wtorek, 26 października 2004

A cóż to za impertynencja! - powiedział pudding - Ciekaw jestem, jak byś ty to zniosła, gdyby odcięto kawałek ciebie, ty kreaturo!

Mówił głosem gęstym i lepkim jak syrop, a biedna Alicja nie umiała mu odpowiedzieć ani jednym słowem; patrzyła nań tylko w milczeniu oddychając urywanie.

- Zrób jakąś uwagę - powiedziała Czerwona Królowa - Przecież to ośmieszające pozostawić całą konwersację puddingowi.

L. Carrol, "O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra"

poniedziałek, 25 października 2004

Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym

I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym

W odróżnieniu od was którzy Państwo wybaczą

Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu


No offence... to tylko "Autoportret" Witkacego.

niedziela, 24 października 2004

Flirt prostoty z absurdem może czasem mieć nokautującą siłę...

środa, 20 października 2004

Intuicja - wyczucie, przeczucie; akt albo proces bezpośredniego uzyskiwania wiedzy lub pewności w jakiejś sprawie bez rozumowania czy wnioskowania.
Niewątpliwie człowiek się określa przez swe dzieła. Te zaś bywają zazwyczaj konsekwencją jego intuicji, które też historia - wielka nauczycielka życia - ocenia.

środa, 13 października 2004

Pisanie życiorysu

Co trzeba?

Trzeba napisać podanie,

a do podania dołączyć życiorys.



Bez względu na długość życia

życiorys powinien być krótki.



Obowiązuje zwięzłość i selekcja faktów.

Zamiana krajobrazów na adresy

i chwiejnych wspomnień w nieruchome daty.



Z wszystkich miłości starczy ślubna,

a z dzieci tylko urodzone.



Ważniejsze, kto cię zna, niż kogo znasz.

Podróże tylko jeśli zagraniczne.

Przynależność do czego, ale nie dlaczego.

Odznaczenia bez za co.



Pisz tak, jakbyś z sobą nigdy nie rozmawiał

i omijał z daleka.



Pomiń milczeniem psy, koty i ptaki,

pamiątkowe rupiecie, przyjaciół i sny.



Raczej cena niż wartość

i tytuł niż treść.

Raczej już numer butów, niż dokąd on idzie,

ten za kogo uchodzisz.



Do tego fotografia z odsłoniętym uchem.

Liczy się jego kształt, nie to, co słychać.

Co słychać?

Łomot maszyn, które mielą papier.



W.Szymborska dla amforki :)

czwartek, 7 października 2004

Mały, brązowy kamyk. Podobny do tylu innych, a jednak różny, bo przecież nie ma dwóch takich samych kamieni. Leży na polnej drodze. Zakurzony, nie dostrzegany przez nikogo. Jego myśli są nie najweselsze: "Na co komu moje istnienie? Co komu po szarym, byle jakim kamyku? Dobrze, że jestem szczelnie zamknięty, bo przynajmniej nikt nie widzi, co czuję" - kamyk odwraca się tyłem do świata.

Droga, na której leży Kamyk nie jest zwyczajną drogą. To droga Wędrowca. Wkrótce będzie tędy przechodził. Będzie szukał piękna, które się zgubiło. Po prostu wypadło Mu z rąk i leży gdzieś, nie zauważane przez nikogo. Kiedy się pojawi, ziemia zadrży pod Jego stopami, a listki na drzewach zaszeleszczą z radości. A On rozejrzy się wokoło przystanie i weźmie do ręki mały kamyk.

To wystarczy, żeby drgnęło małe, kamienne serce. Łagodne spojrzenie niebiesko-zielonych oczu Wędrowca, dotyk Jego dłoni zmieni wszystko. Wprawdzie kamyk pozostanie kamieniem, ale odkryje coś, czego do tej pory nie widział. Zobaczy promienie słońca o każdej porze dnia inne, poczuje krople deszczu - czasami nieśmiałe, innym razem zagniewane i groźne. Zaprzyjaźni się z wiatrem. I pozwoli, aby kolorowy motyl oparł o niego swoje skrzydła zmęczone długim lotem. Mała towarzyska biedronka usiądzie w cieniu kamyka i opowie mu o wszystkim, co widziała w górze.

Nie przegap Wędrowca, kamyku.

środa, 6 października 2004

Z sobotniego spaceru wróciłam rozczarowana. Leżące na chodniku kasztany pozwoliły mi przypuszczać, że powoli nadchodzi jesień. Jesień zaś oznacza liście. Dużo opadłych liści. Całe alejki zaścielone liśćmi. Szelest liści pod stopami.

Jedno z wyraźniejszych wspomnień z mojego dzieciństwa dotyczy jesieni i parku właśnie. Nie wiem dlaczego zawsze uważałam brodzenie po kostki w opadłych liściach za przednią zabawę. Nie wiem również, dlaczego nie wolno mi było tego robić. Zabraniała mama, zabraniały panie w przedszkolu i w szkole podstawowej. Potem miałam na to straszną ochotę, ale wstydziłam się, że ktoś mnie zobaczy i będzie się śmiał. Szuranie wydało mi się arcyprzyjemne, ale zarazem śmieszne czy dziecinne. A przecież trzeba było udowadniać swoją dorosłość...

Niestety liście na drzewach w ubiegłą sobotę miały się nieźle. Te zaś, które miały się gorzej i opadły, zostały skrzętnie uprzątnięte z alejek.

Postanowiłam się jednak nie poddawać. W sobotę znowu wyruszam do parku. Będę szurać...

Postscriptum
Kieszenie mam pełne kasztanów.