poniedziałek, 15 października 2001

"Jasne widzenie fenomenu bytu bywało często zaciemniane przez nader powszechny przesąd, który nazwiemy kreacjonizmem. Ponieważ zakładano, że to Bóg nadał światu byt, byt zawsze wydawał się zbrukany pewną biernością. Ale stworzenie ex nihilo nie może wyjaśniać pojawienia się bytu, bo jeżeli byt zostaje pomyślany przez subiektywność, choćby boską, pozostaje wewnątrzsubiektywnym sposobem bycia. W tej subiektywności nie mogłoby powstać nawet przedstawienie obiektywności, a co za tym idzie, nie mogłaby w niej powstać wola stworzenia obiektywnego świata. Zresztą gdyby nawet byt został nagle wrzucony poza subiektywność przez błyskawicę, o której mówi Leibniz, mógłby utwierdzić się jako byt tylko przeciwko swojemu stwórcy, gdyż w przeciwnym razie rozpuściłby się w nim: teoria nieustannej kreacji, odbierająca bytowi to, co Niemcy nazywają „selbstständigkeit”, każe mu znikać w boskiej subiektywności. Jeżeli byt istnieje w obliczu Boga, jest to możliwe dlatego, że opiera się na samym sobie, że nie zachowuje w sobie najmniejszego śladu boskiego tworzenia. Jednym słowem, nawet gdyby byt-w-sobie był stworzony, nie dawałby się wytłumaczyć przez stworzenie, bo niezależnie od stworzenia bierze swoje bycie na siebie. Równa się to stwierdzeniu, że byt jest niestworzony. Ale nie należy wyprowadzać stąd wniosku, że byt tworzy się sam, co zakładałoby, że jest od samego siebie wcześniejszy. Byt nie może być causa sui na sposób świadomości. Byt jest sobą. Co znaczy, że nie jest ani biernością, ani aktywnością. (...) Jest immanencją, która nie może się dokonać, afirmacją, która nie może się afirmować, aktywnością, która nie może działać, ponieważ jest zapchana sobą. (...) Streśćmy te pierwsze wyniki, mówiąc, że byt jest w sobie."

Czytając te słowa zastanawia mnie jedno: kto popadł w większy zabobon: Sartre czy wyznawcy kreacjonizmu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz