niedziela, 30 grudnia 2001

Na kiepskich zdjęciach
Okruchy dawnych dni
Czyjaś twarz zapomniana twarz
W pamięci zakamarkach
Wciąż rozbrzmiewa śmiech
Czyjaś twarz zapamiętana
Mijają dni, ludzie, natura
Wciąż nowych masz przyjaciół
Starych przykrył kurz
Dziewczyny ciągle piękne
Lecz w pamięci ciągle tkwi
Ten pierwszy dzień
Najgorętszy z nich

Zapal świeczkę
Za tych, których zabrał los
Zapal światło w oknie
Zapal świeczkę
Za tych, których zabrał los
Światło w oknie

Ludzi dobrych i złych
Wciąż przynosi wiatr
Ludzi dobrych i złych wciąż zabiera mgła
I tylko ty masz tą
Niezwykłą moc
By zatrzymać ich
By dać wieczność im
Pomyśl przez chwile
Podaruj uśmiech im
Tym których napotkałeś
Na jawie i wśród snów
A może ktoś
Skazany na samotność
Ogrzeje się twoim ciepłem
Zapomni o kłopotach

Zapal świeczkę
Za tych, których zabrał los
Zapal światło w oknie
Zapal świeczkę
Za tych, których zabrał los
Światło w oknie

Dżem "Zapal świeczkę"

Kończy się rok. Los zabrał wielu.
Nie powinnam w tej chwili słuchać tych piosenek.

A obiecywałam sobie, że będzie z uśmiechem...

piątek, 28 grudnia 2001

Każde tchórzostwo w sytuacjach istotnych, każda nieuprawniona ucieczka powoduje jakieś samounicestwienie. Ono zaś potwornie krzywdzi tych wszystkich, którzy mają do ciebie prawo, którzy mają prawo do twojej miłości, do twojej obecności, do twojego czasu. Każdy, kto żyje bezsensownie, kto zdradza największe wartości i czyni niesprawiedliwość, kto zamknął się w swoim egoizmie lub boi się stawić czoło sytuacjom trudnym i wymagającym odwagi, ma w sobie coś z samobójcy.

Przerażająca jest utrata wiary w sens życia, a niemniej przerażające jest przeświadczenie, że człowiek może znaleźć się w sytuacjach zamkniętych na sens. Przerażająca jest ta nieumiejętność stanięcia ponad swoją dramatyczną sytuacją, i przerażająca jest niewrażliwość otoczenia, które często nawet nie zauważa ludzkich dramatów. Nie trzeba wstydzić się tej zgrozy...

Bardzo chciałabym, żebyś to przeczytał.
A jeszcze bardziej bym chciała, żebyś to przyjął...

wtorek, 25 grudnia 2001

Piszę, bo inaczej nie potrafię. Piszę, bo gdybym nie pisała musiałabym krzyczeć, a nie lubię. Piszę, bo kiedy piszę czuję spokój, bo to najlepsza terapia i najpiękniejsza, najdelikatniejsza forma buntu. Jeśli prawda jest - myślę więc jestem- moja prawda jest - czuję więc piszę, bo inaczej nie potrafię...

niedziela, 23 grudnia 2001

Zawsze, ilekroć się uśmiechasz do swojego brata i wyciągniesz do niego rękę – jest Boże Narodzenie. Zawsze, ilekroć milkniesz, by innych wysłuchać, zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w ich samotności, zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom”, tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa, zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest twoja słabość, zawsze ilekroć pozwolisz, by Bóg pokochał innych poprzez ciebie – zawsze wtedy jest Boże Narodzenie.

sobota, 22 grudnia 2001

Rzadko pamiętam sny. Ten jednak z jakich powodów pozostał w mojej świadomości. Może chciałam go tam zachować, a może po prostu w świątecznym czasie świat realny przenika się z nierzeczywistym żeby uchylić rąbka tajemnicy...?
Chyba mi też udzieliła się magia "Opowieści wigilijnej" Dickensa...


No właśnie, Dickens... Słyszałam, że czytam na głos "Opowieść wigilijną". Czytałam niezbyt głośno i z dziwnym przejęciem. Czułam się otulona ciepłem i przyćmionym światłem (to pewnie moja kołderka). Dziecko miało ciemne loczki i zaciśnięte piąstki. Zasnęło ufnie przytulone do mojego boku. Czułam niemal fizycznie to małe ciałko obok mnie. No i ta półotwarta buzia...
...mój aniołek...
I ktoś na mnie patrzył. Wiedziałam, że się uśmiecha. Obudziłam się, gdy w moim umyśle powstała myśl, że powinnam podnieść wzrok znad książki i odwzajemnić uśmiech.

Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Uśmiecham się teraz.

...to takie amerykańskie, więc:

MERRY CHRISTMAS TO THE WORLD!!!

czwartek, 20 grudnia 2001

Nowy Rok się zbliża, wypada coś postanowić. Może się zakocham...? Minął rok i Nieosiągalny zauważył moje istnienie. Jeszcze tylko 3 lata i się z nim umówię. Betka...

;)
Tyle lat
moja łza
żłobi rysę
w twoim policzku
a jeszcze
nie stałeś się
pękniętą
skałą

wtorek, 18 grudnia 2001

Tears In Heaven

Would you know my name
if I saw you in heaven?
Would you feel the same
if I saw you in heaven?
I must be strong and carry on
'Cause I know I don't belong here in heaven...

Would you hold my hand
if I saw you in heaven?
Would you help me stand
if I saw you in heaven?
I'll find my way through night and day
'Cause I know I just can't stay here in heaven...

Time can bring you down, time can bend your knees
Time can break your heart, have you begging please...

Beyond the door there's peace I'm sure
And I know there'll be no more tears in heaven...

Would you know my name
if I saw you in heaven?
Would you feel the same
if I saw you in heaven?
I must be strong and carry on
'Cause I know I don't belong here in heaven...

posted by Eric Clapton...','',

Jak wychować rasowych chuliganów?

10 wskazań dla rodziców 

1. Od wczesnych lat należy dziecku dawać wszystko, czego tylko pragnie.
2. Trzeba śmiać się z jego nieprzyzwoitych i grubiańskich słów. Będzie się uważać za mądre i dowcipne.
3. Należy je odgradzać od wszelkich wpływów religijnych. Żadnej wzmianki o Bogu. Nie posyłać na religię, nie nakłaniać do Kościoła. Gdy wyrośnie, samo wybierze sobie religię i światopogląd.
4. Nie wolno mówić dziecku, że źle postępuje. Nigdy! Biedactwo gotowe nabawić się kompleksu winy. A co będzie, gdy później przydarzy mu się nieszczęście - np. gdy je zaaresztują za kradzież samochodu? Ile się nacierpi w przekonaniu, że całe społeczeństwo je prześladuje.
5. Konsekwentnie róbcie wszystko za dziecko: gdy porozrzuca dookoła rzeczy, sami je podnieście i połóżcie na swoim miejscu. W ten sposób nabierze przekonania, że odpowiedzialność za to, co robi, nie spoczywa na nim, lecz na otoczeniu.
6. Pozwalajcie dziecku wszystko czytać, wszystko odlądać w telewizji, wszystkiego spróbować. Tylko w taki sposób nabierze doświadczenia i pozna, co jest dla niego dobre, a co złe.
7. Kłóćcie się zawsze w jego obecności. Gdy wasze małżeństwo się rozleci, dziecko nie będzie zaszokowane.
8. Dawajcie mu tyle pieniędzy, ile zechce. Niech nie musi ich zarabiać. Byłoby rzeczą tragiczną, gdyby musiało się tak męczyć, jak wy kiedyś.
9. Zaspakajajcie wszystkie jego życzenia. Niech odżywia się jak najlepiej, używa trunków i narkotyków, ma wszystkie wygody. Gdyby odczuwało jakiś brak, nie będzie sobą, stanie się człowiekiem nerwowym, obdarzonym kompleksami.
10. Stawajcie zawsze w obronie dziecka. Obojętnie z kim popadnie w konflikt - z policją, nauczycielami czy sąsiadami. Nie wolno dopuścić, by dziecku ktoś wyrządził krzywdę, tylko ono może bezkarnie krzywdzić innych (poczynając od babci, kolegów itp.).

Jeżeli mimo takiej wolności i przywilejów, jeśli mimo tylu dowodów waszej miłości, dziecko wam się uda i nie wyrośnie z niego chuligan, to nie potrzebujecie winić samych siebie. Zrobiliście sami, co tylko się dało, aby je zepsuć. Po prostu dziecko nie zrozumiało waszego poświęcenia.

wyszperane w sieci

poniedziałek, 17 grudnia 2001

w zamku bajkowego króla
biega po blankach królewna
o szarozielonych rzęsach
ma ze dwadzieścia wiosen
i tylko cztery zimy
poskręcane wiatrem włosy
usta mokre od rosy
dziecięco zawiedzioną minę

gdyby nie te buty
ze świeżej trawy piasku i soli
byłbyś podskoczył i wziął ją w ramiona
gdyby nie w ziemi zakopane stopy
byłaby twoja
Dziś zadałam sobie trud odkopywania reliktów przeszłości i sięgnęłam do mojego nastoletniego pamiętnika. Tego tradycyjnego, papierowego, z gęstymi rzędami robaczków naściubionych przez łzy.

Godziny przy piórze - one leczą rany; one też wstrzymują od ran zadawania...
Takie motto na pierwszej stronie. Naiwne choć chyba prawdziwe.

Pierwsze słowa:
"Życie stanęło na głowie i ani myśli wracać do normy. To się chyba fachowo nazywa dojrzewanie. Nie wiem dlaczego pomyślałam, że mam ten czas już za sobą..."
Jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to dziś mogłabym napisać to samo...
Dojrzewam permanentnie, a ciągle jestem dzieckiem...

niedziela, 16 grudnia 2001

Niektóre osoby pochłonięte tworzeniem świata, do którego nie zdoła przeniknąć żadne zagrożenie z zewnątrz, rozwijają w sposób przesadny mechanizmy obronne wobec obcych ludzi, nieznanych miejsc i nowych doświadczeń - zubażając swój wewnętrzny świat. Wtedy nieodwracalne szkody zaczyna wyrządzać Gorycz. Głównym celem ataku Goryczy jest wola.
Ludzie dotknięci tą chorobą tracą chęć do czegokolwiek i po upływie kilku lat nie są w stanie wyjść ze swego świata, bo zużyli już przecież zapasy energii na zbudowanie wysokich murów broniących dostępu do upragnionej rzeczywistości. Jedyną zaleta tej choroby, ze społecznego punktu widzenia, jest jej powszechność, dlatego odosobnienie - w jej przypadku - nie jest potrzebne... Większość zgorzkniałych może żyć na wolności, nie stanowiąc niebezpieczeństwa dla porządku publicznego ani dla bliźnich. Za wysokimi murami wzniesionymi wokół siebie są całkowicie odizolowani od świata, choć zdają się stanowić jego część.
Chronicznie zgorzkniali miewają świadomość swej choroby raz w tygodniu - w niedzielne popołudnia, kiedy ani praca ani rutyna nie przychodzą im z pomocą, by złagodzić objawy.
Co to znaczy być szalonym? Tym razem odpowiem wprost: szaleństwo to niemożność przekazania swoich myśli. Trochę tak jakbym znalazła się w obcym kraju - widzę wszystko, pojmuję, co się wokół mnie dzieje, ale nie potrafię się porozumieć i uzyskać znikąd pomocy, bo nie mówię językiem tubylców.
Wariaci, podobnie jak dzieci, nie dają za wygraną, dopóki ich życzenie nie zostanie spełnione.
Postanowiłam być szalona. Przestać cały czas myśleć, że kogoś krępuję, że komuś przeszkadzam. Jeśli ludziom się to nie spodoba, upomną się o swoje! A jeśli nie będą mieli odwagi, to już ich sprawa.
PRAGNĘ BYĆ ZWARIOWANA I PRZEŻYĆ SWOJE ŻYCIE TAK, JAK MNIE SIĘ PODOBA , A NIE TAK, JAK SIĘ PODOBA INNYM.
I żeby sobie pozwolić na luksus szaleństwa będę sobie stwarzać ku temu odpowiednie warunki.

"mądrość ludzi jest szaleństwem w oczach Boga; jeśli posłuchamy głosu dziecka, które mieszka w naszej duszy, oczy nasze znowu nabiorą blasku"

sobota, 15 grudnia 2001

Nikt nie krzyczy z radości, że się obudził
Tylko ptaki o świcie, ptaki za oknem,
Wszyscy się boją tego, co dzień im przyniesie,
Tylko my na gałęzi nie.

Nikt nie chce się wyrzec tego co posiadł
I w gęstej pościeli trzyma się resztek snu,
Wszyscy tak żyją jak gdyby żyć mieli wiecznie,
Tylko my na gałęzi nie.

(K. Wierzyński, Na gałęzi)
Na początku tylko patrzyłam w sufit i płakałam. Już od dawna nie mogłam sobie pozwolić na ten luksus. Łzy płynęły mi po twarzy przez wiele godzin. Nie mogłam ich powstrzymać. A może nie chciałam. Katharsis.

Kapłan powiedział 'Wcale nie masz się pokornie modlić. Masz się nie zgadzać. Masz się z Nim kłócić. On się nie obrazi.'
Wykrzyczałam mu wszystko, kiedy na sali obok konała kobieta. Kilkanaście godzin bez nadziei. Wysłuchał w milczeniu i nie zaprzeczył. Ale też nie przyznał mi racji. Potem już mogłam się modlić.

Cud. Lekarze chcieli sprawiać wrażenie, że wiedzą o co w tym wszystkim chodzi. Ostatecznie trochę mnie pomaltretowali i wypuścili. Kolejne dni na kredyt.

Oślepiło mnie słońce. Wciągnęłam w płuca mroźne powietrze. Nie przypuszczałam, że zmysły mogą się wyostrzyć w ten sposób. Uciekałam stamtąd prawie jakby mi wyrosły skrzydła. I byłam szczęśliwa jak rzadko kiedy w swoim życiu.

Nic nie jest w tej chwili ważne. Tylko miłość. Aż do utraty tchu.

niedziela, 9 grudnia 2001

Jestem kobietą pustyni...
Kobieta pustyni potrafi czekać
na swojego mężczyznę.
Posyła mu z wiatrem pocałunki i wierzy,
że musną jego twarz
i powiedzą, że ona jest,
że tęskni
i czeka...
Pomyślałam o kilku bardzo bolesnych wydarzeniach z mego życia. Za ile z nich jestem dzisiaj wdzięczna, ponieważ dzięki nim zmieniłam się i dojrzałam. Oto prosta prawda życiowa, której większość ludzi nigdy nie odkrywa. Szczęśliwe wydarzenia sprawiają, że życie jest czarujące, ale nie prowadzą do odkrywania prawdy o sobie ani do duchowego wzrostu, ani do wolności. To jest zarezerwowane tylko dla rzeczy, osób i sytuacji, które sprawiają nam ból.
Dziś usiedliśmy naprzeciwko siebie i zapytałeś: "Dlaczego tak bardzo ci na tym wszystkim zależy?". Zamilkłam, choć zwykle bywam elokwentna w takich momentach.
Wiele mówię o wieczności, a przecież jeśli traktować ją na serio, to niezależnie od zdarzeń życiowych nic się nie zmienia. A w każdym razie niewiele. Dostałam w prezencie opcje na wieczne zbawienie.

Nie mam już więcej łez. Nie mam już siły, żeby wykrzykiwać światu jak bardzo mnie to wszystko złości, jak bardzo mi się to nie podoba, jakie to niesprawiedliwe i ile jeszcze we mnie ambicji, pragnień. Pozostała tylko cicha obecność. ON WIE. On też przeżywał taki moment. "Boże mój, czemuś mnie opuścił?!" On wypełnił swój czas. Wierzę, że pozwoli mi wypełnić mój.

Zamknęłam się w jednym pokoju z moimi lękami. On miał być arbirtem. Negocjacje trwają już długo i są ciężkie. Szala zwycięstwa przechyla się w moją stronę.

Dziś nie będę modlić się tekstem Kantyku Symeona. Dziś zaśpiewam Magnificat.

sobota, 8 grudnia 2001

Jeśli czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć.

piątek, 7 grudnia 2001

Bóg wysłuchuje tych, którzy błagają o łaskę zapomnienia dla nienawiści, lecz głuchy jest na głos tych, którzy pragną uciec przed miłością...

czwartek, 6 grudnia 2001

Czekanie oczyszcza. Dzięki czekaniu mogę poznać siebie. Swoje tęsknoty, pragnienia.
Człowiek wartościowy powinien potrafić czekać.

Już prawie czwarta nad ranem. Czemu cię nie ma? Czekam...

P.S. Ogłoszenie drobne: święta cierpliwość - wyszła z domu i nie powróciła; rysopis: ...
...ktokolwiek widział... ktokolwiek wie... proszony jest o kontakt...

środa, 5 grudnia 2001

KOLĘDA DLA NIEOBECNYCH
słowa: Szymon Mucha

A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie,
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.

I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.

Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz,
Pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są,
Puste miejsca przy stole.

Daj nam wiarę, że to ma sens,
Że nie trzeba żałować przyjaciół,
Że gdziekolwiek są - dobrze im jest,
Bo są z nami, choć w innej postaci.

I przekonaj, że tak ma być,
Że po głosach tych wciąż drży powietrze,
Że odeszli po to, by żyć,
I tym razem będą żyć wiecznie.

Przyjdź na świat,
By wyrównać rachunki strat,
Żeby zająć wśród nas
Puste miejsce przy stole.
Jeszcze raz,
Pozwól cieszyć się dzieckiem w nas,
I zapomnieć, że są,
Puste miejsca przy stole.

A nadzieja znów wstąpi w nas,
Nieobecnych pojawią się cienie,
Uwierzymy kolejny raz,
W jeszcze jedno Boże Narodzenie.
I choć przygasł świąteczny gwar,
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu,
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj,
Wbrew tak zwanej ironii losu.

Przyjdź na świat...
No dobra. Przewietrzyłaś szufladę z Pamiątkami po ... (ma się w głowie trochę tych szuflad). Wymiotłaś kurz, pajęczyny. Już wystarczy.

A teraz wracamy do żywych.

Wykonać!

P.S. Ogłoszenie drobne: ramkę spatynowaną kupię.

wtorek, 4 grudnia 2001

CZAS, niewyspany, zdyszany,
CZAS, przeklinany co rano, blady.
CZAS - chudy sknera bez duszy.
Ten twój czas, to jest wszystko, co masz.
Twój przyjaciel na dobre i złe,
i twój wróg, co wydziela ci tlen,
na twym czole on znaczy swój ślad
by być zawsze na czas.
CZAS - w kąt wagonu wciśnięty,
CZAS - wciąż spóźniony, zgoniony, święty.
CZAS - twe powietrze i woda,
ten twój czas, to jest wszystko co masz.
Twój przyjaciel na dobre i złe,
biciu serca odmierza wciąż kres,
uwięziony w klepsydrze twój pan,
co na ustach ma piach.
CZAS - czyjeś oczy nad ranem,
CZAS - najpiękniejszy kochanek. AMEN.
CZAS - twe ostatnie pytanie:
- Więc to już? Tylko tyle dał czas...

Encyklopedycznie rzecz biorąc czas - to miara trwania wszystkiego, co należy do świata materialnego. Obok przestrzeni - to wspólna, podstawowa właściwość rzeczy, zjawisk, wskazująca, że mają one swój początek, historię i kres. W naukach przyrodniczych czas jest parametrem określonym przez iloraz drogi do prędkości lub stosunek jednej zmiany do drugiej; w filozofii - jest to miara zmiany, wyrażana za pomocą przysłówków „wcześniej - później“, lub miara przejawów istnienia; w psychologii - jest to przeżywanie trwania zdarzeń lub ich przemijania; w naukach historycznych - trwanie życia oraz działalności społeczeństw i jednostek. W różnych dziedzinach kultury czas jest okresem aktualizowania własnej osobowości poprzez realizację określonych wartości, w religii np. poprzez realizację wartości transcendentnych, zwłaszcza sakralnych, i dlatego zwany czasem zbawczym i przeciwstawiany wieczności. Na ogół czas jest czynnikiem mobilizującym refleksję do poszukiwania celów mogących zagwarantować istnienie wartościowe, godne, na miarę wielkości człowieka.

Czas... Ciągle pędzi do przodu, ciągle ucieka, nie zatrzyma się... Myślę o jego mądrym wykorzystaniu, choćby wtedy, gdy na ekranie mego komputera w czasie wykonywania przez niego danej operacji zamiast kursora pojawia się maleńka „klepsydra“...

Czas... Nie traktuję go jak wroga, ale jak przyjaciela. On jest jak najpiękniejszy kochanek... I choć wielu spotykam takich, którzy twierdzą, że czas to pieniądz, że czas trzeba wykorzystać przede wszystkim dla zabawy i maksimum przyjemności, to ja staram się pamiętać o jednym: czas to miłość...
Mówię o sprawach, o których należałoby milczeć.
Robię rzeczy, od których powinnam się powstrzymać.
Mam ochotę na płacz, ale w oczach nie stają łzy.
Chcę krzyczeć ze złości, ale wychowanie mnie powstrzymuje.
Choć patrzę - nie widzę.
Choć słucham - nie słyszę.

To niezwykły czas.

niedziela, 2 grudnia 2001

Zostało jeszcze 10 dni.
Dziś rano zadałam sobie pytanie, co zamierzam z nimi zrobić, jeśli to faktycznie będzie moje ostatnie 10 dni. I sama nie wiem. W dniu 18 urodzin zrobiłam listę 20 rzeczy, które zdecydowanie chcę zrobić przed śmiercią. Do dziś wykreśliłam z niej 2 pozycje. To powinno rodzić we mnie jakiś rozpaczliwy hedonizm, apetyt na życie i chęć realizacji niespełnionych marzeń. Ale tak nie jest.
Najbliższe 10 dni upłynie mi zapewne pod znakiem nauki, ważnych spotkań, codziennych trosk. Nic nadzwyczajnego. Nadal będę myślami towarzyszyć mężczyźnie, który wciąż pozostaje poza moim zasięgiem i pewnie przez to wydaje się tak szalenie intrygujący. Nadal będę się martwić o pomyślne rozwiązanie problemów moich przyjaciół. Nadal będę starała się najlepiej jak to możliwe wypełniać moje obowiązki. A potem po prostu wyjadę. Tym razem chcę uniknąć dekadenckiego załatwiania wszystkich spraw "przed końcem", żeby tylko zostawić czyste konto. Tak na wszelki wypadek. Tym razem wręcz przeciwnie. Chcę zostawić sprawy niedokończone. To one właśnie zmobilizują mnie do powrotu.
Czy się boję? Trudno powiedzieć. Nie boję się śmierci. To przecież nic strasznego. Poprzednio się bałam. Pamiętam to doskonale. Kiedy otwarłam oczy byłam zaskoczona własnym istnieniem. Porównuję to z perspektywy czasu do zdumienia i szoku narodzin. Coś jak pierwszy krzyk noworodka.
Boję się, że będę w pewnym momencie leżała na jakiejś sali, przypięta do dziwnych aparatów, że nie będę mogła się ruszyć, że ból wypełni cały mój umysł i nie będzie już miejsca na żadną myśl. Boję, się, że wtedy właśnie nie będzie przy mnie nikogo, komu mogłabym powiedzieć, że się boję. Boję się, że stracę jakikolwiek wpływ na moje życie, że nie będę mogła zadecydować, czy chcę to dalej ciągnąć, czy nie.
Zastanawiam się tylko jak to możliwe, że niektóre komórki mojego ciała nienawidzą mnie tak bardzo, że aż pragną mojej śmierci...?
Za słaby by można go odczuć
A rośnie w siłę zabija spokój
I boję się on zabiera wszystko mi
Wszystko czym mogłam żyć
Tak dawno a tkwi gdzieś we mnie
Dławi oddech przenika moje wnętrze
Ból jest dziś mym kochankiem

Bo to on może zniszczyć wszystko
Lub wybaczyć
On niebem jest on jest piekłem
Dlatego daje by zabrać dużo więcej
Oto gra której posmak czuję ja
Nigdy ty
Kto mnie potrzyma gdy zabraknie sił ?
Kto poda rękę w zamian nie chcąc nic ?
Kto powie mi gdzie mam iść dalej ?
Kto może mi to dać ?
Kto dotknie mnie choć chwilę ?
Kto może mi to dać ?

muzyka: D. Howorus & K. Kowalska słowa: K. Kowalska
OK, przyznam się.
Piszę to wszystko trochę po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Mam świadomość, że moje myśli nie padają tylko w cyfrową otchłań, ale są też czasem przez kogoś czytane. Wystarczy mi rzut oka na statystyki oglądalności stron.
Po co?
Mam nadzieję, że ktoś podejmie trud rozumienia i akceptowania. Bez zadawania zbędnych pytań, bez okazywania litości, źle skrywanego współczucia i skrępowania.

Ludzie zwykle czują się niezręcznie wobec zła i cierpienia. Zauważyłam kiedyś, że w czasie odwiedzin w szpitalu czują się niemal winni, że są zdrowi. Nie wiedzą jak rozmawiać z niepełnosprawnym, upośledzonym, bo krępuje ich własna dobra kondycja. Tak samo jest ze mną. Widzę na twarzach przyjaciół zażenowanie faktem, że nie rozumieją jak to jest, kiedy się umiera.

Ten czas jest dla mnie ważny. Refleksją sięgam do spraw ważnych. Może nawet najważniejszych. Oczyszcza się moja motywacja, spojrzenie na świat, ludzi i siebie samą. Chyba powoli dorastam.

Ktoś jest zaskoczony. Mówi, że nawet nie daję po sobie poznać z czym się zmagam.
To pewnie dlatego, że to jest _moje_ umieranie. Tak bardzo moje, że nikt inny nie będzie potrafił w nie wejść, choć tak bardzo jest mi potrzebna czyjaś obecność.

Próbuję się czasem dzielić z kimś swoimi myślami. Wtedy jest to tajemnicze i intrygujące, potem z każdą chwilą bardziej niejasne, a na koniec budzi nieokreślony strach. Może dlatego, że sama nie potrafię tego nazwać, choć staram się ze wszystkich sił zachować precyzję w nazywaniu tego, czego doświadczam.

Odczuwam potrzebę 'metafizycznego towarzystwa'. Drugiego ja, świadomego i ukształtowanego na tyle, że stanie się partnerem. Obawiam się, że nawet wymarzony Nieosiągalny (choć ostatnio zauważający moje istnienie), nie jest w stanie stanąć na wysokości zadania. Pozostaje brulion.