sobota, 26 stycznia 2002

W przeddzień zatrucia własnym odpadami współcześni wierzą jeszcze - ogłupieni technokratycznym zabobonem - że szczęście jest funkcją dochodu narodowego brutto per capita.
Analiza rozmów na żywo w internecie

A: czesc
B: czesc A
A: czesc B
C: czesc
B: o, jest C.
A: czesc C.
B: C :))))
C: A+B=A+B
A: musze juz konczyc
B: czesc A
C: czesc A
B: pa
C: papa

I tak to właśnie wygląda... :S

czwartek, 24 stycznia 2002

insomnia

Budzisz się w nocy
z książką pod głową,
telewizor próbuje ci uzmysłowić, że
program się już dawno skończył...
przewracasz dwie kartki i ...
Znowu się budzisz...
idziesz się umyć,
zaraz musisz wstać do szkoły.
Program w telewizji się właśnie rozpoczął,
gasisz światło, gdyż już jasno,
przewracasz kolejne dwie kartki i ...
znowu się budzisz,
tym razem trzeba już wstać.
Jesteś niewyspany, nic nie umiesz.
Postanawiasz, że dzisiaj położysz się wcześniej,
lecz ...
budzisz się w nocy
z książką pod głową.

wtorek, 22 stycznia 2002

Rafał Wojaczek
Wiesz jest mała radość

wiesz jest mała radość
ja tę radość
ja chciałbym
żeby ona rosła
i wiesz
ta radość ona jest duża
moi bracia okrutni umarli
a może żyją ale nie pamiętam
więc kiedy idę ulicą
zbaczam
i zrywam kwiatek nieostrożny
stokrotkę
tę stokrotke przybliżam do twojej twarzy
i śmieję się głośno
kiedy odnajduję podobieństwo
a jeszcze głośniej się śmieję
kiedy stwierdzam
różnicę
ty wiesz
to co cię poróżnia z kwiatem
to jest nasza miłość
wzajemna


Dawno temu ktoś dla mnie ważny zadedykował mi ten wiersz.
Czas znaleźć oczekiwanego. Takie w końcu było moje noworoczne postanowienie.

poniedziałek, 21 stycznia 2002

Ogień symbolizuje zasadę siły i energii. Zarządza uzdrawianiem, energią fizyczną, twórczością, destrukcją, oczyszczeniem i seksualnością. Wyobraża siłę woli, która musi być ukierunkowana na uzyskanie złożonego celu. Jeżeli wola będzie wypaczona lub wymknie się spod kontroli, to wynik jego działań będzie niszczący zarówno dla samego człowieka, jak i jego otoczenia. Ogień jest potężną żywiołową siła. Trzeba dobrze nad nim panować, by osiągnąć maksimum korzyści. Osoby słabe duchem, nie powinny go wykorzystywać. Zetknięcie się z żywiołem ognia natychmiast oddzieli przysłowiowe owce od wilków. Kolorem żywiołu ognia jest czerwień.

W mitologii ogień to dar bogów dany ludziom; od czasów jego odkrycia był uznawany za siłę świętą. W czasie dni świątecznych palono na wzgórzach święte ognie. Miały one symbolizować energię i światło Słońca. Ogień był też powszechnie poczytywany za symbol duchowego oświecenia.

Ogień. Żywioł ten, jeśli jest pozytywnie wbudowany w psychikę, tworzy osobowość energiczną, o dużej pewności siebie. Osoby takie łatwo się wyrażają na wszystkich poziomach, są ekstrawertyczne, towarzyskie i doskonale opanowują swą emocjonalną jaźń.

Jeśli jednak żywioł ten wyrazi się negatywnie, wytwarza osobowość indywidualistyczną, aż do samolubstwa. Taka osoba jest samowładna, egocentryczna i nadaktywna. Ludzie tacy są skłonni do wyjątkowej gwałtowności i na ogół bywają agresywni.

Powiedziałam, że moim celem jest ogień. Ten który spala, oczyszcza, czasem niszczy, ale też daje ciepło, światło, energię. W jego płomieniu łączy się materia, którą trawi. Ogień, który ma niszczycielską moc i bez którego trudno sobie wyobrazić życie. Ogień, który płonie równym płomieniem, a czasem wystrzela w powietrze słupem iskier.

Marzę o takim ogniu.
Widać iskry, ale materiał nie zaczął się jeszcze nawet tlić.

piątek, 18 stycznia 2002

Erystyka wg Schopenhauera

8. Złość

Doprowadzać przeciwnika do złości, albowiem w złości nie jest on w stanie prawidłowo rozumować i bronić swoich korzyści. Sprowokować można przez jawnie niesprawiedliwe traktowanie lub przez szykany i w ogóle bezczelne zachowanie się.
Erystyka wg Schopenhauera

30. Autorytety

Argumentum ad verecundiam - argument odwołujący się do poważania

Wygramy łatwo, mając po swojej stronie jakiś autorytet, który jest szanowany przez przeciwnika; dla niego zaś istnieje tym więcej ważnych autorytetów im bardziej ograniczone są jego wiadomości i zdolności.

Każdy woli wierzyć niż wydawać własny sąd
Unusquisque mavult credere quam judicare - Seneka

Jeżeli przeciwnik stoi na jakimś poziomie, to liczba autorytetów jest niska, bądź nie ma ich wcale. Co najwyżej uzna autorytet fachowców w mało mu znanych dziedzinach nauki, sztuki lub rzemiosła, a i to z nieufnością.
"Prości ludzie mają głęboki respekt dla wszelkiego rodzaju fachowców. Nie wiedzą oni o tym, że kto z pewnej rzeczy robi profesję, ten kocha nie tę rzecz, ale swój zarobek - ani o tym że kto pewną rzecz wykłada, przeważnie słabo ją zna, albowiem jeśli ją studiuje gruntownie, nie pozostaje mu zazwyczaj czasu na jej nauczanie. Dla gminu jednak istnieje wiele autorytetów, które szanuje. Jeśli zatem nie znajdujemy autorytetu odpowiedniego, to trzeba posłużyć się pozornym i zacytować co ktoś tam powiedział, choćby w innym sensie lub w innych warunkach. Najskuteczniej działają zwykle takie autorytety, których przeciwnik w ogóle nie rozumie. Ludzie niewykształceni mają szczególny szacunek dla retorycznych kwiatków greckich bądź łacińskich. W razie potrzeby można nie tylko przekręcać cytaty, ale po prostu je fałszować, a nawet podawać takie które są wyłącznie własnym wymysłem"

Nie ma tak absurdalnego poglądu, którego by ludzie nie przyjęli jako własny, o ile tylko potrafi im się wmówić, że pogląd ten został przyjęty przez ogół.
To co się nazywa zdaniem ogółu jest ściśle rzecz biorąc zdaniem dwóch czy trzech osób i o tym przekonalibyśmy się, gdybyśmy mogli obserwować powstawanie takiego ogólnie przyjętego poglądu.

"Mało ludzi myśli, ale każdy chce mieć swoje zdanie" - Berkeley

Jeśli mamy do czynienia z osobą z gminu, najbardziej wskazane jest używać autorytetów, dobierając ich od słabej strony przeciwnika. Albowiem na nacisk wywierany przez dowody będzie on nieczuły jak jakiś nowy Zygfryd, zrogowaciały w swej niezdolności do myślenia i sądzenia.
Renata Przemyk 
Baba

1. Babę zesłał Bóg, raz Mu wyszedł taki cud,
Babę zesłał Bóg, cóż innego przecież mógł.
Żeby dobrze zrobić wam, żeby dobrze zrobić wam
Babę zesłał Pan.

2. Bóg też chłopem jest, świadczy o tym Jego gest,
Bóg też chłopem jest, tak jak swing i blues i jazz.
Żeby z baby ciągle drwić, żeby z baby ciągle drwić,
Trzeba chłopem być.

3. Bóg ci zesłał mnie, byś miał kogoś noc i dzień,
Bóg ci zesłał mnie, ty się z tego tylko ciesz,
Z woli nieba jestem ty, z woli nieba jestem tu
Więc się do mnie módl.

Śpiewam sobie od samego rana.
Może nie powinno nazywać się imieniem tego, co nienazwane. Na przykład miłości, szczęścia, grzechu. Może powinniśmy się ograniczyć jedynie do powolnego przenikania, do mimowolnego uczestnictwa w czymś, nad czym nie jesteśmy w stanie zapanować, bądź powstrzymać tego.

Miłość, tak naprawdę, jest jedynie powolną śmiercią; aktem piękna, poezji, fantazji; podróżą w jedynie nam samym znane sekretne zakamarki swoich uczuć. Podróżą nigdy ostateczną, wyścigiem z samym sobą, bez wygranych i bez przegranych, trwaniem, nieskończoną samotnością, niezaprzeczalnym faktem w zbiorze nieskończenie wielkiej ilości pytań.

Nic nie jest wieczne, oprócz Boga, który był, jest i będzie, który to - jako Jedyny - wie, jak wygląda miłość doskonała i niegasnąca. A my? Jesteśmy tylko zagubionymi okruchami pośród setek tysięcy chaotycznych zależności, niezrozumiałych przesłań, beznadziejnych prób, zawiedzionych nadziei. Jesteśmy zabawkami, marionetkami; różnica jest tylko taka, że ktoś pozostawił sznurki samym sobie, pociągnąwszy za nie tylko jeden, jedyny raz. I odszedł.

Ucieczka do własnego świata to jedyny sposób aby umknąć zbiorowemu szaleństwu - szarej codzienności dnia; odskoczyć, odbić się. Ale, powiedz mi, powiedz mi człowieku, ile razy można uciekać do własnego świata? Jak długo? Godzinę? Dzień, miesiąc? Rok, dekadę? ...całą Wieczność? Kilka chwil...?

Czy nadszedł już czas? Czas by westchnąć, jednym gestem ręki odrzucić to co piękne, choć od pewnego momentu tak bardzo dziecinne...? Może nadszedł już czas, aby nauczyć się żyć? Zabić w sobie nieposkromioną chęć odwiecznej separacji "ja, wy", w zamian zaś tego wybrać: tylko "ja", tylko "my" albo "nic".

Może poezja to tylko czas - czas, który umknął poetom, przeciekł między palcami, wsiąkł w wiecznie suchą pustynię - tak bardzo ludzkiej - zwykłości...? Czy jesteśmy w stanie zwilżyć wysuszoną, popękaną, jałową ziemię, tak, aby wyrosły z niej kwiaty? Nawet, gdyby każdy z nas umiał uronić choć jedną szczerą łzę, zabraknie ich. To dużo, lecz wciąż za mało.

Kiedyś, dawniej, myślałam, że miłość rodzi się w swoim pięknie jak Wenus; rodzi się aby trwać, istnieć, dawać. Później dopiero odkryłam, że miłość istnieje tylko po to, by umierać; czasem nawet - zawsze nieusprawiedliwioną - śmiercią samobójcy.

Nam jednak nie wolno odejść. Nie, nie wiem dlaczego. Ale tak musi już być.

Co nam zostało? Piękna, gwiaździsta noc; szum rozbijających się o plażę fal, odległe nawoływanie mew, blask księżyca odbitego w wodzie tysiącami refleksów; opadłe, białe płatki zwiędniętych róż, kwiatów, które swoją krew oddały swojej matce, Matce Ziemi, w akcie najpiękniejszego, choć zarazem najsmutniejszego pożegnania. I jakiś taki wewnętrzny spokój o jutro, w którym wszystko będzie takie same; nie, nie takie same jak dawniej, takie same jak dziś. Tak bardzo ciche; tak bardzo osamotnione.

To nie jest moja opowieść; to szept w ciemnościach, który usłyszałam ukradkiem, spacerując nocną ucieczką; usłyszałam go od kobiety, która mówiła tak jak ja, szła tym samym krokiem, którym zwykłam spacerować, oddychała tym samym co ja powietrzem, wyglądała tak ja ja, myślała jak ja sama.

Ponieważ ta kobieta była mną samą. Ale nigdy więcej nie dane było mi jej spotkać. Po prostu poszła w swoją stronę, a ja w swoją. W zupełnie przeciwnym kierunku. Nikt nie powiedział mi, który tak naprawdę to ten właściwy. Wszyscy wokół mówią mi natomiast, które to są te niewłaściwe.

Może dlatego, że tego właściwego zwyczajnie nie ma?...

czwartek, 17 stycznia 2002

"Jestem równie dobry jak ty."
To stwierdzenie w sposób oczywisty umieszcza na piedestale, w samym centrum życia, poczciwe, solidne i wierutne kłamstwo. Nie mam na myśli jedynie tego, że powyższe twierdzenie jest samo w sobie fałszywe, że nikt nie jest bardziej równy każdej napotkanej osobie pod względem uprzejmości, uczciwości czy zdrowego rozsądku niż pod względem wzrostu czy obwodu w talii. Chcę powiedzieć, że człowiek sam w to nie wierzy. Żaden człowiek, który mówi "jestem równie dobry jak ty", nie wierzy w to.
Gdyby w to wierzył, nie powiedziałby tego.
Człowiek pracy nie powie tego nigdy do próżniaka ani kobieta piękna do pozbawionej urody.
Pretensje do równości, poza sferą ściśle polityczną, wysuwane są tylko przez tych, którzy czują, że pod jakimś względem nie dorównują innym. Wyrażają one dokładnie to przejmujące, bolesne i męczące poczucie niższości, której człowiek taki nie chce uznać.

Jestem feministką i już dawno wyzbyłam się skłonności do popierania równości. To właśnie nierówność jest piękna i godna wysiłków i starań.

poniedziałek, 14 stycznia 2002

Iz 41:6-18
6. Ty zaś, Izraelu, mój sługo, Jakubie, którego wybrałem sobie, potomstwo Abrahama, mego przyjaciela!
7. Ty, którego pochwyciłem na krańcach ziemi, powołałem cię z jej stron najdalszych i rzekłem ci: Sługą moim jesteś, wybrałem cię, a nie odrzuciłem.
8. Nie lękaj się, bo Ja jestem z tobą; nie trwóż się, bom Ja twoim Bogiem. Umacniam cię, jeszcze i wspomagam, podtrzymuję cię moją prawicą sprawiedliwą.
9. Oto wstydem i hańbą się okryją wszyscy rozjątrzeni na ciebie. Unicestwieni będą i zginą ludzie kłócący się z tobą.
10. Będziesz ich szukał, lecz nie znajdziesz tych ludzi, twoich przeciwników. Unicestwieni będą i na nic zejdą ludzie walczący z tobą.
11. Albowiem Ja, Pan, twój Bóg, ująłem cię za prawicę mówiąc ci: Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą.
12. Nie bój się, robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu! Ja cię wspomagam - wyrocznia Pana - odkupicielem twoim - Święty Izraela.
13. Oto Ja przemieniam cię w młockarskie sanie, nowe, o podwójnym rzędzie zębów: ty zmłócisz i wykruszysz góry, zmienisz pagórki w drobną sieczkę;
14. ty je przewiejesz, a wicher je porwie i trąba powietrzna rozmiecie. Ty natomiast rozradujesz się w Panu, chlubić się będziesz w Świętym Izraela.
15. Nędzni i biedni szukają wody, i nie ma! Ich język wysechł już z pragnienia. Ja, Pan, wysłucham ich, nie opuszczę ich Ja, Bóg Izraela.
16. Każę wytrysnąć strumieniom na nagich wzgórzach i źródłom wód pośrodku nizin. Zamienię pustynię na pojezierze, a wyschniętą ziemię na wodotryski.
17. Na pustyni zasadzę cedry, akacje, mirty i oliwki; rozkrzewię na pustkowiu cyprysy, wiązy i bukszpan obok siebie.
18. Ażeby widzieli i poznali, rozważyli i pojęli wszyscy, że ręka Pańska to uczyniła, że Święty Izraela tego dokonał.
(BT)

Dziś otwarłam księgę Pisma Świętego na tych właśnie słowach. Jest przy nich data. Z nimi rozpoczynałam swoją posługę parę lat temu. Towarzyszą mi tak samo mocno jak słowa: "Wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłością świata... Nikt nie zapala światła, by go postawić pod korcem, ale na świeczniku..."

Ciągle mam w sercu środowe spotkanie i słowa, które tam padały. Jest w mojej drodze coś wyjątkowego.

Nie uskarżaj się, kiedy cierpisz. Wiedz, że Bóg wziął cię w swoje ręce jak diament. Obróbce poddaje się tylko kamień, który uważa się za cenny. Nie obrabia się tak byle jakiego kamyka.

Droga wskazuje na powołanie.

niedziela, 13 stycznia 2002

Panatenajskie amfory - greckie amfory w stylu czarnofigurowym, produkowane w VI-IV w. p.n.e. Amfory te, napełnione oliwą, były nagrodą dla zwycięzców w igrzyskach panatenajskich, organizowanych ku czci Ateny.

Amfory miały ponad 1 m wysokości i odznaczały się charakterystyczną dekoracją (przedstawienie bogini Ateny w pełnym uzbrojeniu, stojącej między dwiema kolumnami doryckimi, na których znajdowały się koguty. Inskrypcja z imieniem urzędnika i tekstem "z igrzysk Ateny". Scena z igrzysk, przedstawiająca konkurencję zwycięzcy).

z WIEM przemyszkowała amfora :)

sobota, 12 stycznia 2002

Oglądam z uwagą swoje dłonie. Zadbane i wypieszczone. Długie, pomalowane paznokcie. Gładka, miękka skóra. Pierścionek, bransoletka. Kropelka perfum na przegubie. W szpitalu pielęgniarki mówiły: ładne, nie spracowane, wypielęgnowane łapki. Koledzy pytają, czy nie przeszkadza mi to w pisaniu na klawiaturze. Znajome zazdroszczą cierpliwości do perfekcyjnego malowania paznokci. Zniknęły już ślady po szpitalnych igłach.

Mam w albumie zdjęcie dłoni mojej mamy. Ojciec zrobił je jakiś rok temu. Widać tylko dłonie trzymające gałązkę jakiegoś rzadkiego iglaka w ogrodzie botanicznym. Te dłonie są zupełnie inne niż moje. Jest w nich znacznie więcej siły i znacznie mniej pychy.

I, w odróżnieniu od moich, dłonie mojej mamy są prawdziwie piękne.
Nie mogę płakać. Bardzo chcę, ale jakoś nie mogę. Chyba miesiąc temu (bo dokładnie tyle czasu upłynęło) wyczerpałam cały zapas. To był doskonały sposób na skanalizowanie emocji. Teraz muszę znaleźć inny.

Cieszę się z tego, że znam przyczynę tego stanu rzeczy. W tej chwili walczę o swoją wolność. Walczę o swoją duszę.
I nie chcę się poddać.
Palce garncarza były tak smukłe i ciepłe, że chciało mi się śpiewać z zachwytu. Kiedy dotknął mnie pierwszy raz, zadrżałam pod nimi. Dotykał mnie najpierw bardzo powoli, samymi opuszkami, potem gładził całą dłonią, aż wreszcie brutalnie wtargnął w głąb. Zakręciło mi się w głowie. Czułam, jak świat wokół zaczyna wirować, kształty, barwy, głosy - wszystko zlało się w jeden, obłędnie kolorowy tuman. Gięłam się w jego dłoniach, posłuszna jego gibkim palcom, którymi wnikał w każdy zakamarek, ślizgając się w wielkiej wilgoci, jaka ogarniała mnie całą. W głowie kręciło mi się coraz bardziej, wreszcie zaczęłam krzyczeć. Świat nagle zatrzymał się - i ujrzałam swoje kołyszące jeszcze kształty w pokrytym kurzem lustrze. Miałam śniade, zaokrąglone ciało, pełne w biodrach, a szyję otaczał wysoki, wygięty kołnierz.

Garncarz ujął mnie ostrożnie i przestawił na półkę. Patrzyłam na niego zachwycona i bardzo bolało mnie, że nie umiem powiedzieć mu, jak jest wspaniały. Pogładził mnie jeszcze raz - ostrożnie - powiedział: "Śliczna amfora..." - pokiwał głową - odszedł. Za chwilę przyniósł pędzelek, który namoczył w kolorowej farbce i namalował na moich piersiach korale. Poczułam się piękna i wyjątkowa. Potem przestawił mnie nagle gdzieś, gdzie było bardzo gorąco.

Nic jednak tak nie leczy złamanego serca, jak - nowa miłość. Dziewczyna przyniosła kiedyś coś zawiniętego w gazetę. Stanęła przy mnie, pogładziła, potem zaczęła wykonywać jakieś dziwne czynności nad moją głową - i nagle poczułam, jak wypełnia mnie gruby, podłużny kształt... przeszły mnie dreszcze, poczułam coś zupełnie nowego, coś wspaniałego, co sprawiło, że znów drżałam, jak pod dłonią garncarza. Wypełniła mnie wilgoć - i kształt zaczął we mnie pęcznieć, rosnąć, wnikać coraz głębiej i głębiej... znów zaczęło mi się kręcić w głowie...

- Jesteś piękna - usłyszałam. Nad moją głową zwieszał się wspaniały, zielony, umięśniony fikus. Tak poznałam Ksawerego.

Ksawery zamieszkał ze mną. Zachwycało mnie jego prężne, smukłe, zielone ciało. Nieraz pieścił moją szyję, chwytał w dłonie moje kolorowe korale, bawił się nimi... czasem znów przenikała mnie wilgoć i wówczas czułam, jak zmienia się we mnie, jak wypełnia wszystkie moje najskrytsze zakamarki. Kochałam Ksawerego, jeszcze dziś go kocham - mimo tej wielkiej tragedii, która mnie spotkała.

W pewnym momencie zaczęłam się niepokoić. Ksawery wprawdzie nic nie mówił, bo nie chciał mnie martwić, ale widziałam, że usycha z pragnienia. Jeszcze ciągle czule ze mną rozmawiał, ale głos jego stawał się coraz słabszy i słabszy - skóra mu pożółkła i zwiotczała... Próbowałam wykrzesać z siebie resztki wilgoci, ostatnim rozpaczliwym wysiłkiem napoić go - bezskuteczne jednak były moje starania... Pewnego poranka Ksawery powiedział, że odchodzi, że bardzo mnie kochał i będzie na mnie czekał w naszym małym raju. Zaklinałam go na wszystkie świętości, żeby nie umierał, obejmowałam z całych sił, by nie oddać go śmierci... na próżno!

Najtrudniejsze były noce. Spoglądałam na butwiejące zwłoki Ksawerego, mojego jedynego, ukochanego Ksawerego, z którym rozmawiałam przez całe dnie i wieczory i nigdy nie mogłam się nagadać - który tak troskliwie i czule zasłaniał mnie przed palącymi promieniami słońca, który tak żarliwie pieścił mnie powtarzając najczulsze zaklęcia - i nie mogłam nawet zapłakać, brakło mi już łez. Kolejne dni, noce - zlały mi się w jedno pasmo żalu i rozpaczy. Mój biedny Ksawery był już tylko suchym kikucikiem, a nasza miłość rozwiała się jak sen.

Pewnego dnia rano w pokoju zaczęła się krzątać starsza kobieta. Ścierała kurze - ujęła mnie delikatnie w rękę, pokiwała głową - zabrała smutne szczątki Ksawerego - a potem napełniła butelkę wodą i polała moje spragnione ciało. Odtąd czyniła tak codziennie. Zaczęłam się dziwnie czuć - coś mnie wypełniało - było to zupełnie inne uczucie, niż wówczas, gdy pierwszy raz spotkałam się z Ksawerym. Zaniepokoiłam się. W końcu jednak zrozumiałam te niepokojące objawy i ogarnęła mnie ogromna radość. Zaczęłam dbać o siebie. Odwracałam się do słońca, wygrzewałam swoje wnętrze - przesuwałam się szybko w cień, by nie przepalić nowego, rosnącego we mnie życia. I stało się - w środowe popołudnie cienki zielony pęd wysunął swoją zaciekawioną główkę...

Dziś Emilka ma blisko dwa lata. Jest tak podobna do Ksawerego! Patrzę na nią spod wyszczerbionego kołnierza - i czuję się szczęśliwa. Choć tak bardzo żal, że Ksawery nie doczekał tego radosnego momentu... Wiem jednak, że czeka na mnie, jak obiecał, w naszym małym raju. Zawsze był prawdomówny!
Wiem, że czekasz, aż znowu coś tu napiszę. Aż zacznę pisać o Tobie.

Czekaj. W końcu to właśnie lubisz.

...flectere si nequeo superos...
"Eneida"

czwartek, 10 stycznia 2002

Like the wallpaper sticks to the wall
Like the seashore clings to the sea
Like you'll never get rid of your shadow
You'll never get rid of me

Let all the others fight and fuss
Whatever happens, we've got us.

(Me and my shadow)
We're closer than pages that stick in a book
We're closer than ripples that flow in a brook
(Strolling down the avenue)
Wherever you find him, you'll find me, just look
Closer than a miser or the bloodhounds to Liza

Me and my shadow
We're closer than smog to all of L.A.
We're closer than Ricky to confessing he's gay??
Not a soul can bust this team in two
We stick together like glue

And when it's sleeping time
That's when we rise
We start to swing
Our clocks don't chime
What a surprise
They ring-a-ding-ding!
Happy New Year!

(Me and my shadow)
And now to repeat what I said at the start
They'll need a large crowbar to break us apart
We're alone but far from blue

Before we get finished, we'll make the town roar
We'll hit a few late spots, and then a few more
We'll wind up at Stringy's and maybe ? show
Life is gonna be we-wow-whee!
For my shadow and me!

Before we get finished, we'll make the town roar
We'll hit all the late spots, and then a few more
We'll wind up at Stringy's and maybe ? show
Life is gonna be we-wow-whee!
For my shadow and me!

wtorek, 8 stycznia 2002

Każdy potrzebuje zwierciadła, w którym mógłby się przejrzeć. Pewnie dlatego jedna połowa świata rozgląda się za swoją drugą połową. Zwykle aby uwierzyć w drugiego człowieka, należy najpierw uwierzyć w siebie. Żyć w harmonii ze światem widzialnym i niewidzialnym. Ale czy miłość jest w stanie uchronić przed samotnością?

Każdy wojownik światła zranił kogoś, kogo kochał. Tę lekcję przerobiłam już wiele razy i nieskromnie powinnam przyznać, że osiągnęłam mistrzostwo.

Jeden jest dzieckiem i chyba mało rozumie. W oczach ma zdumienie i niepewność. Nie wie dlaczego.

Drugi nie ma wątpliwości. Jest dorosłym w najgorszym tego słowa znaczeniu. Czarne jest czarne, białe jest białe. Nie ma miejsca na światłocienie.

Słowo leczy i słowo zabija. Powtarzam to sobie często. Zwłaszcza wtedy, gdy zaboli, albo wiem, że zabolało innego. Nie potrafię ogarnąć i zatrzymać nakręcającej się spirali nieporozumienia. Powtarzam zaklęcie: "przecież chciałam dobrze", ale to nie pomaga, świat pozostaje głuchy na moje prośby. On pozostaje głuchy.

Mam ochotę płakać, tak po prostu, z dziecinnie prostego powodu. Bo świat nie zachowuje się tak, jak mu kazałam. Bo złośliwie nie chce mnie słuchać. Bo odmawia posłuszeństwa i nie uzasadnia tego faktu. Bo mnie złości jego niezależność od moich prób naginania go do moich planów i wyobrażeń.

Wojownik światła potrzebuje miłości. Przywiązanie, przyjaźń i czułość są częścią jego natury, tak samo jak jedzenie, picie czy radość walki w imię dobrej sprawy. I jeśli o zachodzie słońca nie czuje się szczęśliwy, znaczy to, że nie jest z nim w porządku. Wtedy przerywa bitwę i rusza na poszukiwanie kogoś, kto razem z nim obejrzy zachód słońca. Jeśli trudno mu znaleźć przyjaciela, pyta sam siebie: "Czyżbym obawiał się bliskości z ludźmi? A może ktoś obdarzył mnie przyjaźnią i nawet tego nie dostrzegłem?" Wojownik światła może wybrać samotność, ale nie może paść jej ofiarą.

To dobrze, że czasem opuszcza mnie wiara i odwaga. To dobrze, że czasem moje serce milczy.

Pójdę dalej wśród utyskiwania "jaka ona naiwna". Jeśli wierzy się w cuda to zaczynają się one wydarzać!
Artur Rimbaud
"Mistyka"

Na stoku wzgórza anioły ciągną swoje wełniane szaty, krążąc w trawach ze szmaragdu i stali.
Łąki płomieni strzelają po szczyt pagórka. Na lewo wszystkie zabójstwa i wszystkie bitwy zdeptują gnojną ziemię na grani i snują swoją krzywiznę wszystkie wrzawy nieszczęść.Za granią na prawo linia wschodów, postępów.
I kiedy wirujące i porywiste szumy morskich konch i ludzkich nocy tworzą wstęgę u góry obrazu,
Kwitnąca słodycz gwiazd i nieba, i całej reszty opada naprzeciw pagórka, niby kosz - przed naszą twarzą, i wypełnia aromatem i błękitem przepaść przed sobą.
Aha, i jeszcze jedno. Nie wiem, czy to funkcjonuje tylko w moim szalonym umyśle, ale obawiam się, że zaczynam cię kochać.
Wojownik światła odkrył, że lepiej podążać za światłem. Zdradzał, kłamał, zbaczał ze swej drogi, zrywał rozejmy. A i tak wszystko mu się udawało, jak gdyby nigdy nic. Jednak otchłań pojawia się niespodziewanie. Można postawić tysiące pewnych kroków, a jeden jedyny krok może się nagle okazać zgubny. A więc wojownik zatrzymuje się na jakiś czas.

poniedziałek, 7 stycznia 2002

Anioły w snach symbolizują czystość i dobroć. Uważa się ich za opiekunów i przewodników. Tradycyjnie postrzegani są jako wysłannicy Boga. W sensie psychologicznym mogą być posłańcami nieświadomości lub wyższej jaźni. Jeżeli anioł (który pojawia się we śnie jako postać w bieli) przekazuje śniącemu jakieś posłanie, oznacza to, że jest ono ważne i należy wysłuchać go ze szczególną uwagą. (James R.Lewis "Encyklopedia snu" w przekładzie G.Gasperskiej, wydaw. CIBET, Wwa 1998r; s 270)

Często życzę ludziom snów o aniołkach.
Po tym, jak Bóg stworzył anioły, stworzył ludzi i rozkazał aniołom, by kłaniały się ludziom, oddawały im cześć i opiekowały się nimi. Wedle niektórych przekazów to właśnie doprowadziło do bitwy niebios i upadku Szatana, który z dumy czy zazdrości odmówił wykonania boskiego rozkazu. Wg innych, demoniczne siły już istniały i miały się dobrze na długo przed przebudzeniem Adama i Ewy.
W tradycji żydowskiej anioły są rodzaju męskiego; w chrześcijańskiej są androgeniczne. W trzynastym wieku zastanawiano się z czego zbudowane są anioły. Jan Duns Szkot twierdził, że składały się z "materii duchowej", możliwie jak najbardziej mglistej; były bezcielesne i niematerialne, ale gęste i materialne w porównaniu z Bogiem. Anioły są "samym intelektem", mówił Tomasz z Akwinu. W ten sposób skłonił nas do zastanowienia się, czy nasze postrzeganie aniołów nie jest po prostu odbiciem naszych własnych mocy i pragnień.
Trudno policzyć ile jest aniołów. Mówi się o nich jak o armiach, legionach, zastępach. Ich liczba sięga od skromnych stu tysięcy do czterdziestu dziewięciu milionów w żydowskiej kabale. Zgodnie z jednym obliczaniem istnieje czterysta dziewięćdziesiąt sześć tysięcy aniołów, podzielonych na siedem dywizji. Święty Augustyn sądził, że anioły "rozmnażają się jak muchy". Nic więc w tym dziwnego, że były one podzielone wedle hierachii tak ścisłej, jak hierarchia feudalnych panów. Jedyny problem tkwił w tym, że istniał więcej niż jeden pomysł co do sposobu, w jaki ta hierarchia działa, tak więc samo porządkowanie aniołów wedle stopni było było kwestionowane aż do czasu, kiedy św. Tomasz przedstawił swoje wykłady, a siedemdziesiąt lat później, około 1320r., florencki polityk i, poeta Dante Alighieri opublikował "Boską Komedię" z ostatecznym uporządkowaniem wszystkich stworzeń złych i dobrych. Te dwa teksty ustaliły hierarchię aniołów raz na zawsze. Obaj autorzy przyjęli porządek zaproponowany około 500 r. n.e. przez Dionizego (znany tez jako Psedo-Dionizy albo Psedo-Areopagita)
SERAFINY, najwyższa klasa, mają sześć skrzydeł, krążą wokół tronu Boga, nieprzerwanie śpiewając: Święty, Święty, Święty. Są to anioły miłości, światła i ognia.
CHERUBINY, są strażnikami stałych gwiazd, niebiańskimi kronikarzami, dawcami wiedzy. W Talmudzie cherubiny są porównywane do kół, zwanych także ofanim. Główni rządzący to Ofaniel, Rikbiel, Zofiel i, przed swym upadkiem, Szatan.
TRONY przynoszą nam sprawiedliwość Boga. Czasami znane są kołami, a w żydowskie kabale to RYDWANY lub MERKAWA. Okultystyczna księga Zohar umieszcza koła ponad Serafinami, ale inne żródła traktują je jako cherubiny, cała rzecz wydaje się mocno zagmatwana. Rządzącym księciem jest Orifiel albo Zabkiel, albo Zafiel.
PANOWANIA regulują obowiązki. Przez nie manifestuje się Majestat Boga. Dzierżą globus lub berło jako oznakę autorytetu, w nauce hebrajskiej ich wódz nazywa się Haszmal lub Zadkiel.
CNOTY czynią cuda na ziemi. Obdarzają wdziękiem i męstwem.
WŁADZE powstrzymują wysiłki demonów, które chcą zniszczyć świat, albo też stoją na czela demonów lub może (wedle św. Pawła) same są złem. Ertosi, Sammael, Kamael (zależnie od źródła) jest wodzem władz.
ZWIERZCHNICTWA ochraniają religię. U Miltona Nishroch jest "z książąt najpierwszy", inni zaś, zgodnie z różnymi źródłami, zwani są Raquel, Anael i Kerwiel.
ARCHANIOŁY i ANIOŁY są opiekunami ludzi i wszystkich rzeczy materialnych.

czwartek, 3 stycznia 2002

Grafomania na pl.irc

"Anioł"

Czy słyszysz te pukanie, moje Kochanie?
Delikatne, aczkolwiek donośne... czasami nieznośne...
To pukanie do serca Twego;
Tak serdecznego tak wspaniałego!

Napewno wielu już pukało, ale mi się to udało.
Być może tak stać się musiało, że moje serce tak mocno do Ciebie się rwało!
Nie było barier, nie było ścian...
Była jedynie miłość, to jedyne co mam...

Ty potrafisz Kochać, śmiać się i płakać.
Ja potrafię dać siebie, nieudacznika...
Który tylko przy Tobie jest w niebie.
Jesteś wszystkim dla mnie co naprawdę mam,
Jesteś aniołem! Którego Kocham!

Aniołki zdecydowanie mnie prześladują w ostatnich dniach...
:)

środa, 2 stycznia 2002

Pada deszcz - miliony srebrnych łez...
Popatrz! To tylko deszcz...
Kiwasz głową, lecz oczy mokre.
Co stało sie? Tyle smutku w nas...

Nie wiem, co się stało.
Wszystko przez aniołki...

wtorek, 1 stycznia 2002

Życie jest bankietem. Tragedią tego świata jest, że większość umiera na nim z głodu. Naprawdę tak uważam. Jest taka historyjka o ludziach płynących na tratwie z wybrzeży Brazylii i umierających z pragnienia. Nie mieli pojęcia, że płynęli po wodzie zdatnej do picia. Rzeka wpływała do morza z taka siłą, że jeszcze kilka mil w głąb oceanu można było pić słodką wodę. Nie wiedzieli o tym. W taki sam sposób my płyniemy po oceanie pełnym radości, szczęścia i miłości. Większość ludzi nie ma o tym zielonego pojęcia. Przyczyna takiego stanu rzeczy: pranie mózgu. Dlaczego ma to miejsce? Ludzie są zahipnotyzowani, śpią. Wyobraźcie sobie sztukmistrza, który hipnotyzuje widza tak, że widzi on coś, czego nie ma, natomiast nie dostrzega tego, co jest. Tak właśnie dzieje się z nami.

“Królestwo jest tutaj”!

Rzadko który chrześcijanin słowa te traktuje poważnie. Mówiłam ci już, że pierwsza rzeczą, która powinieneś uczynić, to przebudzić się, ale uświadomić sobie musisz, że tak naprawdę to nie chcesz być przebudzony. Wolałbyś po stokroć bardziej mieć to wszystko, co zgodnie z hipnotyczna sugestia, która ci zaaplikowano, jest ci tak drogie, tak ważne w twoim życiu i konieczne do przetrwania. Drugą ważną rzeczą, którą musisz uczynić, to zrozumieć, że być może oparłeś swe życie na fałszywych ideach. I że te poglądy mają taki wpływ na twoje życie, iż wprowadzają do niego straszny bałagan, utrzymują cię w stanie uśpienia. Są to poglądy dotyczące miłości, wolności, szczęścia i wielu innych spraw. A nie jest rzeczą łatwą słuchać kogoś, kto podważa te poglądy i idee, które uznałeś za własne i które są tobie tak bliskie.

Znane są psychologiczne prace dotyczące prania mózgu. Wykazano w nich, że ma ono miejsce wówczas, kiedy następuje przyjęcie albo “introjekcja” idei, nie własnej, ale czyjejś. Zabawne jest to, że gotowi jesteśmy za tę obca idee umrzeć. Dziwne, prawda? Pierwszym testem na to, czy mózg twój został wyprany i przyjął obce przekonania oraz poglądy, jest moment, kiedy zostają one zakwestionowane. Czujesz się zszokowany. Twe reakcje pełne są emocji. To bardzo ważny znak. I choć nie jest on niezawodny, to mimo wszystko uznać go można za całkiem dobry wskaźnik prania mózgu. Jesteś gotów umrzeć za idee, która nigdy tak naprawdę nie była twoja. Terroryści i święci (tak zwani “święci”) przyjmują jakąś ideę, połykają ją w całości, i są gotowi za nią umrzeć. Nie jest łatwą rzeczą słuchać o jakiejś idei, szczególnie jeśli angażuje się w to emocje. A jeśli nawet w trakcie słuchania nie angażujesz swych emocji, to i tak słuchać ci nie jest łatwo. Słuchasz bowiem z pozycji swego zaprogramowanego umysłu, uwarunkowanego, hipnotycznego stanu. Co więcej, często wszystko to, co zostało powiedziane, interpretujesz właśnie w kategoriach swego zahipnotyzowanego umysłu. W kategoriach umysłu zaprogramowanego i uwarunkowanego.

Co zrobić, by zaprogramowani ludzie potrafili słuchać? Słuchać i widzieć, to najtrudniejsze rzeczy na świecie. Nie chcemy widzieć. A jak sądzicie, czy kapitalista chce widzieć, co jest dobre w systemie komunistycznym? Czy uważacie, że komunista kwapi się, by zobaczyć, co jest dobre i zdrowe w systemie kapitalistycznym? Czy myślicie, że bogaty człowiek potrafi patrzeć na biednych? Nie chcemy patrzeć, ponieważ grozi nam odrzucenie wcześniejszych poglądów. Grozi nam zmiana. Nie chcemy patrzeć. Kiedy patrzysz, możesz stracić kontrole nad życiem, która z takim trudem utrzymujesz. I tak oto, tym czego najbardziej potrzebujesz, aby się obudzić, jest nie moc lub siła, młodość czy nawet wielka energia. Jedyna rzeczą, której tak naprawdę ci potrzeba, to otwartość, gotowość do nauczenia się czegoś nowego. Prawdopodobieństwo, że się obudzisz, jest wprost proporcjonalne do tego, ile prawdy jesteś w stanie znieść nie ratując się ucieczką. Jak wiele jesteś w stanie przyjąć? Jak wiele z tego, co było ci tak bliskie, potrafisz zakwestionować nie szukając ratunku w ucieczce? Na ile jesteś gotów do myślenia o nieznanym?

Pierwszą reakcją będzie strach. Nie idzie o to, że boimy się nieznanego. Nie możesz bać się czegoś, czego nie znasz. Nikt nie boi się nieznanego. To, czego się obawiamy, to utrata znanego. Tego właśnie się obawiasz.

Wszystko, co robimy, jest skażone egoizmem. Nie brzmi to mile dla ucha. Ale zastanówmy się nad tym stwierdzeniem przez chwilę, wejdźmy głębiej w jego sens. Jeśli wszystko, co robisz, ma swe źródło w interesowności - oświeconej czy też nie - co dzieje się z działaniami na rzecz innych, z twoimi dobrymi uczynkami? Co się z nimi dzieje? Oto małe ćwiczenie. Pomyśl o wszystkich dobrych uczynkach, jakie spełniłeś, albo o kilku z nich. Teraz przyjmij, że wszystkie one w istocie swojej były interesowne, bez względu na to, czy o tym wiedziałeś czy nie. Co dzieje się z twoja duma? Co dzieje się z twoja próżnością? Co dzieje się z twoim dobrym samopoczuciem, którego dostarczałeś sobie wtedy, gdy robiłeś coś, co - jak sądziłeś - było takie miłosierne? Staja się dość płaskie, prawda? Co się dzieje z twoim patrzeniem z góry na sąsiada, który wydawał ci się taki egoistyczny. Tak jest, wszystko już się zmienia. “No dobrze - mówisz - mój sąsiad miał bardziej pospolite upodobania niż ja.”

Wierz mi, że w tym momencie jesteś bardziej niebezpieczny niż on. Jezus Chrystus miał - jak się zdaje - znacznie mniej kłopotów z takimi osobami, jak twój sąsiad, niż z takimi, jak ty. O wiele więcej kłopotów przysparzali mu dopiero ludzie, którzy byli prawdziwie przekonani, że są dobrzy. Pozostali nie byli groźni, ci którzy byli otwarcie egoistyczni i wiedzieli o tym. Czy rozumiesz, jakie to wyzwolenie? Hej, obudź się! To wyzwolenie. Jest cudownie! Czy czujesz się przygnębiony? Być może tak. Czy nie jest wspaniale zdać sobie sprawę z tego, że nie jesteś lepszy od reszty świata? Czy to nie cudowne? Jesteś rozczarowany? Spójrz, co odkryliśmy! Co stało się z twoja próżnością? Chciałeś pozwolić sobie na mile uczucie, że jesteś lepszy niż inni. Tymczasem mogliśmy tu zobaczyć fałsz takiego przekonania.
Pewnego dnia przyjaciel powiedział mi:
-Nie zmieniaj się.
Bądź, jaka jesteś. Tak naprawdę to nieważne,
czy się zmienisz, czy nie.
Kocham cię, jaką jesteś, i nie mogę
przestać cię kochać.

Te słowa zabrzmiały w mioch uszach
jak muzyka: "Nie zmieniaj się. Nie zmieniaj się.
Nie zmieniaj się...Kocham cię..."

Wtedy się uspokoiłam. I poczułam że żyję.
I, co za cud, zmieniłam się !
Nowy rok zaczyna się nową kartką.
Pytania. Szanse. Nadzieja.

I Cohen śpiewający mi od rana
And when the hunger for your touch
Rises from the hunger,
You whisper, "You have loved enough,
Now let me be the Lover."