wtorek, 24 grudnia 2002

Nie wystarczą życzenia wszystkiego najlepszego, wszelkiej pomyślności, aby rodzicom dzieci się dobrze chowały i aby dzieci miały bogatych rodziców. Nie wystarczy stół wigilijny z siankiem i białym obrusem, ani łamanie się opłatkiem, nie wystarczy nawet choinka i kolędy.

Nieustannie drąży nas przeświadczenie, że to jeszcze nie to, że to wszystko kryje jakąś rzeczywistość, która jest tak realna, jak opłatek łamany w wigilię, ale z drugiej strony nieuchwytna jak wspomnienie. Powstaje niepokój, że może przejść obok nas, że staniemy się ubożsi nie zetknąwszy się z nią...

sobota, 21 grudnia 2002

zapiski na skrawkach papieru

w kieszeni znalazłam zmiętą kartkę

kiedyś nabazgrałam

miłość potrzebuje słów aby się rozwijać

i jeszcze jedno chcę ci powiedzieć

Spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie, ile w tobie pozostało jeszcze z dziecka. Czy potrafisz cieszyć się drobiazgami: że słońce zaświeciło, że nowy dom zbudowali, że ktoś był dla kogoś uprzejmy?

Bo tylko wtedy dostrzeżesz dobro w drugim człowieku.

Bo tylko wtedy będziesz potrafił przeżyć zachwyt, bez którego nie ma miłości.

bądź...

Bądź rzeką. Nie staraj się być pomnikiem. Nie gromadź swoich pomysłów, wynalazków, gestów, które się sprawdziły, o których przekonałeś się, że ci odpowiadają, które znalazły oddźwięk w twoim otoczeniu. Nie gromadź nawet swoich postaw i ocen.

Bądź rzeką. To trudniej. Łatwiej wyciągać ze swego skarbca gotowe uśmiechy, zwroty, odpowiedzi, tezy, pewniki. Ale wtedy nawet nie spostrzeżesz, jak staniesz się martwym pniem.

Bądź rzeką. To trudniej. To prawie niebezpieczne. Strach przed tym, że ci nie przyjdzie na czas odpowiedź, rozwiązanie, pomysł, że tak w ciemno trzeba iść, zawsze od początku, szukać. To trudniej, ale tylko wtedy jesteś człowiekiem, gałęzią, która się zieleni, a nie martwym czarnym pniem.

piątek, 20 grudnia 2002

Podszedł do mnie pewien specjalista od spojrzeń i zapytał po co się tak zapłakuję. Co miałam mu odpowiedzieć? Że mnie zabolało? Zwyczajnie: zamyśliłam się, zasmuciłam i zapragnęłam się dopłakać do pełna. Odpatrzeć wszystkie zakodowane obrazki, zdjęcia spamiętane w niejednym czasie. To był ich czas. Moje godziny poszły wtedy i wmurowane w tablicę kreśliły napisy na potem. I zabałam się, że to już zaniedługo. Włożyłam rękę w twoją ziemię i wyczułam zaczątek niedoszłego jeszcze nowego. Nowe litery... 

Duszno mi się zrobiło, więc pozwoliłam wyjść myślom przed. I się tak stało. A ten ów specjalista niedomówił mi i nie dowiedziałam się po co pytał. Zapytał.

A za chwilkę zajadałam się ogórkami zielonymi, niedokwaszonymi jeszcze wierszami i znowu w zadumę zapadłam. Ale tym razem obśmiałam się i przyjęłam nawet pewną rolę społeczną: Zajadacza. I tak mi się miło zrobiło, rozkosznie niemalże, żem zapomniała o tej ramie od obrazu co w niemoim pokoju wisiała. A chciałam ją sobie zapamiętać. I nie zdążyłam, bo poczułam powrót czasu zmęczonego i słońca zgaśniętego, które też chyba nie zdążyło, bo księżyc już wtrynił swe opasłe cielsko. Zahaczyli się. 

W tej ramie bym chętnie ich zamknęła. Oprawiła. Ale nie mogłam już wrócić... tak jakby wiatr wyrwał mi wszystkie myśli z fotografiami. Zasnęłam i chyba się niedopłakałam. Niedoczytałam. Niedotęskniłam. Ale teraz tak można. Teraz podobno wszystko można...
Poszukuję swoich myśli. Lazurowych doskonałości o niebanalnych kształtach.

Jak ziarna piasku rozchodzą się po obłokach, usypują w stożki, tworzą intymność, zagubioną przystań niewidoczną dla moich zmęczonych oczu. Nie potrafię odzyskać utraconych kwiatów i pocałunków, zasuszonych nadziei, świata ciepłych wzruszeń. Zgubiłam nie tylko wiarę, ale i młodość, dziewczęcą niewinność. Strach przed grzechem wypłowiał i pokrył się pleśnią. 

Przyprawiają mi różne twarze; zakładam maski. Jestem śmieszna; smutna.

A przecież mnie nie ma. Nie ma mojej nienawiści ani miłości. Nie ma moich włosów.

Siedzę pod gilotyną wspomnień i nie patrzę nawet czy opadnie.

Poszukuję swoich myśli. 

Już piasek sypie się z nieba...

środa, 4 grudnia 2002

A oto moja tajemnica:

Mówię to z taka szczerością, na jaką już nigdy pewnie się nie zdobędę, więc mam nadzieję, że usłyszysz to gdzieś, gdzie panuje cisza. Moja tajemnica polega na tym, że potrzebuję Boga - że jestem chora i że dłużej sama już nie potrafię. Potrzebuję Boga, by pomógł mi dawać, bo czasem wydaje mi się, że tego nie umiem; by pomógł mi być dobrą, bo czasem wydaje mi się, że nie jestem już zdolna do dobroci; i by pomógł mi kochać, skoro sama tego też już nie umiem.

niedziela, 1 grudnia 2002

My gift is my song

And this one's for you

And you can tell everybody

That this is your song

It maybe quite simple

But now that it's done

Hope you don't mind

I hope you don't mind

That I put down in words

How wonderful life is now you're in the world



Sat on the roof

And I kicked off the moss

Well some of the verses well

They got me quite cross

But the sun's been kind

While I wrote this song

It's for people like you that

Keep it turned on



So excuse me for forgetting

But these things I do

You see I've forgotten

If they're green or they're blue

Anyway the thing is well I really mean

Yours are the sweetest eyes I've ever seen



And you can tell everybody

This is your song

It may be quite simple

But now that it's done

I hope you don't mind

I hope you don't mind that I put down in words



How wonderful life is now you're in the world

I hope you don't mind

I hope you don't mind that I put down in words

How wonderful life is now you're in the world
I follow the night

Can't stand the light

When will I begin

To live again?



One day I'll fly away

Leave all this to yesterday

What more could your Love do for me?

When will Love be through with me?



Why live life from dream to dream?

And dread the day when dreaming ends



One day I'll fly away

Leave all this to yesterday

Why live life from dream to dream?

And dread the day when dreaming ends



One day I'll fly away

Fly, fly away
Never knew I could feel like this

Like I've never seen the sky before

I want to vanish inside your kiss

Every day i'm loving you more than this

Listen to my heart, can you hear it sings

Telling me to give you everything

Seasons may change, winter to spring

But I love you until the end of time



Come what may

Come what may

I will love you until my dying day



Suddenly the world seems such a perfect place

Suddenly it moves with such a perfect grace

Suddenly my life doesn't seem such a waste

It all revolves around you

And there's no mountain too high

No river too wide

Sing out this song I'll be there by your side

Storm clouds may gather

And stars may collide

But I love you until the end of time



Oh, come what may, come what may

I will love you, I will love you

Suddenly the world seems such a perfect place