czwartek, 23 grudnia 2004

Bóg zamyka usta Zachariasza, by nauczył się patrzeć. Milczenie wyrabia w człowieku ostrość wewnętrznego spojrzenia. Stary kapłan potrzebował dziewięciu miesięcy na to, by zmądrzeć, i kiedy otwierają się jego usta, nie wypowiadają już zwątpienia, jak w świątyni, ale uwielbiają Boga, który zawstydza zdrowy rozsądek niedowiarków i czyni rzeczy niemożliwe.

środa, 15 grudnia 2004

Georg Simmel przyrównał życie do gry w szachy. Gra w szachy byłaby niemożliwa zarówno wtedy, gdyby nie dało się zaplanować żadnego posunięcia, ani przewidzieć skutków kilku najbliższych ruchów, jak i wówczas, gdyby dało się policzyć wszystko do końca. Podobnie jest z życiem, które byłoby równie niemożliwe wówczas, gdyby dało się w nim wszystko zaplanować i przewidzieć skutki każdej życiowej decyzji, jak i wtedy, gdyby nie dało się niczego zaplanować ani przewidzieć.

poniedziałek, 13 grudnia 2004

firma

Firma, jako nowy twór, jest w stanie zastąpić ludziom miłość, religię i inne wyższe potrzeby. Firma jest niezbędna do tego, żeby w ogóle żyć. Jednocześnie firma jest systemem, który ogranicza, zniewala.
 
Palacze wychodzą przed biurowiec. Jest to swoisty ring, na którym ludzie próbują się z sobą zmierzyć w strachu przed innymi, gdzie próbują siebie podglądać, ponieważ sami czują się winni, że palą mimo zakazu. Przestrzeń przed biurowcem jest przestrzenią, w której wydaje im się, że sprzeniewierzając się zasadom, obowiązującym w firmie, mogą być wolni. Ale to jest dopiero początek. Wychodząc na papierosa wikłają się w relacje między sobą, z których dowiadują się prawdy o partnerach i o sobie.

sobota, 4 grudnia 2004

"Siłę człowieka mierzy się ilością jego nieprzyjaciół."

środa, 1 grudnia 2004

"Blog" słowem roku

Michael Hanscom z Microsoftu internetowy pamiętnik zaczął prowadzić jeszcze w latach 90-tych. Kiedy pod koniec października jego szef poprosił go do swojego gabinetu i pokazał fragment wydruku jego pamiętnika, myślał że zemdleje. - Jesteś zwolniony - usłyszał.

wtorek, 30 listopada 2004

"Hello Miss Dec. This is 7:00 a.m. Tuesday morning. Have a nice day!"

Czasem myślę, że powinni jeszcze dodawać, w jakim mieście się znajduję. Just in case...

czwartek, 18 listopada 2004

Zawsze powtarzałam, że mój stosunek do książek można opisać jedynie jako miłość o zabarwieniu perwersyjnym. Czyli po ludzku: nie lubię ich pożyczać, pozwalać dotykać innym, zostawiać w dziwnie dziwnych miejscach i tak dalej...
Buro i zimno. Lepiej skryć się wśród liter, gdzieś między kartkami, za twardą okładką. A uszy zatkać muzyką.

piątek, 12 listopada 2004

Bezużyteczną rzeczą jest uczyć się, lecz nie myśleć,

a niebezpieczną myśleć, a nie uczyć się niczego.

przysłowie chińskie

czwartek, 11 listopada 2004

o Moskwie

W wywiadzie dla moskiewskiej gazety zagraniczna korespondentka została zapytana o motto dla tego miasta. Odpowiedź brzmiała:
Only strong ones survive.

Prawdziwe.

wtorek, 9 listopada 2004

Kiedyś ktoś z moich znajomych obchodził pięćdziesięciolecie małżeństwa. "Jaki jest sposób na udany związek?" - spytałem. "Nie mówię. I nie słucham" - odpowiedział jubilat. Ale to oczywiście był żart. Mam wrażenie, że wiele naszych niepowodzeń wynika z tego, że przestajemy ze sobą rozmawiać (...)

Rozmowa Barbary Hollender z Ethanem Hawkiem
Nie móc zbyt długo pamiętać swoich wrogów, swoich przykrości, nawet swoich z ł o c z y ń c ó w - to oznaka silnych pełnych natur, w których jest nadwyżka plastycznej, kształtującej, gojącej i zapomnieniem darzącej siły (dobrym tego przykładem z nowoczesnego świata jest Mirabeau, któremu się nie trzymały pamięci żadne wyrządzone mu obelgi i podłości, i który dlatego tylko nie mógł przebaczać, bo - zapominał).

Z genealogii moralności, Fryderyk Nietzsche
Nie ma żadnej możliwości, by sprawdzić, która decyzja jest lepsza, bo nie istnieje możliwość porównania. Człowiek przeżywa wszystko po raz pierwszy i bez przygotowania. To tak, jakby aktor grał przedstawienie bez żadnej próby. Cóż może być warte życie, jeśli pierwsza próba już jest życiem ostatecznym? Dlatego życie zawsze przypomina szkic. Ale nawet szkic nie jest właściwym określeniem, bo szkic to zawsze zarys czegoś, przygotowanie do obrazu, gdy tymczasem szkic, jakim jest nasze życie, to szkic bez obrazu, szkic do czegoś, czego nie będzie.

Nieznośna lekkość bytu, Milan Kundera
Moskwa za oknem ciemnieje. Warszawa z lekkim poślizgiem. Potwornie chcę wrócić już do domu. A jednak zaczynam znowu przeglądać przewodniki turystyczne. 

Nie dziwota, że ludzie nie wierzą, kiedy mówię, że nie znoszę podróży. ;)

czwartek, 4 listopada 2004

:)

Children's Property Laws:

1. If I like it, it's mine

2. If It's in my hand, it's mine

3. If I can take it from you, it's mine.

4. If I had it a little while ago, it's mine.

5. If It's mine, it must never appear to be yours in any way.

6. If I'm doing or building something, all the pieces are mine.

7. If it looks just like mine, it's mine.

8. If I think it's mine, it's mine.

9. If It's yours and I steal it, it's mine.

10. If I... wait a sec...
.
.
.
.
.
this isn't the Children's Property Laws, it's Microsoft's Business Plan.

wtorek, 26 października 2004

A cóż to za impertynencja! - powiedział pudding - Ciekaw jestem, jak byś ty to zniosła, gdyby odcięto kawałek ciebie, ty kreaturo!

Mówił głosem gęstym i lepkim jak syrop, a biedna Alicja nie umiała mu odpowiedzieć ani jednym słowem; patrzyła nań tylko w milczeniu oddychając urywanie.

- Zrób jakąś uwagę - powiedziała Czerwona Królowa - Przecież to ośmieszające pozostawić całą konwersację puddingowi.

L. Carrol, "O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra"

poniedziałek, 25 października 2004

Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym

I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym

W odróżnieniu od was którzy Państwo wybaczą

Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu


No offence... to tylko "Autoportret" Witkacego.

niedziela, 24 października 2004

środa, 20 października 2004

Intuicja - wyczucie, przeczucie; akt albo proces bezpośredniego uzyskiwania wiedzy lub pewności w jakiejś sprawie bez rozumowania czy wnioskowania.
Niewątpliwie człowiek się określa przez swe dzieła. Te zaś bywają zazwyczaj konsekwencją jego intuicji, które też historia - wielka nauczycielka życia - ocenia.

środa, 13 października 2004

Pisanie życiorysu

Co trzeba?

Trzeba napisać podanie,

a do podania dołączyć życiorys.



Bez względu na długość życia

życiorys powinien być krótki.



Obowiązuje zwięzłość i selekcja faktów.

Zamiana krajobrazów na adresy

i chwiejnych wspomnień w nieruchome daty.



Z wszystkich miłości starczy ślubna,

a z dzieci tylko urodzone.



Ważniejsze, kto cię zna, niż kogo znasz.

Podróże tylko jeśli zagraniczne.

Przynależność do czego, ale nie dlaczego.

Odznaczenia bez za co.



Pisz tak, jakbyś z sobą nigdy nie rozmawiał

i omijał z daleka.



Pomiń milczeniem psy, koty i ptaki,

pamiątkowe rupiecie, przyjaciół i sny.



Raczej cena niż wartość

i tytuł niż treść.

Raczej już numer butów, niż dokąd on idzie,

ten za kogo uchodzisz.



Do tego fotografia z odsłoniętym uchem.

Liczy się jego kształt, nie to, co słychać.

Co słychać?

Łomot maszyn, które mielą papier.



W.Szymborska dla amforki :)

czwartek, 7 października 2004

Mały, brązowy kamyk. Podobny do tylu innych, a jednak różny, bo przecież nie ma dwóch takich samych kamieni. Leży na polnej drodze. Zakurzony, nie dostrzegany przez nikogo. Jego myśli są nie najweselsze: "Na co komu moje istnienie? Co komu po szarym, byle jakim kamyku? Dobrze, że jestem szczelnie zamknięty, bo przynajmniej nikt nie widzi, co czuję" - kamyk odwraca się tyłem do świata.

Droga, na której leży Kamyk nie jest zwyczajną drogą. To droga Wędrowca. Wkrótce będzie tędy przechodził. Będzie szukał piękna, które się zgubiło. Po prostu wypadło Mu z rąk i leży gdzieś, nie zauważane przez nikogo. Kiedy się pojawi, ziemia zadrży pod Jego stopami, a listki na drzewach zaszeleszczą z radości. A On rozejrzy się wokoło przystanie i weźmie do ręki mały kamyk.

To wystarczy, żeby drgnęło małe, kamienne serce. Łagodne spojrzenie niebiesko-zielonych oczu Wędrowca, dotyk Jego dłoni zmieni wszystko. Wprawdzie kamyk pozostanie kamieniem, ale odkryje coś, czego do tej pory nie widział. Zobaczy promienie słońca o każdej porze dnia inne, poczuje krople deszczu - czasami nieśmiałe, innym razem zagniewane i groźne. Zaprzyjaźni się z wiatrem. I pozwoli, aby kolorowy motyl oparł o niego swoje skrzydła zmęczone długim lotem. Mała towarzyska biedronka usiądzie w cieniu kamyka i opowie mu o wszystkim, co widziała w górze.

Nie przegap Wędrowca, kamyku.

środa, 6 października 2004

Z sobotniego spaceru wróciłam rozczarowana. Leżące na chodniku kasztany pozwoliły mi przypuszczać, że powoli nadchodzi jesień. Jesień zaś oznacza liście. Dużo opadłych liści. Całe alejki zaścielone liśćmi. Szelest liści pod stopami.

Jedno z wyraźniejszych wspomnień z mojego dzieciństwa dotyczy jesieni i parku właśnie. Nie wiem dlaczego zawsze uważałam brodzenie po kostki w opadłych liściach za przednią zabawę. Nie wiem również, dlaczego nie wolno mi było tego robić. Zabraniała mama, zabraniały panie w przedszkolu i w szkole podstawowej. Potem miałam na to straszną ochotę, ale wstydziłam się, że ktoś mnie zobaczy i będzie się śmiał. Szuranie wydało mi się arcyprzyjemne, ale zarazem śmieszne czy dziecinne. A przecież trzeba było udowadniać swoją dorosłość...

Niestety liście na drzewach w ubiegłą sobotę miały się nieźle. Te zaś, które miały się gorzej i opadły, zostały skrzętnie uprzątnięte z alejek.

Postanowiłam się jednak nie poddawać. W sobotę znowu wyruszam do parku. Będę szurać...

Postscriptum
Kieszenie mam pełne kasztanów.

piątek, 17 września 2004

znalezione w sieci ;)

A Declaration of Dependence

We, the undersigned, accept the following concepts as basic to the best interest and welfare of women, their families and the nation:

-- We believe that the man should be the breadwinner and head of the family.

-- We believe that women should be feminine and dependent, devoting themselves to the feminine arts and skills, and creating happy homes.

-- We believe that the greatest contribution a woman can make to the well being of society is in the home, successfully filling her role as the understanding wife, devoted mother and successful homemaker.

-- We recognize that some women have time and talents to give outside the home, but believe they should be secondary to her greater responsibility in the home.

-- We believe that men and women are different physically, psychologically, socially, temperamentally and therefore are not created to be equals with men in responsibility.

-- We believe that a greater state of happiness exists for both men and women when men are masculine, dominant and aggressive, assuming their responsibility to guide, protect and provide for their families, and when women are feminine, trustful and dependent, devoting themselves to their feminine role. We do not believe in equating the sexes.

-- We oppose free child care centers. They cannot possibly take the place of a mother’s love and kindness, her training and teaching. Children left in day care centers are deprived of the spiritual influences that instill values and build the framework of their lives.

-- We oppose any amendment to the constitution that will provide equality of the sexes.

poniedziałek, 13 września 2004

Chciałam mieć taki czas, żeby przed poszczególnymi wydarzeniami była chwila przerwy. Tak, żeby przez moment nie działo się nic. Chciałam czasu bez spraw życia i śmierci, pilnych wyjazdów, niespokojnych nocy. Chciałam kilku bezpiecznych powrotów do domu, spokojnych wieczorów przy komputerze i kilku chwili przerwy. I odrobiny nudnego życia.

A teraz znowu...

Welcome to the desert of the real.

niedziela, 12 września 2004

"Najgorzej jest jak ludzie się zgadzają - od razu brakuje tematów do rozmowy."

Dzisiejsza nagroda w kategorii Takie Prawdziwe.

rozbrajające :)

Znalezione w sieci:
 
Lord, please bless my computer.

It means so much to me.

Make sure the hard drive doesn't fail,

And keep it virus free.


Keep the fan a'humming,

And the keyboard keys from sticking,

Keep the big screen clean for me,

And keep the mouse a'clickin.


Clear out my temp files,

So they don't get too big.

Make sure I have room to save...

I need at least a gig!


You may not think it's so important

To watch over this machine,

But inside these metal components,

Live many friends unseen.


Each of them is special to me,

And I would be so crushed,

If I didn't have this computer of mine,

So we could keep in touch.




:)

środa, 8 września 2004

samokrytyka

Chęć pisania i obnażania się istniała w ludziach zawsze. Kiedy jednak czasem przeglądam archiwa mojego Dziennika dochodzę do wniosku, że spychanie problemów w podświadomość to zdrowa reakcja obronna, zaś wypisywanie ich farbą na murze świadczy o ostrej chorobie psychicznej.

wtorek, 7 września 2004

ponownie czytając "Mit Syzyfa"

"Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo. Orzec, czy życie jest, czy nie jest warte trudu, by je przeżyć, to odpowiedzieć na fundamentalne pytanie filozofii."

Tymi słowami rozpoczyna się "Mit Syzyfa". Ludzie popełniają samobójstwo, gdy uznają, że życie nie jest warte trudu przeżywania. Wszystkie motywacje Camus sprowadza do doświadczenia absurdu, które sprawia, że "rozsypuje się dekoracja" - świat przestaje być uporządkowana całością, a w jego pęknięciach ujawnia się absurd. Tym, co potęguje rozdarcie i udręczenie, jest nadzieja - że w przyszłości uda się ów pęknięty świat skleić. W pierwszym kroku należy więc pozbyć się nadziei i sprawdzić, czy myśl może żyć na pustyni. Czy można żyć z nieustającą świadomością absurdu?

Absurd jest konstytuowany przez współistnienie dwóch elementów. Pierwszym jest ludzkie pragnienie, drugim rozczarowanie, które przynosi świat. Rozwiązania, które łagodzą ów konflikt, Camus nazywa filozoficznym samobójstwem. Zarówno filozofie, które przedstawiają świat jako uporządkowaną i rozumną całość, jak i systemy przynoszące uspokojenie człowiekowi (np. w postaci obietnicy zbawienia), są według Camusa przekłamaniem problemu. W tej perspektywie pojawiają się też rozważania o Bogu. Tutaj Camus przypomina tradycyjny paradoks: albo Bóg jest wszechmogący, ale wówczas odpowiada za zło, albo człowiek jest wolny i odpowiedzialny, ale wówczas pod znakiem zapytania staje wszechmoc Boga. Prawdziwym wyzwaniem jest zbadanie konsekwencji absurdu.

Jeśli absurd jest niezbywalnym określeniem sytuacji człowieka w świecie, to filozoficzna konsekwencja wymusza stwierdzenie, że życie jest tym lepsze, im mniej ma sensu. Na tym jednak nie koniec. Camus stwierdza, że życie w poczuciu absurdu wymaga ciągłego sprzeciwu. Napięcie między ludzkimi chęciami a możliwościami oferowanymi przez świat jest źródłem buntu. Konsekwencja, której domaga się filozof, polega na tym, by żyć razem z absurdem. To tutaj jest miejsce na ludzką wolność i pasję. W ten sposób otrzymujemy pełny obraz ludzkiego życia: jest to życie bez nadziei na lepszą przyszłość, życie w świadomości absurdu.

Dobrą ilustracją tej sytuacji jest dokonana przez Camusa interpretacja mitu o Syzyfie. Camus powiada, że mit ów jest tragiczny tylko o tyle, o ile bohater jest świadomy swej sytuacji. Ale kim jest Syzyf? Jest człowiekiem, który kochał życie - tak bardzo, że oszukał bogów. Spotkała go kara - bez końca i nadaremnie wtacza pod górę głaz, który u szczytu spada z powrotem na dół. Jak widać, Syzyf nie może mieć nadziei. Są jednak chwile, gdy Syzyf tryumfuje - chwile wytchnienia, gdy schodzi z góry, by ponownie potoczyć kamień. Swą analizę Camus kończy stwierdzeniem: "Aby wypełnić ludzkie serce, wystarczy walka prowadząca ku szczytom. Trzeba wyobrażać sobie Syzyfa szczęśliwym."

poniedziałek, 6 września 2004

Jeśli nie ma zmiany, to coś w nas usypia i trudno później to rozbudzić.
A trzeba pamiętać, że śpiący musi się w końcu obudzić.
 
amf., nieco zaspana

poniedziałek, 23 sierpnia 2004

w kwestii kreacji...

...w blogu czy też w ogóle w wirtualnej rzeczywistości... myślę, że każdy to robi na swój własny sposób, w mniejszym lub większym zakresie. Jednak przesadne kreowanie siebie w sieci nie ma większego sensu, chyba, że ktoś ćwiczy role pseudoteatralne, a pozostali są widzami... czy też królikami doświadczalnymi. W dłuższym czasie taka postać mogłaby się "rozjechać" w kilku kierunkach, gdyż trudno się do końca pozbyć własnej osobowości.

Zresztą podobnie jest w życiu, w prawdziwym świecie też siebie w jakimś stopniu kreujemy, bo co znaczy "być sobą"? Czasami na pewno znaczy reagować na bodźce w sposób bezpośredni i otwarty, a innym razem zachować się tak, jak chcemy w danym momencie, sterując własnymi reakcjami... Nie wiem, czy kreowanie wizerunku można stanowczo uznać za złe... niektórzy zapewne bez pracy nad nim byliby nie do strawienia dla innych, a pozostali po prostu nudni jak flaki z olejem... Na spotkaniu z notablami nie powiemy: "Pierdolisz pan, panie przewodniczący, tak, że aż mi żal pana" - chociaż mamy na to wielką ochotę. Powiemy raczej: "To interesujące i odważne rozwiązanie".

W Internecie kreowanie swojego, nie zawsze zgodnego z rzeczywistością wizerunku, jest o wiele łatwiejsze. Wszystko jest łatwiejsze i w tym widzę niebezpieczeństwo. Wcale nie trzeba kłamać, by wprowadzić w błąd. Wystarczy po prostu nie powiedzieć, że rozrzuca się brudne skarpetki po całym mieszkaniu, albo że wypisuje się w windzie brzydkie wyrazy w zestawieniu z nazwiskiem sąsiada spod siódemki. Z drugiej strony, nie ma obowiązku, by o tym opowiadać. Moim zdaniem stanie się ofiarą błędnego wyobrażenia o kimś jest jednym z potencjalnych skutków ubocznych Internetu i nawiązywania tą drogą znajomości. I nic się z tym zrobić nie da.

Poza tym ludzie wcale nie muszą być wpuszczani w maliny, oni często sami tam włażą. Potrafią zbudować przesadnie pozytywny wizerunek osób, które lubią, a pozbawić jakichkolwiek zalet ludzi nielubianych.

Czy z punktu widzenia etyki taka kreacja jest w porządku? odpowiedziałabym - ani w porządku, ani nie w porządku. To jest element tej gry, która nazywa się życiem w sieci. To trochę tak, jakby zapytać, czy to dobrze, że trawa jest zielona. Ona po prostu jest zielona.


No... to się wymądrzyłam. ;)

sobota, 21 sierpnia 2004

Czy nie jest to zabawne, że ludzie maja dziś więcej kontaktu cielesnego z myszką komputerową (tudzież klawiaturą) aniżeli z drugą osobą?

wtorek, 27 lipca 2004

Młode ptaszki pokazują swoje pióra w porze godów. Problem współczesnego świata polega jednak na tym, że wszystkie ptaki wpycha się do tego okresu jak najszybciej i trzyma tam tak długo, aż stracą z oczu prawdziwą wartość innych pór życia w pozbawionym sensu, pożałowania godnym wysiłku przedłużenia tego, co w końcu nie jest ani najmądrzejszym, ani najszczęśliwszym, ani najbardziej niewinnym czasem. Podejrzewam, że kryją się za tym czysto komercyjne motywy - właśnie w tym wieku ptaki obu płci wykazują najmniejszą odporność na chwyty handlowe.

poniedziałek, 26 lipca 2004

Powiedz mi – zapomnę, pokaż – zapamiętam, pozwól uczestniczyć – a zrozumiem.

Hasło jednego z ośrodków dla dzieci opóźnionych w rozwoju

złota czcionka i...

XXX (22:34)
wiesz, kobiety że tak powiem mają wbudowany mechanizm dyskontujący ...
XXX (22:35)
słowo "doktorat" zwiększa wartość obecną (PV) kandydata znacząco :)


Jaki jest idealny mężczyzna? Ma odpowiednią pozycję społeczną i ekonomiczną. Jest ambitny, pracowity, stały w uczuciach, życzliwy i szczery. Ma wysoki współczynnik inteligencji, można na nim polegać. Wygląd też nie jest obojętny - wysoki wzrost, wysportowana sylwetka.

Na podstawie badań Davida Bussa, przeprowadzonych w 37 krajach.



Jaki jest mężczyzna XXI wieku, do czego dąży, jak postrzegają go kobiety?

Myślę, że w świadomości współczesnego społeczeństwa za atrybut mężczyzny uznawany jest dom, samochód, komputer, telefon komórkowy, konto bankowe, a nie odpowiedzialność, mądrość życiowa, szlachetność charakteru, siła woli, czy też zdolność kształtowania tradycji i twórcze pożytkowanie dorobku poprzednich pokoleń...

sobota, 24 lipca 2004

WOLAŁABYM BYĆ GŁUPIĄ BLONDYNKĄ, bezmyślną, rozkoszną szczebiotką, bezproblemową idiotką, taką przylepką w towarzystwie, naginającą zasady, bo po co komplikować sobie i innym życie... wszak żyje się raz...

Byłoby łatwiej...

No ale niestety - nigdy głupią blondynką nie będę. Kiedyś maskę "I'm fine" zostawiłam w domu. I leży tam już jakiś czas...

czwartek, 22 lipca 2004

Mam komórkę (mówię o telefonie, szarych komórek mam sporo). Mam ładowarkę. Mam discmana na baterie ładowalne. Mam  ładowarkę. Mam palmtopa. Do niego jest ładowarka. Mam notebooka. A do niego duuuużo dodatkowych sprzęcików i duużo ładowarek. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie rozplątywanie gmatwaniny kabelków (wplątał się tam także oczywiście cieniuteńki kabelek od słuchawek), które trwało dziś 20 minut i zmusiło mnie do użycia słów, których damie używać nie wypada.

Jak to dobrze, że sama nie zostałam przez Stwórcę wyposażona w ładowarkę...

środa, 21 lipca 2004

Dziennika mi się zachciało, psia jego matiuszka. O czym mam pisać? O tym, co wszyscy? Toż to nudne jak telenowela.

I tu się przyznam, żem kaleka, bom chyba jeden odcinek Tego, Co Oglądają Miliony widziała. Ani "Złotopolskich", ani "S jak Serwatka"... Kiedy w TV jakieś audiotele na ten temat leci, czuję się malutka i bezrozumna. Ot, relatywizm...

czwartek, 8 lipca 2004

w miejskim plemieniu

W Wielkiej Brytanii żyje 11 mln osób stanu wolnego i liczba ta rośnie. Rynek dostrzegł w wielkomiejskich singlach grupę idealnych konsumentów, którzy mają czas i pieniądze. To oni ożywiają centra miast. Samotność rzadko jest wyborem ostatecznym, ale miejsce w bogatym społeczeństwie sprzyja życiu w pojedynkę, a z wiekiem coraz trudniej zrezygnować z niezależności. Taka samotność przestała już oznaczać alienację.

Według badań socjologów, żyjąca w pojedynkę kobieta jest w stanie wymienić 10 osób, do których bez ograniczeń może zwrócić się o pomoc. Powstają kręgi samotnych, które już doczekały się własnej nazwy: miejskie plemiona. Amerykański pisarz Ethan Watters w książce "In my Tribe" opisał życie miejskich grup przyjaciół, którzy spotykają się na kolacjach, spędzają razem wakacje, pomagają sobie w przeprowadzkach popadając w rodzinną niemal rutynę. "Pewnego dnia odkryłem, że stałem się członkiem miejskiego plemienia" - pisze Watters. Plemienia, które w miejskiej dżungli zapewnia wsparcie i poczucie bezpieczeństwa.

wtorek, 6 lipca 2004

Jeśli mężczyźni nazywają kobietę "zołzą", oznacza to, że zaczynają ją postrzegać jako osobę niebezpieczną, znajdującą się na drodze do sukcesu. To są takie ostatnie męskie odruchy obronne, zanim panowie będą zmuszeni przyznać: ona jest dobra.

poniedziałek, 5 lipca 2004

niedziela, 4 lipca 2004

list II

Czasem potrzebuję inspiracji, motywacji. I czasem nie znajduję ich w sobie.
Szkoda, że tego nie dostrzegasz.
 
Doceniam, że ktoś potrafi mnie nakłonić do działania, do podjęcia wyzwania i realizowania planów, które chyłkiem upchnęłam na liście "Nierealne". Wiesz, czasem marzenia wymagają sporo pracy.

Szkoda, że tak troszczy się o mnie zupełnie obcy człowiek.

list I

Zrozum wreszcie, że nie od każdego można chcieć pomocy. Czasem to takie poniżające... Jeśli proszę, to tym samym okazuję zaufanie. Przecież w takim momencie pokazuję swoją słabość, brak samowystarczalności.

Wiem, że nadal nie rozumiesz...

czwartek, 1 lipca 2004

Kohelet, pradawny egzystencjalista, który pochyla się nad dramatem ludzkiego istnienia, nie może uwolnić się od ciężaru czasu. Jest czas... Jest czas człowieka. Historia cesarzy, trybunów, konsulów, wielkorządców i historia bezpłodnego małżeństwa, matki oczekującej dziecka, ojca wypełniającego swoje zajęcia, historia młodej dziewczyny, która snuje własny projekt życia, pisze własną historię. Czas, wielki i mały, odnotowywany przez dziejopisarzy i pisany wyłącznie miarą pojedynczej pamięci i miarą ludzkiego serca. Czas człowieka, w którym on sam musi siebie odnaleźć.

Zwykło się mówić, że człowiek musi odnaleźć sens swojego życia. Odnaleźć sens to tyle, co dokonać interpretacji czasu.

poniedziałek, 28 czerwca 2004

z forum gazeta.pl

sfrustrowane single zyjace netem
internet to blogoslowanienstwo dla singlowych panien, ktore widac dzieki frustracji zyja na tyle mocno, ze wierza w wirtual rownie mocno co i w real..
znam takie, kreujace sie na pieknoty duchowe i cielesne primadonny, belladonny o blyskotliwych umyslach, celujace w ripostach i celnych uwagach, brylujace na komunikatorach, intrygantki, pseudointelektualne uwodzicielki. brak im zycia, odwagi, zlepki 01kowych ciagow.. A KYSZ! A KYSZ! mam juz was dosc! moje gg nie jest dla was, zajmijcie sie praca, zyciem, przestancie mnie zaczepiac


Dziś ktoś stwierdził, że powyższy opis doskonale do mnie pasuje. Widać lektura najszczerszego dziennika, jaki kiedykolwiek prowadziłam, wcale nie musi oznaczać, że czytelnikowi będzie łatwiej mnie poznać i ocenić. Słusznie ocenić.

czwartek, 24 czerwca 2004

dziś słucham bez przerwy...

Uderzył deszcz, wybuchła noc,

Przy drodze pusty dwór,

W katedrach drzew, w przyłbicach gór,

Wagnerowski ton.



Za witraża dziwnym szkłem,

Pustych komnat chłód,

W szary pył rozbity czas,

Martwy, pusty dwór.



Dorzucam drew, bo ogień zgasł,

Ciągle burza trwa,

Nagle feria barw i mnóstwo świec,

Ktoś na skrzypcach gra,

Gotyckie odrzwia chylą się

I skrzypiąc suną w bok

I biała pani płynie z nich

W brylantowej mgle.



Zawirował z nami dwór,

Rudych włosów płomień,

Nad górami lecę, lecę z nią,

Różę trzyma w dłoni.



A po nocy przychodzi dzień,

A po burzy spokój,

Nagle ptaki budzą mnie

Tłukąc się do okien

A po nocy przychodzi dzień,

A po burzy spokój,

Nagle ptaki budzą mnie

Tłukąc się do okien



Znowu szary, pusty dom,

Gdzie schroniłem się

I najmilsza z wszystkich, z wszystkich mi

Na witraża szkle,

Znowu w drogę, w drogę trzeba iść,

W życie się zanurzyć,

Chociaż w ręce jeszcze tkwi

Lekko zwiędła róża...



A po nocy przychodzi dzień,

A po burzy spokój,

Nagle ptaki budzą mnie

Tłukąc się do okien

A po nocy przychodzi dzień,

A po burzy spokój,

Nagle ptaki budzą mnie

Tłukąc się do okien



Z pewnością nikt nie rozpozna anioła w tej pokaleczonej istocie...
Wszystko wymaga czasu. Nienawidzę czasu, bo każe czekać.

środa, 23 czerwca 2004

wtorek, 22 czerwca 2004

Dawno, dawno temu...


...byłam ja.

Pomiędzy całym światem a własną świadomością.

Ja... z dnia na dzień...

...i jeszcze każdej nocy.


A teraz oczekiwanie.

Na słowa.

Na myśli...

W poszukiwaniu straconego czasu TU.

W poszukiwaniu mojego TU...

W zupełnie moim TERAZ.

sobota, 19 czerwca 2004

dekalog gór

1. Nim wyruszysz w drogę, ustal: po co idziesz... chociaż sama droga może być ważniejsza niż cel.
2. Wybieraj cele, których nie możesz osiągnąć: jeżeli je osiągniesz - przekroczysz siebie, jeżeli nie - będziesz stale iść do celu.
3. Wyruszysz w drogę - cel już osiągnięty...- pod warunkiem że wyruszysz!
4. Nawet gdy wybierasz się na krótki spacer, przygotuj się tak, jakbyś ruszał w długą wędrówkę - nic cię nie zaskoczy.
5. Nie spiesz się! Świat jest bogaty gdy się go ogląda powoli i dokładnie. Więcej przeżyjesz, dalej zajdziesz.
6. Idąc samotnie pamiętaj! Nigdy nie jesteś sam. Ktoś już był tu z tobą lub idzie obok. Zaraz poda Ci rękę...
7. Nie martw się gdy zranisz się w marszu. Nie ukrywaj bólu, nie wstydź płaczu. To też sposób przeżywania świata.
8. Gdy upadniesz - staraj się podnieść sam. Po to przecież upadłeś poprzednio.
9. Uśmiechnij się do świata, chociaż ma on często posępne oblicze. Świat cieszy się, że dajesz sobie radę sam, na trudnej drodze życia.
10. Gdy błądzisz - szukaj nowych dróg. Jest ich wiele... gdy droga jest za trudna - wróć. Nie uważaj tego za klęskę - na powrót do domu nigdy nie jest za późno.

czwartek, 17 czerwca 2004

Jedyną niezmienną rzeczą jest zmiana

Nic nie może trwać wiecznie, zwłaszcza w niezmienionej postaci. Każda rzecz rodzi się, dojrzewa, starzeje się i w końcu umiera. Nie ma nic gorszego, niż uparte trzymanie się utartych przekonań i opieranie się nieuniknionym reformom. Jeśli system nie ulega modyfikacjom, zgodnym z wymaganiami czasu, sztywnieje, obrasta mchem dogmatów i staje się bezużyteczny.

Twój los jest odbiciem i rezultatem twojego charakteru [Johann Gottfried Herder]

wtorek, 8 czerwca 2004

Każdy koniec jest nowym początkiem. Dziś jednak nie mogę pozbyć się upartego wrażenia końca. Dziś obroniłam drugą pracę magisterską w SGH. Dziś oficjalnie zakończyłam 5 lat edukacji.

Wiem, że znika z mojego życia wiele pewników, np. ten, że jestem studentką, że mam się uczyć, że jakiś cel (np. tytuł mgr*2) przede mną. I nie pojawiło się nic wzamian.

Jeszcze się nie pojawiło...

sobota, 29 maja 2004

Ile pocałunków jesteśmy w stanie zapamiętać? Które są najważniejsze? Które zostawiają ślad w pamięci, a które ulatują od razu po spełnieniu się? Gdy myślę "pocałunek", który pocałunek pierwszy przychodzi na myśl? Ten pierwszy czy może ten ostatni? Czy jakiś przygodny, nieistotny w gruncie rzeczy? Subtelny czy bezwstydny? Niewinny czy namiętny? Czyje usta w wyobraźni kojarzą mi się bezwiednie z pocałunkiem?

Ciekawe są takie pierwsze skojarzenia... Można się czasem zaskoczyć tym, co się gnieździ w zakamarkach pamięci... Czy wspomnienie jednego pocałunku, jednego dotyku, może po latach wciąż przeszywać na wskroś...?

piątek, 28 maja 2004

Stiff jacket syndrome

Stiff jacket syndrome - syndrom sztywnej kurteczki. Tak moja przyjaciółka zwykła określać ten stan nachodzący nas w piątek wieczór, kiedy to po całym pracowitym tygodniu dotrzemy wreszcie do domu. Wpół do jedenastej, pół przytomna szukam w torebce kluczy, otwieram drzwi i w pełnym rynsztunku siadam na kanapie. Notatki rozsypują się gdzieś po podłodze, a w głowie kołacze jedna myśl - to już koniec, już koniec, już nie muszę nigdzie iść, z nikim rozmawiać, niczego załatwiać, za niczym biegać. Siedzi sobie tak człowiek i siedzi, płaszczyka nie zrzuci, bucików nie ściągnie, bo tak jest tym swoim szczęściem otumaniony... Mijają minuty, czasem godziny, a tu ruszyć się nijak. No a poza tym po co? Jestem w swoim domku, nic już dziś nie muszę, cóż więcej wymagać od życia? Wtem błoga ciszę przerywa telefon... Chyba trza odebrać, a nuż gdzieś się pali? Zabieram się z kanapy, czółenka depczą oferty, notatki, wyliczenia. "Tak słucham?" mówię do słuchawki. "O już jesteś, nie chciałam dzwonić wcześniej, bo wiem, że pracujesz, a mam taki problem służbowy..."

Ech, gdzie się w tym naszym życiu naciska "revert the tape"?

czwartek, 27 maja 2004

niepojęte

"Wszystko co było do wynalezienia, już wynaleziono" Charles H. Duell komisarz amerykańskiego biura patentowego 1899

"Latające maszyny będą w końcu szybkie, będzie się ich używać w sporcie, lecz jest niemożliwe, aby mogły służyć do komercyjnego przewożenia ludzi". Octave Chanute pionier lotnictwa, 1904

"Samoloty to interesujące zabawki, lecz z wojskowego punktu widzenia bezużyteczne" Marszałek Ferdynand Foch - głównodowodzący sił sojuszniczych w końcowej fazie I wojny światowej 1918

"Zwyczajny pojazd bez konia jest w chwili obecnej przedmiotem zbytku dostępnym dla bogaczy i nawet jeśli jego cena spadnie w przyszłości, nigdy nie stanie się tak popularny jak rower" The Literary Digest, 1889

"Bezprzewodowe muzyczne pudełko [radio] nie ma żadnej wartości handlowej. Kto chciałby płacić za przesłaną bezosobowo wiadomość" Współpracownicy Davida Sarnoffa w odpowiedzi na jego namowy do inwestowania w radio w latach 20-tych

"A kto u diabła chce słuchać mówiących aktorów?" Harry M. Warner Warner Brothers, 1927

"Nie podoba mam się ich brzmienie, a poza tym muzyka gitarowa wychodzi z mody" Decca Recording Co., uzasadnienie odrzuceń nagrań Beatlesów, 1962

"Ta bomba nigdy nie wybuchnie, mówię to jako ekspert od materiałów wybuchowych" Admirał William Leahy, członek programu ds. energii atomowej USA, 1945

"Sądzę, że światowy rynek komputerowy nie przekracza przypuszczalnie pięciu komputerów" Thomas Watson prezes IBM, 1943

"Nie ma żadnego powodu, aby ktokolwiek chciał mieć w domu komputer" Ken Olsen prezes i założyciel Digital Equipment Corp.,1977

"640 KB pamięci powinno wystarczyć każdemu" Bill Gates prezes firmy Microsoft, 1981

wtorek, 25 maja 2004

na koniec świata

Lubię się szwędać, włóczyć, łazić, spacerować, pałętać, chodzić, snuć. Wyjść na zewnątrz i iść przed siebie. Dokąd oczy poniosą. Dokąd zmysły zaprowadzą. Dokąd nogi zaniosą.

Najmilej, gdy jest zmierzch, lekki zmrok, albo ciemna noc. Ważne, żeby kontury otaczającego świata były inne, rozmywały się, nieco przygaszone, rozemglone, rozespane, kryjące się pod płaszczem nocy. W końcu one też mogą mieć czasem dość bycia wiecznie na widoku. O ileż delikatniejsze są wszelkie kontury przy blasku księżyca. Czy blasku świec. Nie tak, jak przy zimnej elektryczności. Przy płomieniu kontury tańczą, migoczą, wiodą na pokuszenie lub straszą, żyją własnym życiem...

Najlepiej, gdy włóczę się samotnie. Choć może po prostu nie trafiłam jeszcze dotąd na kogoś, z kim takie włóczęgostwo by mnie zaczarowało. Może. A może po prostu lubię czasem moją samotność. Bycie sam na sam ze sobą, swoimi myślami, pragnieniami, marzeniami, rojeniami. Lubię poddać się temu rytmowi. Nie planować, niczego nie zakładać z góry. Skręcić za czarnym kotem, pójść za pięknym dźwiękiem, dać się prowadzić zapachowi, łowić uśmiech dziecka gdzieś obok, czy łzę w oku nieznanego przechodnia, czy znudzoną szarą zmęczoną twarz innego. Radość zakochanych, namiętność kochanków, złość innych. Ostatnio zachwycił mnie sposób, w jaki pewien pan dotykał opuszkami palców odsłoniętego karku swojej pani... Tyle w tym geście było czułości...

Lubię obserwować. Wejść do knajpki na kawkę tylko dlatego, że lubię piosenkę, którą właśnie w niej słyszę. Tylko dlatego, że siedzi tam ktoś, kto mnie intryguje. Tylko dlatego, że chcę obserwować chwile przez okno. Lub ogrzać dłonie przy cieple świec. Lub zamknąć oczy i zniknąć.

Od zawsze lubiłam moje włóczęgostwo. Zawsze chciałam zawędrować na koniec świata, gdy byłam mała. W mojej wyobraźni to miejsce istniało bardzo wyraźnie. To było miejsce ze zwykłą tabliczką "koniec świata". Ziemia niby okrągła, ale dalej pójść nie można było. Koniec i kropka. I siedziała tam wiedźma z czarnym kotem. Ale nie było strasznie. Ani też nie było rozkosznie miło. Było dziwnie. Po prostu dziwnie. Dziwnie, że to koniec.

poniedziałek, 24 maja 2004

popapranie

Moja niestabilność emocjonalna, tudzież, jak to ślicznie określiła pani Bridget Jones, popapranie emocjonalne, zdaje się przekraczać unijne normy. A może tam u nich (a zarazem i u nas, w końcuśmy już wstąpili) z tym popapraniem jest jeszcze gorzej?

Cały dzień straciłam na myślenie. Miast przygotowywać się do obrony najważniejszej pracy naukowej mego żywota (doprawdy nie wiem kto mi podpieprzył gdzieś te lata... ale zarówno uczciwego jak i nieuczciwego ich znalazcę pilnie proszę o zwrot tudzież możliwość wypożyczenia wspomnianych na gwałt) zazdroszczę A., której czas się snuje, sączy... Mi on wiecznie zbyt szybko ucieka.. I rzecz jasna do konstruktywnych wniosków nie dochodzę. Kreatywność zdecydowanie zero. Natomiast liczba kolejnych pytań do siebie samej i tzw. życia zwiększa się zaskakująco.

Nurtuje mnie jedna sprawa: czym jest namiętność i jaką odgrywa rolę w życiu, związkach? Mowa tu o namiętności szeroko pojętej, ze szczególnym jednak uwzględnieniem rzecz jasna namiętności cielesnej, zmysłowej. Czy jest ważna, najważniejsza, czy bez niej można stworzyć Coś trwalszego, czy nie bardzo? Czy można na niej budować? Namiętność jako początek? Przekornie ślę te pytania w przestrzeń...

Nie dają mi dziś spokoju dwie myśli pana Wilde: "jedno tylko pokutuje wspomnienie - wspomnienie namiętności, przed którymi cofaliśmy się z lęku, i wspomnienie pokus, którym nie mieliśmy odwagi ulec..." oraz "tylko zmysły mogą uleczyć duszę, tak samo jak tylko dusza może uleczyć zmysły..."

niedziela, 23 maja 2004

krzyk

I was walking along a path with two friends - the sun was setting - suddenly the sky turned blood red - I paused, feeling exhausted, and leaned on the fence - there was blood and tongues of fire above the blue-black fjord and the city - my friends walked on, and I stood there trembling with anxiety - and I sensed an infinite scream passing through nature.

(E. Munch)

sobota, 22 maja 2004

dwugłos

...Największe przerażenie ogarnia wtedy, kiedy czujesz, że w twoim życiu zaczyna dziać się coś dobrego. Przymykasz oczy i widzisz, jak wszystko idzie w błoto. Jak we wszystko wtrącają się podli i głupi; jak wszystko pomału umiera; jak wszystkiego trzeba będzie potem żałować. Kochasz i widzisz zdradę, czujesz, że zaczynasz kochać, i widzisz, jak ten człowiek od ciebie odchodzi. Wtedy dopiero można zrozumieć, czym jest strach...

(M.Hłasko)


...Jeśli to, co odnalazłeś, powstało z materii czystej, nie zmurszeje nigdy. I będziesz mógł po to kiedyś powrócić. Jeśli zaś jest to jedynie przebłysk światła podobny smudze kreślonej przez spadającą gwiazdę, nie zastaniesz tu po powrocie nic. Ale przynajmniej było ci dane zobaczyć blask światła. I już samo to warto było przeżyć...

(P.Coelho)

czwartek, 20 maja 2004

Moje zapiski powstają czasem w chwilach napełnionych bezsilnością wobec rzeczywistości. Ludzie nazywają to szarością  dnia - ja odbieram to jako potwora egzystencji. To właśnie on powoduje dezorientacje człowieka wobec świata.

Proszę podejść do tematu z odrobiną dystansu.

środa, 19 maja 2004

migawki

Wróciłam ze Stanów.
W strumieniach deszczu w upalnym Nowym Orleanie ukryłam łzy wściekłości i zmęczenia. W hałas Nowego Jorku wtopiła się gonitwa myśli. Posmak przygody zatracił się już po 19 godzinach w samolocie.

Wróciłam z bagażem nowych doświadczeń i z nieco innym spojrzeniem na świat.
Sympatyczny Murzyn z obsługi hotelu powitał mnie rano "Hello sweet! Why are you so sad?". A odpowiedź nie nadawała się na small talk.
Zapytany o drogę człowiek miał chwilę czasu, więc zaprowadził mnie na miejsce. Uprzejmość nie do pomyślenia w dystyngowanych społeczeństwach zachodniej i środkowej Europy.
Staruszek na ławce zapytał, czy chcę przyjechać do Stanów na stałe. Zdumiony kiwał głową bo nie chcę, choć nie trzyma mnie w kraju mąż i dzieci. "Everybody wants to live here, young lady."

Wróciłam z prezentami w walizce.
Elegancko zapakowany sukces podarowałam firmie. Serdeczny uśmiech, wyuczony na okoliczność konferencji, wliczyłam w koszty. Tak samo jak niekończące się spotkania i ostre światło, skierowane wprost w moje oczy w czasie prezentacji. (Nie marudź, dzięki temu przed kamerami lepiej wypadniesz.) Od chodzenia w szpilkach jeszcze dziś boli mnie kolano.
Kilka drobiazgów dla rodziny i przyjaciół. Zadziwiające, że mają wartość tylko dzięki miejscu, gdzie zostały zakupione. W końcu w sklepach z pamiątkami można było znaleźć towary "Made in China".

Wróciłam z kilkoma inspiracjami wetkniętymi pomiędzy nowego notebooka a książkę "SAP NetWeaver for dummies".
W centrum Nowego Jorku wielka dziura za gęstą kratą - tu kiedyś wznosiły się dumne wieże World Trade Center. Dziś to miejsce budowy. Miejsce, którego nie omija żadna wycieczka. Miejsce, gdzie na czarnych tablicach umieszczono nagłówek "Heros of September 11-th" i długie listy nazwisk. Stojący tam krzyż uświadomił mi, że to miejsce jest bardziej cmentarzem niż pobliski park z kamiennymi nagrobkami.

Wróciłam z postanowieniem, że nie będę niczego idealizować.
Nigdzie na świecie nie piłam tak obrzydliwej kawy.
W restauracjach nie zapewnia się zestawu sztućców do każdego dania, a kelnerzy mają w zwyczaju zsuwać upaprany nóż i widelec na obrus i zostawiać do ponownego użycia.
Drogi bywają tak samo dziurawe jak w Warszawie. Podobnie chodniki.
Ponad połowa Amerykanów cierpi na otyłość. I nic sobie z tego nie robi.

Wróciłam. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała mieszkać na stałe poza Domem... Lubię wracać.

poniedziałek, 10 maja 2004

Prawdziwym zwycięstwem byłoby zerwanie z kłamstwami, którymi jesteśmy nafaszerowani.

A to może się stać dopiero wtedy, gdy odważymy się podjąć próbę - być może nieudaną - powiedzenia prawdy o tym, co czujemy. Ograniczamy się do udawania, że możemy otwarcie rozmawiać przy stoliku w restauracji, tylko po to, aby w czterech ścianach naszego pokoju odkryć, że jesteśmy przerażonymi i zagubionymi zwierzątkami. To, co powinno być chwilą magiczną staje się aktem samooskarżenia, któremu towarzyszy poczucie, że nie spełniliśmy oczekiwań drugiej osoby. Zapominamy, że to jedna z niewielu sytuacji w naszym życiu, w których słowo "oczekiwanie" powinno być zabronione.

sobota, 8 maja 2004

Choć moim celem jest zrozumieć miłość i choć nieraz cierpiałam za sprawą tych, którym oddałam serce, muszę przyznać, że ci, którzy dotknęli mojej duszy, nie rozbudzili mojego ciała, ci natomiast, którzy dotknęli mojego ciała, nie poruszyli mojej duszy...

poniedziałek, 3 maja 2004

prawie 3 lata Dziennika pokładowego

Ta kobieta

otwiera się tylko wtedy

gdy jest niewidzialna

to znaczy w nocy lub w liście -

nie znajdziesz jej tam

gdzie chciałbyś



Spod skrzydeł kapelusza

jej oczy jednako proszą

o kawałek ciepłego

rękawa pod policzek

(w torebce grzechocze budzik

abyś mógł do niej dotrzeć

i okruchy przeszłości)



Co wieczór rozsypuje na poduszce

długie samotne włosy

i śni o dniu w którym

zetnie je na ofiarę

niewinna wiedźma skazana na

dożywotnią wolność i uległość



Teraz śpi a więc znowu jest za daleko

abyś mógł do niej dotrzeć

i może nawet nie zauważysz

kiedy się przebudzi



bo zobaczyć ją możesz dopiero wtedy

gdy zamkniesz oczy




Od tego zaczynałam w maju 2001 roku. Podarowałam Internetowi 3 lata mojego myślenia. Mojego życia. Zmieniłam się w tak zwanym międzyczasie, ale niektóre słowa nie straciły nic ze swojej aktualności.



Dziennik to swoista terapia. Sposób na prostowanie pokręconych myśli. Zanim słowa spłyną na ekran trzeba je sformułować, a to największe wyzwanie.



Dziennik leczy rany. I wstrzymuje od ich zadawania.

niedziela, 2 maja 2004

Jeśli chcesz rządzić krajem, najpierw zaprowadź ład w swojej rodzinie.

Jeśli chcesz zaprowadzić ład w rodzinie, najpierw zdyscyplinuj samego siebie.

Jeśli chcesz zdyscyplinować samego siebie, zacznij od serca.

sobota, 1 maja 2004

Z Księgi gości, wiadomość prywatna: "...dziękuje za to że mogłam tak szczerze płakać czytając...".

To ja dziękuję.
Wielu ludzi niczego nie szuka z większą tęsknotą niż zadowolenia. A co znajdują? Rozczarowanie za rozczarowaniem. Dlaczego? Bo zbytnia namiętność prowadzi nieodwołalnie do rozczarowania. Rozczarowanie jest końcem oczarowania, złudzenia.

Najpóźniej w tym miejscu zapytasz: "Dlaczego? Dlaczego namiętność musi prowadzić do rozczarowania?"

Uwierz, prawda jest dokładnym przeciwieństwem tego, co zakładasz.

wtorek, 27 kwietnia 2004

Cry

Sometimes I almost feel You

Right beside me

Sometimes I almost sense

Your warming touch

No matter where I go

I look around me

Hoping to be blessed

With Your smile



       And then I take

       Someone else's face for Yours

       And then I give

       My trembling heart away

       And when I realise

       It wasn't You, for sure

       I run and cry for my mistakes...



Sometimes I'm so impatient

I paint my lips red

To help You recognize me

In the crowd

If I knew your name

It would be easier

But I don't even know

The colour of Your eyes...

 

    So I take

    Someone else's eyes for Yours

    And then I let myself

    Drown in them

    And when I realize

    It didn't help at all

    I run and cry for my mistakes...

 

So, come and find me, baby

'cause I am almost 30

and I don't have no more time to waste

come and hold me , honey

'cause life's no longer funny

when I wake up all alone in empty bed

 

I don't wanna take

Nobody's arms for yours

Don't wanna let myself

Get lost in them

Don't wanna go, no more

For second best

And then run and cry for my mistakes...

poniedziałek, 26 kwietnia 2004

To co mnie nie przestaje fascynować w Internecie, to łatwość sprzedawania wszystkiego. Począwszy od giełd, sklepów internetowych, skończywszy na sprzedawaniu idei.

Ostatnio zaczęłam się zastanawiać czy piszę tak po prostu, czy sprzedaję. Swój sposób myślenia.

niedziela, 25 kwietnia 2004

Zmęczony po pracy przy obsługiwaniu betoniarki, kielni, łopaty. Pięknie zmęczony. Nic z czym nie poradziłby sobie prysznic i dobra kolacja po powrocie z pracy.

Jest całkiem inaczej. 8-9 godzin, umysł wolny, niczym nie skrępowany, bieży gdzie chce. Wolność ciężka do ogarnięcia przy biurku z komputerem.

Praca, której nie sposób przynieść do domu.


Emocje, które nie sposób przenieść na innych, po powrocie z pracy.

piątek, 23 kwietnia 2004

Znajomy po powrocie z targów w Hanowerze powiedział: "jedno, co mogę stwierdzić, to fakt, że europejczycy strasznie się nudzą".
 
...jakby nie dotykali tego, co najważniejsze.

niedziela, 18 kwietnia 2004

Tak jak mężczyzna staje między lękiem przed przepaścią a pragnieniem bliskości, tak kobieta między przejęciem inicjatywy a obojętnością.
 
Obie sytuacje są złe, to zwykłe kompromisy. A kompromisy nie pozwalają rozkwitnąć miłości. Kompromisy nie pozwalają niczemu rozkwitnąć. Kompromisy to kalkulacja, spryt... potrzebne w biznesie, ale nie mające nic wspólnego z miłością.

Więc zaryzykuj, odrzuć bariery swojego ego i skocz... skocz w prawdziwą bliskość, skocz w prawdziwą miłość.

piątek, 16 kwietnia 2004

Uwieść - zbałamucić, omamić, usidlić. Można też inaczej: zachwycić, urzec, oczarować. Już samo słowo i jego synonimy pobrzmiewają czymś niepoważnym, a zarazem niejasnym; przywodzą na myśl grę, dziecinną zabawę w ciuciubabkę. Jedna ze stron jest manipulującym, druga pasywnym manipulowanym. Ten, który bałamuci czy zwodzi, to wtajemniczony w reguły gry mistrz ceremonii, gracz wyciągający asy z rękawa, sprytny inscenizator rzeczywistości. Jednak takie ujęcie sprawy zaciera najbardziej fascynujący rys uwodzenia, zalotów, flirtu - dynamikę, w której podział na wtajemniczonego w reguły i nieświadomego bardzo szybko ulega zatarciu lub przesunięciu, a wszelkie początkowe reguły zostają złamane. Dwoje ludzi, często przypadkowych, zazwyczaj sobie obcych, zaczyna nagle kształtować się nawzajem w stopniu znacznie większym, niż dzieje się to w ich relacji z pozostałymi. Można tu dostrzec aspekt autentycznej grozy związanej z wkroczeniem w sferę cudzych pragnień, instynktów i przeczuć; sferę nie podlegającą regułom logiki. Jak pisał Georges Bataille w Historii erotyzmu: "świat erotyki jest pod względem formalnym fikcją, czymś analogicznym do snu". Sytuacja uwodzenia nie jest jedynie spektaklem konwencjonalnych gestów, który ma doprowadzić do szczęśliwego zakończenia (rozumianego jako erotyczne spełnienie), likwidującego grę i przenoszącego w sferę realną, nie udawaną, nie odgrywaną. Gra nie poddaje się tak łatwo oddzieleniu od rzeczywistości. Wręcz przeciwnie; ona ją tworzy, a nie fałszuje i maskuje.
 
Doświadczenie uwodzenia ma w sobie coś niewyrażalnego. Samo widowisko bierze swój początek w rozczarowaniu słowem, które może zostać wykorzystane jako rekwizyt w erotycznej grze, ale nie ma zazwyczaj decydującego znaczenia.

środa, 7 kwietnia 2004

KHALIL GIBRAN, LE PROPHETE

Tak więc Almitra powiedziała: Powiedz nam o Miłości.

A on podniósł głowę, popatrzył na lud i cisza spłynęła na nich. Wtedy silnym głosem powiedział:

Kiedy miłość daje wam znak, podążajcie za nią,

Nawet jeśli jej głosy będą trudne i niebezpieczne.

I kiedy tylko skrzydła miłości was otoczą, ulegnijcie im,

Nawet jeśli miecz ukryty w ich piórach mógłby was skaleczyć.

I jeśli tylko do was mówi, wierzcie jej,

pomimo że jej głos może zniszczyć wasze marzenia tak jak północny wiatr pustoszy wasz ogród.



Ponieważ tak jak miłość was unosi, tak też musi was poświęcić. Tak samo jak jest ona dla waszego wywyższenia, tak też dla waszego poniżenia.

Podobnie jak wznosi się na waszą wysokość i pieści wasze gałęzie najbardziej delikatne, które drżą w słońcu,

Tak samo będzie dążyć aż do waszych korzeni i wstrząśnie ich przywiązaniem do ziemi.



Jak snopki zboża was przenosi.

Bije was, aby postawić was nagich.

Przesiewa was, aby was wyzwolić od waszych skorup.

Tłucze was, aż do białości.

Zagniata was dopóki nie staniecie się giętcy;

I w końcu poddaje was swojemu ogniowi, abyście mogli stać się świętym chlebem na festynie Boga.



Ale jeśli w waszym strachu nie poszukujcie niczego oprócz ukojenia w miłości i przyjemności z miłości,

Tak więc lepiej będzie zakryć swoja nagość i wyjść z zasięgu miłości,

Aby was włączyć do świata bez okresów kiedy będziecie śmiać się, ale nie pełnią śmiechu, i płakać ale nie pełnią łez.



Miłość nie daje jak tylko z siebie samej i nie bierze jak tylko z siebie samej.

Miłość nie posiada, i nie chce być posiadana;

Ponieważ miłość wystarczy miłości.



Kiedy kochacie nie powinniście mówić "Bóg jest w moim sercu", ale raczej "ja jestem w sercu Boga".

I nie myślcie, że możecie sterować biegiem miłości, ponieważ , jeśli uzna was godnymi, poprowadzi wasz bieg.



Miłość nie ma innego życzenia jak tylko się spełnić.

Ale jeśli kochacie i musicie już mieć pragnienia niech to będą takie:

Roztopić się i być strumykiem, który śpiewa swoją melodię w nocy.

Znać nieszczęście zbyt dużego szczęścia

Być zranionym przez swoją własną inteligencję miłości;

I krwawić ochoczo i radośnie.

Obudzić się o brzasku słońca z uskrzydlonym sercem i dziękować za jeszcze jeden dzień miłości;

Odpocząć w południe i medytować na ekstazie miłości;

Wejść do swego domu o zmroku z wdzięcznością,

I w końcu spać z modlitwą w sercu aby dobrze kochać, i śpiewem pochwalnym na ustach.

sobota, 3 kwietnia 2004

srebrna myśl?

Jeśli zrozumieć to znaczy wybaczyć, to od jakiegoś czasu próbuję wybaczyć sobie...

Tobie również.

piątek, 2 kwietnia 2004

dystans

Myślę, że każdy z nas pragnie spokoju, pogody ducha, harmonii, pewności siebie i swoich działań, wolności i miłości, lub tylko kilku z nich.

Aby o tym mówić potrzebne jest zrozumienie istoty i zasady działania dystansu. Dystans jest pojęciem, które zwykle kojarzy się z ekscentrycznością, ostrożnością, jakimś bliżej nieokreślonym chłodem. Mówimy: "to taki zimny człowiek, wszystkich trzyma na dystans", "ma poważne podejście do życia, na wszystko patrzy z dystansem", itp. Mówimy też: "jeśli spojrzysz na tę sprawę z dystansem nie wyda Ci się taka bolesna i trudna".

Stań bardzo blisko ściany. Przyjrzyj się dokładnie temu co widzisz. Maleńki kamyk, rysa, niewielka wypukłość, dziurka. Zajmują całe Twoje pole widzenia. Są bardzo bliskie i duże. Jeśli zrobisz dwa kroki w tył, może zobaczysz jeszcze mały kamyk i rysę, lecz także fragment obrazu wiszącego na ścianie. Masz coraz lepszy i pełniejszy widok. Z przeciwległego końca pokoju nie zobaczysz już kamyka. Wiesz, że nadal tam jest, ale teraz gdy zobaczyłeś cały obraz i zegar nie wydaje Ci się już taki interesujący.

W wolnej chwili stań przed domem, przed jakimkolwiek domkiem z ogródkiem. Jeden kamień, okno, okno i drzwi, cała ściana, budynek z dachem, domek z ogródkiem: drzewa, płot, zielony trawnik i kwiaty, domek z ogródkiem w górach: pejzaż wokoło, inne domy, wysokie drzewa, góry w oddali i chmury. Zobacz związki między nimi. Sposób w jaki okno łączy się ze ścianą, płot z domem, sposób w jaki mały domek z ogródkiem łączy się z pejzażem... Te związki pozwalają zrozumieć istotę kamyka, pozwalają na objęcie jego lokalizacji w coraz większej całości.

Dystans pozwala na zobaczenie elementu w kontekście całości. Na zobaczenie problemu w kontekście całości. Pozwala zrozumieć jak mały, choć ważny jest dany element (problem). Łatwiej go wtedy rozwiązać.

czwartek, 1 kwietnia 2004

Zbyt długi lont
 
Usiądź jak zwykle na chwilę

dla której potrafię przetrwać tygodnie

rozstawiaj po kątach mojego pokoju

pomniki ludziom których nigdy nie poznam

wspominaj rzewnie dawne miłości

jakby mnie tu wcale nie było

Nie wybaczaj mi złośliwostek

Podziwiaj lekkość z jaką się chowam

za błazeńskimi dowcipami

Możesz też spokojnie analizować

grupę krwi którą piszę

moje wiersze do ciebie

Tylko proszę

zrób coś z twoimi wargami

które dzieli od mojej szyi

ten potwornie oszroniony brzeg

cocktailowej szklanki

zrób coś z moimi rękami

które dzieli od twego policzka

ten nieprzyzwoity dystans

pełen uprzejmych pytań

i przyjacielskich porad

Podpal wreszcie ten zbyt długi lont

Niech zobaczę jak wybucha

nagłą tęsknotą w twoich oczach




Znowu czytam wiersze Ewy Parmy i znowu się w nich odnajduję. To chyba Twoja zasługa...

wtorek, 30 marca 2004

Zakochana kobieta wybaczy mężczyźnie wszystko.

Ta, co nie kocha, nie wybaczy mu nawet zalet.

niedziela, 28 marca 2004

czytając Kasprowicza

Jestem!

I Ty jesteś tu ze mną!

Przerwij tę ciszę!

Niech Twoje słowo gromowe

zagrzmi nad wielkim cmentarzem!

Radosne niech głosi nadzieje!

Niech zapomniani wstaną,

a żywym niechaj życie nie będzie ponurym,

wieki kopanym dołem!

Zmiłuj się, zmiłuj nad nami!



...a może kiedy Bóg milczy, nie realizując naszych próśb - tak naprawdę wola: "człowieku, nie dam Ci tego, bo jeszcze nie jesteś gotów?"

sobota, 27 marca 2004

powrót

Światła zgasły i znowu czuję się bezpiecznie,

zmęczenie zgina kolana,

wspomnienia zamykają powieki,

a nad głową chmury płaczą moimi łzami.

piątek, 26 marca 2004

Jeżeli miłość jest czysta i jest jedyną rzeczą, której jesteśmy pewni, to możemy grać dalej swoją rolę.

niedziela, 21 marca 2004

love actually

Kiedy tylko ogarnia mnie smutek za sprawą dzisiejszego świata, myślę o hali przylotów na lotnisku Heathrow.

Panuje opinia, że żyjemy w świecie żądzy i nienawiści,

ale ja tak tego nie odbieram.

Mnie się wydaje, że miłość jest wszędzie.

Często niezbyt ciekawa czy pełna godności, ale zawsze jest.

Ojcowie i synowie, matki i córki, mężowie i żony,

dziewczyny i chłopaki, starzy przyjaciele.

Kiedy samoloty uderzyły w Dwie Wieże,

żaden z telefonów od ludzi na pokładzie, nie niósł przesłania nienawiści czy chęci zemsty.

Wszystkie niosły przesłanie miłości.

Jeśli jej poszukasz, masz nieodparte wrażenie, że miłość jest faktycznie wszędzie.

niedziela, 14 marca 2004

oby nikomu z nas

Wybiegła w samej sukience. Przerażający mróz. Zaczęła się rozglądać dokąd mógł pójść. Stał na schodach i palił papierosa. A przecież rzucił kilka lat temu.

- Boże kobieto, co Ty robisz? Rozchorujesz się,
- Przepraszam. - Zanosiła się łzami. - Już teraz wiem. Byłam ślepa. Wybaczysz mi?

Wprowadził Ją do środka. Otarł łzy. Pocałował w rękę i choć wzruszenie dławiło Mu głos, wyszeptał "Kocham Cię. Ale jest o ten jeden wieczór za późno". I wyszedł.

A to nie było "Przeminęło z wiatrem". Bo u Niego "za późno" znaczyło "za późno". I nic innego. I nic więcej ani mniej.

Bo to tak łatwo przegapić Kogoś-Blisko, gdy goni się za tym-co-nieosiągalne-i-dalekie.

sobota, 13 marca 2004

1 Kor 13,1-13

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym w kolejce po sławę i pieniądze

Gdybym miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
a miłości bym nie miał,
zostałbym wróżbitą i śmiałbym się
z tego co ludzi czeka

Gdybym rozdał na jałmużnę
całą swą majętność,
lecz miłości bym nie miał,
byłbym uznany za głupca

Choć miłość pełna cierpień jest,
lecz tam gdzie nie da rady siła człowieka
tam ona zawsze zwycięża,
bo ona sama w sobie jest siłą ...

na urodziny A***

My, bezsenne księżniczki

na ziarenkach grochu

z państwa, gdzie nikt na serio

nie liczył się z czasem

układałyśmy listy życzeń do spełnienia,

które odgadnąć mieli królewicze z bajek

gotowi w każdej chwili

nosić nas na rękach.



Lecz zanim czas przesypie

ostatnie ziarenka

nim wyschną prawie całkiem

treści naszych marzeń

gdy zapomnimy tamtą bajkę Andersena

zaczniemy życzyć sobie zdrowia zamiast szczęścia

i oby nas nie musiał nikt

nosić na rękach.

wtorek, 9 marca 2004

Praca, po prostu.

Zostałam wciągnięta do jakiegoś zespołu, do projektu tworzenia Czegoś Najfajniejszego na Świecie. Współpracuję z pewną korporacją, w której siedzibie popijam czasem darmową gorącą czekoladę.

Projekt tyleż ciekawy co wysysający życie z człowieka.
Nigdy chyba jeszcze czas nie płynął mi tak szybko.

I pamiętam, że kiedyś w piątek w domu, gdy brałam w pośpiechu prysznic przed wyjściem do kina i pubu w celu omówienia wyjazdu w drugi koniec Polski następnego dnia, ktoś zatrzymał mnie w przedpokoju i dał mi do ręki cienką książkę pt:
"Zatrzymaj się".

I choć pomimo skromnej objętości, nie miałam jeszcze czasu jej przeczytać, to zawsze kiedy rozpakowuję / pakuję walizki i torby na kolejną podróż, widzę że przewala sią tam gdzieś pomiędzy płytami z mp3 a egzemplarzem "Pokolenia X"...

Kiedyś ją przeczytam. Może już jutro.
Na ludzką podłość i małość,

na oschły Boży chłód.

Na to, że nic się nie stało,

a zdarzyć miał się cud.

Na szary mysi strach,

bliźniego drogi gest,

ratunkiem miłość bywa.

Jeżeli miłość jest,

jeżeli jest możliwa.

poniedziałek, 8 marca 2004

wtorek, 2 marca 2004

Usłyszałam najabsurdalniejszą historię w życiu i straciłam zaufanie do swoich uszu...

niedziela, 15 lutego 2004

Jazda tramwajem pięć razy w tygodniu. Wsiadanie i wysiadanie na tych samych przystankach. Obiad około 13:00. 10 godzin przed komputerem przy wklepywaniu, przetwarzaniu i odczytywaniu danych. Powrót do domu. Znowu mdły blask monitora. Automatyczny sen po przyłożeniu głowy do poduszki.

Czasem jestem w stanie uwierzyć, że jesteśmy tylko bateriami, dostarczycielami energii dla czegoś co jest "ponad" nami.

piątek, 13 lutego 2004

Stoisz przed lustrem, przyglądasz się sobie i porównujesz się z innymi. Zastanawiasz się, czy są od ciebie grubsi, szczuplejsi, piękniejsi czy brzydsi. Czy starzeją się wolniej czy szybciej, jak chodzą, jak mówią i zastanawiasz się, gdzie, na jakim miejscu jesteś w tym niekończącym się wyścigu do bycia idealnym?
 
Czując przymus ciągłego kontrolowania siebie i otoczenia, patrzysz z niepokojem w oczy innych ludzi; czy zobaczysz, chociaż ślad akceptacji, sympatii, czy też pustkę, obojętność.

Ale jakże często idziesz ze spuszczoną głową, przemykasz szybko przez ulicę, przez życie, byle prędzej, byle tylko nie skonfrontować się z bolesną prawdą, że nie jesteś przez wszystkich kochany, zauważany.

Stłumiony strach przez odrzuceniem, nie daje cię jednak na moment wytchnienia. Powraca pod postacią ciągłego, irracjonalnego, pochodzącego niewiadomo skąd niepokoju, ciągłego zmęczenia, powodujących lęk dolegliwości.

Zapewne wielokrotnie w dzieciństwie, a być może dzisiaj przezywałeś strach, obniżony nastrój, niepokój i doskonale wiesz, że tłumienie tych uczuć daje tylko chwilową poprawę. Zapewne też wielokrotnie doświadczałeś uczucia ulgi, kiedy wypowiedziałeś, wykrzyczałeś, wypłakałeś swój strach, swoja złość, swój ból.

Pozwól więc sobie odreagować, obniżyć skumulowane do granic wytrzymałości napięcie, zredukować ból ciała, psychiki.

Co teraz czuję do siebie, do innych, do świata? To pytanie skierowane do siebie stwarza szanse na autentyczny kontakt ze sobą. Tu i teraz.
Za to, co się nie dzieje...

dzięki.

piątek, 6 lutego 2004

Świat się kurczy jak przekłuty balon. Człowiek maleje razem z nim, przerażony swoim niewielkim znaczeniem i samotnością w tłumie.

Ludzie są silni - ja jestem słaby, życie jest brutalne - ja wrażliwy...

Potwór więdnie, macki opadają i nieforemny kształt opada bezwładnie na podłogę. Zapada się w sobie.

piątek, 30 stycznia 2004

Ile razy na minutę można być przemądrym? W ilu zdaniach wysmażonych przed południem, a w ilu upichconych po południu, tkwić może sedno wszechrzeczy? Jak gęsto trzeba swe wystąpienie zalesić studzienną głębią, żeby w towarzystwie wypaść na człeka piekielnie łebskiego? Dwadzieścia razy na minutę? W dwustu przed południem i pięciuset po południu? Tak gęsto jak gęsty jest spiż czy może tak gęsto, jak gęsty jest malinowy chruśniak? Czemu, święci pańscy, czemu jest tak nieludzko, że zwyczajnych kretynów, z którymi po ludzku o niczym pogadać można, ze świecą szukać? Zwyczajnych kretynów albo litych smutasów. Pytam, bo jak się bywa, to się wie, że bracia nasi i siostry nasze są albo na dnie mądrości, albo na dnie dowcipu, albo operują ogniem ciągłym sentencji ontologicznych, albo miotają rozrechotanym napalmem "jaj". I co z tego, że się to wie?

czwartek, 29 stycznia 2004

egzystencjalizm

Wołanie człowieka o pomoc czasami uderza niezwykłym autentyzmem. Jest konkretne jak szarpiący człowieka ból, a zarazem tak bardzo pojemne, że każdy może odnaleźć się w nim ze swoją udręką. Jest w nim zarazem zawarty ból i ludzka bezsiła - dramatyczny zapis niewystarczalności człowieka. Znikomy okazuje się ludzki wysiłek i inwencja uczynienia czegokolwiek.
 
Można z tą niewystarczalnością pozostać w samotności. Takie pozostanie samemu z własnym bólem - zdaje się być godne człowieka. Zaakceptować własne cierpienie i bytowanie-ku-śmierci, zaakceptować, czyli przyjąć godnie, bez sprzeciwu - bezsens i tragizm tego świata. Taki stosunek do cierpienia i niewystarczalności miałby być znamieniem wielkości. Ale to jest wielkość tragiczna i bezsensowna - wręcz urągająca człowiekowi, jego pragnieniu i zdolności racjonalizacji świata...

sobota, 24 stycznia 2004

Pisałam list zastanawiając się, kiedy ostatnio miałam w ręce pióro, a przed sobą wyzywającą pustkę linii nadrukowanych na eleganckiej papeterii. Dłonie przywykłe do klawiatury dziwiły się szczerze tej staroświeckiej czynności.

Pisałam, mnąc co chwilę i wyrzucając kartki, aż powstał List Niedokończony, który perfekcyjnie zakończył wszystko.

Pisałam z duszą na ramieniu, przerażona swoją szczerością. Miałam wrażenie, że nie piszę listu, tylko manifest własnego wyzwolenia.

piątek, 23 stycznia 2004

My jesteśmy PROŚCI

'"Jeżeli czegoś chcesz, to wystarczy poprosić. Postawmy sprawę jasno: jesteśmy prości. Nie rozumiemy żadnych subtelnych, pośrednich próśb. Pośrednie bezpośrednie prośby nie działają. Po prostu powiedz czego chcesz."

czwartek, 22 stycznia 2004

a teraz serio

Temu, co pamiętamy, brakuje ostrych konturów faktu. Pragnąc sobie pomóc tworzymy drobne, nadzwyczaj subtelne zmyślenia oraz indywidualne scenariusze, które wyjaśniają i kształtują nasze doświadczenie. Zapamiętane zdarzenie staje się fikcją, strukturą stworzoną dla uporządkowania wrażeń. Gdyby nie owe struktury, sztuka byłaby zbyt osobistym przeżyciem dla artystów, by mogli ją tworzyć. Tym bardziej niepojęta byłaby dla odbiorców...

anonim (kobieta)

Bigamia - znaczy mieć o jednego męża za wiele.

Monogamia - to samo.
;)

Prawo głosu, jak sądzę, nic kobietom nie daje. Powinnyśmy się zbroić.
;)

niedziela, 18 stycznia 2004

Kobieta w gablotce muzeum poświęconym mężczyźnie.
 
Ciepły blask światła odbity od jej skóry. Spojrzenie zza szklanej szyby. Muza, przyjaciółka, kochanka.

Przyszpilona wśród innych pracowicie zebranych okazów. Namiętna kochanka, histeryczka, nimfomanka, kobieta oziębła, wiedźma, matka, dziewica.

Kolejny precyzyjnie spreparowany odwłok i elegancko rozprostowane skrzydełka w kolekcji. Motyl uśpiony eterem i wypatroszony dłońmi w gumowych rękawiczkach.

sobota, 17 stycznia 2004

z podręcznika...

Wojownicy światła mają zawsze w oczach osobliwy blask.

Żyją na świecie, stanowią część życia innych ludzi, rozpoczęli swoją ziemską podróż bez tobołków i bez sandałów.

Często bywają tchórzliwi i nie zawsze postępują tak jak trzeba.

Wojownicy światła cierpią z powodu nieważnych spraw, bywają małoduszni, czasem uważają, że nigdy nie uda im się dorosnąć, albo sądzą, że nie są godni błogosławieństwa czy cudu.

Nie zawsze wiedzą, co właściwie robią na świecie i często spędzają bezsenne noce, myśląc, że ich życie nie ma wcale sensu.

Dlatego są wojownikami światła.

Ponieważ się mylą. Ponieważ zadają sobie pytania.

Ponieważ poszukują sensu i - z całą pewnością - kiedyś go odnajdą.

niedziela, 4 stycznia 2004

Przestań chwalić się tym co masz zamiar w przyszłości osiągnąć i weź się do pracy.
 
Przeżyj swoje życie naprawdę i nie ukrywaj się za sloganami sukcesu. Prawdziwy sukces bierze się z godnego życia i wypełnienia tego, z czym, lub do czego, zostałeś posłany.

Żyj doskonałym życiem, w niedoskonałym świecie.

czwartek, 1 stycznia 2004

Pisanie o miłości jest czasem jak tańczenie o architekturze. Ale to mnie nie powstrzyma... ;)