All I want to do is see you
Don't you know that it's true

                See You, M. L. Gore, DM

To sygnaturka z maila z 15 lutego. Pamiętam, że w dziesiątkach maili, jakie wymieniliśmy przez te parę miesięcy, sygnaturki miały znaczenie niebagatelne. Minęło już tyle czasu, a ja wciąż się uśmiecham, kiedy przeglądam archiwum... To już chyba nawet nie boli.

Zastanawiam się, co się stanie, kiedy On zajrzy na tę stronę. Czy słowa do czegoś zobowiązują? A raczej, czy zobowiązują nas w takim samym stopniu?

To tylko bajty. Liczą się czyny.

czwartek, 7 czerwca 2001

Dziwnie jest na świecie. Ktoś dziś mnie zapytał czym jest nadzieja. Hmm..., to jeszcze ktoś zna tak staroświeckie słownictwo??? Ironizuję. Czasem nie wiem, gdzie jest sens, skoro ludzie do znudzenia mówią wciąż tylko o swoich małych problemach, a ja chcę *CZEGOŚ*. Jeszcze chyba nie sprecyzowałam, czym by *TO* miało być, ale pewnie kryje w sobie jakieś malutkie szczęście. Nie wiem, może właśnie ujawnia się we mnie potrzeba metafizycznego towarzystwa, potrzeba istoty prawdziwie *INNEJ*. Well, przecież chyba wszyscy wyszliśmy z tego samego bytu, mamy tę samą naturę i ku temu samemu bytowi zmierzamy. Ja ciągle wierzę, że spotkam *INNEGO* i będę żyć mocno, tak żeby aż bolało. I chyba na tym właśnie polega nadzieja.

Tylko pytam siebie, czy w obliczu takiego piękna pozostanę przy życiu.
I czy przetrwam, jeśli tego piękna zabraknie.

środa, 6 czerwca 2001

Jestem jak rozbity okręt ręką Twą strzaskany
Daleko mi do Ciebie, Panie, tonę w morzu łez niechcianych
Sól wody wdarła się do gardła, oplotła trawa morska głowę
Moimi skargami fala targa, moja modlitwa jak kamień w wodę

Ale Ty po mnie sięgniesz w morską głębię
Twoja dłoń wyciągnie mnie z otchłani
Ty przecież wierny choć ja niewierny
Choć strach mój ciągle między nami

W lęku mym jest miejsce na Ciebie
Kiedy nie stać mnie już na nic więcej
I gdy modlitwa jak ptak skulony a w piersi zajęcze serce

Tyle już słów na wiatr rzucanych
Tyle obietnic, zdrad, powrotów
Czy masz cierpliwość do mnie, Panie?
I czy uwierzysz we mnie znowu?

Pójdę, gdzie zechcesz...

Ojej, już nie pamiętam, kiedy ta piosenka powstała, ale to było dawno... Ciągle jednak słyszę te skrzypce i flet...

PS. Kiedy przyjdzesz, wtedy będzie słońce.

niedziela, 3 czerwca 2001

Na http://www.hatelife.com można przeczytać zapiski z wielu internetowych pamiętników. Zastanawiająca jest ta wirtualna ekspresja emocji...
Chyba nie ma już ludzi, którzy potrafią _słuchać_, więc pozostaje nam (tzn. ludziom, którym czasem się wydaje, że mają "za dużo mózgu") wysyłanie w cyberprzestrzeń swoich przemyśleń. Z nadzieją, że ktoś poświęci im chwilę czasu między nerwowymi kliknięciami myszki...
Błąd! Nie za dużo mózgu. Za dużo uczuć.

środa, 30 maja 2001

Każdy ma własnego szatana, tak jak każdy ma swojego anioła stróża. To w ramach darmowych usług dla pozyskania przyszłych klientów. :)
Mój szatan jest wymagający i pewnie dlatego tak często narzeka. Ale inteligentna z niego bestia. I zadziwiająco racjonalna. Szkoda tylko, że ma tak nieciekawą i niewdzięczną pracę. Dziś spacerował powoli za mną, aż nagle zatrzymał się, spojrzał na świat w strugach deszczu i bez słowa zaczął płakać. Chyba on też poczuł, że coś go przerosło...

poniedziałek, 28 maja 2001

Podobno w sesji studenci powinni prosić "Najwyższą Instancję" żeby im się chciało tak mocno, jak im się nie chce.
Chyba przystąpię do proszenia.

niedziela, 27 maja 2001

piątek, 25 maja 2001

Taka sobie bajeczka.

Gdy Bóg stworzył mężczyznę, przekonał się, że zużył cały dostępny mu materiał. Nie było już nic trwałego, z czego mógłby stworzyć kobietę. Bóg długo się zastanawiał. Potem wziął: krągłość księżyca, giętkość winorośli, drżenie trawy i pogodę słonecznych promieni, łzy chmur i zwiewność wiatru, płochliwość zająca i próżność pawia, miękkość ptasiego puchu i twardość diamentu, słodycz miodu i okrucieństwo tygrysa, płomień ognia i chłód głębokiego śniegu, gadatliwość sroki i śpiew słowika, fałszywość węża i spolegliwość lwicy. Wymieszał wszystkie te elementy, stworzył kobietę i dał ją mężczyźnie.

środa, 23 maja 2001

"Firma działająca na rynku konkurencji monopolistycznej znajduje się w równowadze długookresowej osiągniętej dzięki konkurencji cenowej, gdy cena równa się długookresowym kosztom przeciętnym przy takiej wielkości produkcji, przy której przecinają się obydwie krzywe popytu."
Za 24 godziny rozpocznę walkę z kolokwium z mikroekonomii... To będzie bolało. Bardzo.

wtorek, 22 maja 2001

999

Nie będę bandażem na rany
nie moją ręką zadane
ani L-4 na czas małżeńskich kryzysów
choć jak do Armii Zbawienia tu ciągną
wszyscy chwilowo połamani
Odmawiam transfuzji strzygom
siedzącym wam na ramieniu
Zbyt łatwo zdejmujecie je wraz z ubraniem
szukając prędkiej pociechy
Zbyt szybko wychodzicie
po krótkiej reanimacji
która udała się świetnie
tylko pacjent jakby mniej żywy
a i doktora ubyło
Uzgodnijmy że trzy dziewiątki
to nie mój numer
Uzgodnijmy że każdy za siebie
a Bóg przeciw wszystkim
Uzgodnijmy to wreszcie do licha
i do następnego razu.

Ewa Parma


Zastanawiam się, ile już razy postanawiałam nie dać się wykorzystać jako 999. I ciągle ulegam, choć instynkt samozachowawczy nakazuje mi ćwiczyć asertywne "NIE". Ale mocno postanawiać mogę i, co więcej, będę to skwapliwie czynić... do następnego razu.

niedziela, 20 maja 2001

Lubię śpiewać. Sama nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale lubię i lubiłam odkąd pamiętam. Może to coś na kształt swoistej terapii przeciwko nudzie i kiepskiemu humorowi.
A kiedy jeszcze komuś się to podoba... to jestem szczęśliwa, że natura obdarzyła mnie takim talentem. :)

Już wkrótce nagram z zespołem płytę.

piątek, 18 maja 2001

Deszcz jak siwe łodygi, szary szum,
a u okien smutek i konanie.
Taki deszcz kochasz, taki szelest strun,
deszcz - życiu zmiłowanie.

Dalekie pociągi jeszcze jadą dalej
bez ciebie. Cóż? Bez ciebie. Cóż?
w ogrody wód, w jeziora żalu,
w liście, w aleje szklanych róż.

I czekasz jeszcze? Jeszcze czekasz?
Deszcz jest jak litość - wszystko zetrze;
i krew z bojowisk, i człowieka,
i skamieniałe z trwóg powietrze.

A ty u okien jeszcze marzysz,
nagrobku smutny. Czasu napis
spływa po mrocznej, głuchej twarzy,
może to deszczem, może łzami.

I to, że miłość, a nie taka,
i to, że ne dość cios bolesny,
a tylko ciemny jak krzyk ptaka,
i to, że płacz, a tak cielesny.

I to, że winy niepowrotne,
a jedna drugą coraz woła,
i to, jakbyś u wrót kościoła
widzenie miał jak sen samotne.

I stojąc tak w szeleście szklanym,
czuję, jak ląd odpływa w poszum.
Odejdą wszyscy ukochani,
po jednym wszyscy - krzyże niosąc,
a jeszcze innych deszcz oddali,
a jeszcze inni w mroku zginą,
staną za szkłem, co co jak ze stali,
i nie doznani miną, miną.

I przejdą deszcze, zetną deszcze,
jak kosy ciche i bolesne,
i cień pokryje, cień omyje.
A tak kochając, walcząc, prosząc
stanę u źródeł - studni ciemnych,
w groźnym milczeniu ręce wznosząc;
jak pies pod pustym biczem głosu.

Nie pokochany, nie zabity,
nie napełniony, niedorzeczny,
poczuję deszcz czy płacz serdeczny,
że wszystko Bogu nadaremno.
Zostanę sam. Ja sam i ciemność.
I tylko krople, deszcze, deszcze
coraz to cichsze, bezbolesne.

K.K. Baczyński 
Deszcze
Egzamin po 4 godzinach snu to zdecydowanie nie jest to, co tygryski lubią najbardziej. :(
Zastanawiam się nad celowością systemu oświatowego w rzeczy samej. Nieprawdą jest, że im więcej szkół, tym lepiej wykształcone społeczeństwo, że im dłużej się uczymy tym więcej umiemy (jakieś dziwne zawężenie horyzontów myślowych często obserwuję - u siebie i u innych), że najskuteczniej uczymy się w szkole, że szkoła wyrównuje szanse... Dyplomy nie odzwierciedlają faktycznego poziomu kwalifikacji absolwentów. Szkoła generuje nudę i lęk.
Ktoś twierdził niedawno, że nowoczesne technologie zrewolucjonizują edukację. OK, z chęcią ujrzę udoskonalenie technik nauczania, ale do poprawy procesu kształcenia, wszechstronnego rozwoju człowieka, jeszcze nam daleko. Bardzo daleko.

...a tak poza tym boli mnie głowa.

czwartek, 17 maja 2001

Dorośli są zakochani w cyfrach. Jeżeli opowiadacie im o nowym przyjacielu, nigdy nie spytają o rzeczy najważniejsze. Nigdy nie usłyszycie: "Jaki jest dźwięk jego głosu? W co lubi się bawić? Czy zbiera motyle?"
Oni spytają was: "Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile waży? Ile zarabia jego ojciec?" Wówczas dopiero sądzą, że coś wiedzą o waszym przyjacielu.
Jeżeli mówicie dorosłym: "Widziałem piękny dom z czerwonej cegły, z geranium w oknach i z gołębiami na dachu" - nie potrafią sobie wyobrazić tego domu. Trzeba powiedzieć: "Widziałem dom za sto tysięcy". Wtedy krzykną: "Jaki to piękny dom!"
Jeżeli powiecie dorosłym: "Dowodem istnienia Małego Księcia jest to, że był śliczny, że śmiał się i że chciał mieć baranka, a jeżeli chce się mieć baranka, to dowód, że się istnieje" - wówczas wzruszą ramionami i potraktują was jak dzieci. Lecz jeśli powiecie im, że przybył z planety B-612, uwierzą i nie będą zadawać niemądrych pytań. Oni są właśnie tacy. Nie można od nich dużo wymagać. Dzieci muszą być bardzo pobłażliwe w stosunku do dorosłych.

Dobranoc wszystkim Ekonomistom i nie tylko...'

wtorek, 15 maja 2001

Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, ze strachu... Umiera się nie dlatego, żeby przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie. Postanowiłam umierać bez wyraźnego powodu, bez żalu i bez patosu. Może dlatego, że w poszukiwaniu łatwych rozwiązań życie staje się mdłe, jak potrawa bez przypraw, pozbawione ziarna szaleństwa. Umierając uczę się siebie i życia na nowo, zmartwychwstaję...

poniedziałek, 14 maja 2001

W bezkresnych przestrzeniach entropii nagle zarysowały się spójne kształty i strumień bitów zaczął płynąć wirtualnymi arteriami...
Jupi! Po kilku dniach postu znowu działa inet! :)

piątek, 11 maja 2001

Ludzie mówią: >>czas to pieniądz<<
Ja wam mówię: >>czas to miłość<<   
kard. Stefan Wyszyński

Z pozdrowieniami dla wszystkich biorących udział w wyścigu szczurów,
signed...

czwartek, 10 maja 2001

#%&$**(%^^  @ ^*&()+&#  ^%#%&

...a mój Filuś nigdy by mnie w ten sposób nie potraktował! :(
Oto dlaczego kocham mój komputer:
- zawsze na mnie czeka
- jest cierpliwy i posłuszny
- kiedy mnie zdenerwuje mogę go wyłączyć
- robi to, co mu każę
- pamięta rzeczy, o których ja zapominam
- kiedy tracę dla niego zainteresowanie od razu zaczyna mówić z sensem (wygaszacz "kocham cię!")
- można na nim polegać
- kiedy ma depresję i chce się wieszać wystarcza małe katharsis (czytaj: format)
- nazywa się Filuś.
:)

wtorek, 8 maja 2001

hmmm... te wiersze tak mi się podobają, że aż się chyba podzielę niektórymi z internetem :)
Modliszki (Mantodea), owady z rzędu zaliczanego do podgromady owadów uskrzydlonych (Pterygota), zamieszkujące kraje strefy tropikalnej i subtropikalnej, sporadycznie spotykane również w naszej strefie klimatycznej, w zależności od gatunku osiągające rozmiary od 1 cm do ok. 16 cm długości ciała.
W okresie godowym podczas kopulacji samiec często pada ofiarą samicy, która odgryza mu głowę, co nie przerywa kopulacji. Następnie samica składa jaja w twardych kokonach, których otoczki powstają z wydzieliny jej gruczołów. Larwy wykluwają się po upływie kilku miesięcy i prowadzą od razu drapieżny tryb życia. Przedstawicielem modliszek jest m.in. modliszka zwyczajna (Mantis religiosa), czasem spotykana również w Polsce.

Czytam właśnie wiersze z tomiku poezji Ewy Parmy pt. "Tylko dla modliszek"

poniedziałek, 7 maja 2001

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie lubię ludzi jako takich.
Somebody 
Depeche Mode

I want somebody to share
Share the rest of my life
Share my innermost thoughts
Know my intimate details
Someone who'll stand by my side
And give me support
And in return
She'll get my support
She will listen to me
When I want to speak
About the world we live in
And life in general
Though my views may be wrong
They may even be perverted
She will hear me out
And won't easily be converted
To my way of thinking
In fact she'll often disagree
But at the end of it all
She will understand me

I want somebody who cares
For me passionately
With every thought and with every breath
Someone who'll help me see things
In a different light
All the things I detest
I will almost like
I don't want to be tied
To anyone's strings
I'm carefully trying to steer clear
Of those things
But when I'm asleep
I want somebody
Who will put their arms around me
And kiss me tenderly
And things like this
Make me sick
In a case like this
I'll get away with it


Uroczy bajerant, który kiedyś zadedykował mi fragment tej piosenki, już dawno zniknął z mojego inboxu. Sentyment do utworu pozostał. Jak zawsze.
Drodzy Mężczyźni! Wasze zdrowie!

niedziela, 6 maja 2001

Kiedyś wyszłam późnym wieczorem z pubu. Złość. Rozczarowanie. Wsiadłam do taksówki. Kto dziś jeszcze jeździ w dużym mieście polonezem? Kierowca opowiadał o swoich dzieciach i żonie - kto dziś pamięta, że należy zabawiać pasażera rozmową - był tak miły i ciepły, że aż bolało. Milczałam. Kiedy dojechaliśmy na miejsce nie miałam ochoty wysiadać; miałam wrażenie, że on mnie rozumie. Powiedział "Niech się pani nie martwi" i życzył mi spokojnej nocy. Tamtego wieczoru spotkałam Kogoś...
OK, jednak to napiszę. W taksówce płakałam jak dziecko.
Potrójny portret niewidzialnej kobiety 
Ewa Parma

Ta kobieta
otwiera się tylko wtedy
gdy jest niewidzialna
to znaczy w nocy lub w liście -
nie znajdziesz jej tam
gdzie chciałbyś

Spod skrzydeł kapelusza
jej oczy jednako proszą
o kawałek ciepłego
rękawa pod policzek
(w torebce grzechocze budzik
abyś mógł do niej dotrzeć
i okruchy przeszłości)

Co wieczór rozsypuje na poduszce
długie samotne włosy
i śni o dniu w którym
zetnie je na ofiarę
niewinna wiedźma skazana na
dożywotnią wolność i uległość

Teraz śpi a więc znowu jest za daleko
abyś mógł do niej dotrzeć
i może nawet nie zauważysz
kiedy się przebudzi

bo zobaczyć ją możesz dopiero wtedy
gdy zamkniesz oczy

Wiersz na dobry początek. W sam raz pasuje do dzisiejszej pełni księżyca.
Niniejszym ogłaszam rozpoczęcie nowego wydania "dziennika pokładowego"! :)