poniedziałek, 26 lutego 2007

Przestrzeń sugeruje, by się przemieszczać,
jednak jedynym celem podróży mędrców jest ich dom.

poniedziałek, 5 lutego 2007

Kafka "Die Brucke"

Byłem zesztywniały i zziębnięty, byłem mostem nad przepaścią. Palce u nóg po jednej stronie, palce u rąk wczepione w drugą, zęby wbite w kruchą glinę. Wiatr trzepotał połami mego płaszcza. Daleko w dole szumiał strumień pełen pstrągów. Żaden turysta nie docierał tak wysoko, most nie był jeszcze naniesiony na mapy. Leżałem więc i czekałem; mogłem tylko czekać. Żaden most raz przerzucony nie może przestać być mostem. Chyba że się zawali.
Było to pod wieczór któregoś dnia - pierwszego, tysięcznego? - nie potrafię powiedzieć, moje myśli były wciąż zmącone i wciąż krążyły w kółko. Pod wieczór, latem, gdy szum strumienia stał się donośniejszy, usłyszałem dźwięk ludzkich kroków! Do mnie, do mnie. Wyprostuj się, moście, gotujcie się belki bez poręczy na przyjęcie powierzonego wam wędrowca. Jeśli jego kroki są niepewne, dodajcie im niepostrzeżenie siły, ale jeśli się potknie, pokażcie, co umiecie, i jak Bóg Gór strąćcie go w otchłań.
Wstąpił na mnie, obstukał mnie żelaznym szpikulcem laski, podniósł nadziane nań poły mojego płaszcza i ułożył je na miejscu. Zanurzył szpikulec laski w moich gęstych włosach i pozostawił go tam długo, zapominając pewnie o mnie, gdy toczył dookoła błędnym wzrokiem. Lecz wtem - towarzyszyłem mu właśnie myślą nad górami i dolinami - skoczył obiema nogami na środek mego ciała. Zadrżałem od przejmującego bólu, nie wiedząc, co się dzieje. Kto to? Dziecko? Sen? Włóczęga? Samobójca? Kusiciel? Niszczyciel? I obróciłem się by go zobaczyć. Obracający się most! Nie zdążyłem się jeszcze obrócić całkowicie, gdy zacząłem spadać. Spadłem i w ciągu chwili rozszarpały mnie na wylot ostre kamienie, które dotąd spoglądały na mnie zawsze tak spokojnie z rwącego potoku.
  
[tłum. Gustaw Herling - Grudziński]
Ze wszystkich ludzi na świecie najbardziej nie ufam sobie. 
Nie ufam, bo boję się, że jestem w stanie doprowadzić się na skraj szaleństwa i z takiego stanu nigdy nie wyjść. Uwielbiam patrzeć jak kształty układają się w logiczne struktury, a potem rozmywają się tak, żeby nigdy więcej nie powrócić do swej pierwotnej formy.