czwartek, 28 lipca 2005

- Arab countries' output of books represents just 1.1 percent of the world total, although Arabs constitute 5% of the world's population. This is less than what a country such as Turkey produces, with a population about one-quarter that of the Arab countries.

- The Arab world translates about 330 books annually, one fifth of the number that Greece translates.

- Print runs of Arab books are very low, ranging for the average novel between 1,000 and 3,000 copies only. A book that sells just 5,000 copies is considered a bestseller.

- Arab book publishing has been threatened by three factors: censorship and the practice of banning books among the 22 Arab states; low readership, blamed on economic stagnation and competition from the mass media; and the lack of adequate distribution of books across the Arab world.

- Arab websites amount to 14,000 websites, representing only 0.01% of world content.

[Sources: Arab books and human development, Guardian Unlimited]

niedziela, 17 lipca 2005

"can-do" vs. "Insha Allah"

"Insha Allah" to sposób na życie. Wszystko w ręku Allaha, od jego woli zależy bieg wydarzeń, Opatrzność czuwa nad wiernymi. Ta filozofia nie jest obca religii chrześcijańskiej, ale muzułmanie dają upust swojej wierze w sprawczą moc woli Allaha na każdym kroku. A jeśli się nie uda? Widać taka była wola boża. I kropka.

Kultura zachodu przyzwyczaja człowieka do myśli, że ma wpływ na włane życie, podejmuje decyzje i jest motorem zmian w otaczającego go rzeczywistości. "Can-do approach" jest w cenie. Jakież jest zdumienie przebojowego konsultanta, gdy nagle staje w obliczu ludzi, którzy od woli Allaha uzależniają wykonanie pracy w terminie lub w ogóle wywiązanie się z zadania.

Czy "Insha Allah" to wymówka usprawiedliwiająca lenistwo, nieporadność, brak determinacji czy słowności? Czy może to odzwierciedlenie zdrowej hierarchii wartości, uporządkowanie świata ukształtowanego ręką człowieka i ręką boga?

A może to jeszcze coś zupełnie innego, czego nie ogarniam...?

Z raportu centrum badawczego Pew

[...] wzrosła rzesza jego [ben Ladena] sympatyków w Jordanii (60 proc.) i Pakistanie (55 proc.), krajach sąsiadach Iraku i Afganistanu, głównych pól bitew toczonych przez USA i ich sojuszników w globalnej wojnie z terroryzmem.
Co ciekawe, sami muzułmanie obawiają się religijnego ekstremizmu niemal równie bardzo jak mieszkańcy Zachodu. Za zagrożenie uważa go trzy czwarte Marokańczyków i ponad połowa Pakistańczyków i Turków, prawie połowa Libańczyków i Jordańczyków.
Za główną przyczynę muzułmańskiego radykalizmu Jordańczycy i Libańczycy uważają niesprawiedliwą ich zdaniem politykę USA [...]
Wzrosła natomiast - z 43 do 57 proc. - liczba Jordańczyków uważających samobójcze zamachy za dozwolony oręż.
W pozostałych krajach muzułmańskich większość jest przeciwna zamachom także w Iraku (popiera je 49 proc. Jordańczyków i tylko 24 proc. Turków). 
W Jordanii wrogość wobec Żydów zadeklarowali wszyscy.

Już się nie mogę doczekać kiedy zweryfikuję te poglądy ze znajomymi Jordańczykami...