czwartek, 29 sierpnia 2002

wyjeżdżam

Nie pojadę do znajomych.

Zagłaszczą mnie uprzejmością.

Pustkowia się boję.

Jestem już za wygodna.

Jadę w nieznane.



Daj mi, Panie, taką noc,

cobym usnęła na wezgłowiu

i nie budź mnie,

nawet gdyby była wielka burza.

Potem pozwól się nagapić

na ludzi, na wystawy,

na zachody słońca,

na młodych zatańczonych,

na szczęśliwych zakochanych.



Pozwól mi, Panie, posłuchać grajków ulicznych,

muzyki kawiarnianej i Cyganów rozmarzonych.

W kościele posłuchać kazań prostych,

pomodlić się pacierzem z pobożnymi,

przeżegnać się wodą, jak grzesznik,

i ucałować w kruchcie kościoła

pomalowane szminką Twoje stopy, o Chryste!



Daj mi jedną taką noc,

kiedy myśli mkną do góry.

Daj mi złapać jedną myśl niebieską,

z piórem anioła jedną dobrą nowinę.

Daj mi usłyszeć modlitwę niemowy,

zobaczyć świat niewidomego.

Podpowiedz, który z żebraków jest ubogi,

i z biznesmenów który jest biedny.



Poustawiaj, Panie, moje szufladki z myślami.

Uporządkuj w sercu przegródki miłowania,

przemaluj na jaśniej świat w moich oczach,

zostaw mi w pamięci dobrych ludzi.



I jeszcze - żeby była taka noc,

w której przyśni mi się niebo.
Bóg spełnia nasze prośby najczęściej z 20-minutowym opóźnieniem, by zobaczyć, jak daleko sięga nasza wiara.

piątek, 23 sierpnia 2002

Platonowi i jego fanom

Za to że mnie wolisz uwielbiać niż używać

z daleka zresztą, z daleka

należy ci się karcer pełen odalisek

do których masz się zwracać per Szanowne Panie

Nałożą ci sutannę dłuższą niż wieczory

stracone na dysputy o literaturze

z tyloma guzikami ile komplementów

wymknęło ci się zamiast pocałunków

i posadzą cię w świątyni którą

z takim mozołem dla mnie budowałeś

a którą następnie zwalę ci na głowę

za jednym podmuchem odfruwającej sukienki

Możesz się potem ukryć za kratkami

w Alcatraz wszystkich konfesjonałów

gdzie i tak będziesz odczytywał

tajemny szyfr moich obcasów

wysłuchiwał szelestu spódnic zamiast grzechów

i odurzony zapachem perfum

odprawiał moją pokutę

by zadość mi uczynić na swój mnisi sposób

który mi akurat wcale nie odpowiada

bo tylko ciała niebieskie oraz wszystkich świętych

zasługują na to aby je uwielbiać

zaś ziemskie istoty wystarczy użyć

daję ci na to moją rękę

choć nie w charakterze relikwii

na którą chyba jeszcze nie wyglądam?

środa, 21 sierpnia 2002

kochaj mnie i dotykaj

Dawnych mistyków ludzkiej duszy pieśń

Księżyca ciemna strona

Słońce zabija na raty nas w nadfiolecie.

Schodami do nieba zacząłem się piąć

Tam nie ma autostrady

Myślę o tobie, a ptakiem jest myśl zbytek słów.

Me światy są obce bez nocy i dnia

Tam wiersze z obłędu powstają

Lecz póki tu jestem, proszę

Kochaj mnie, dotykaj mnie.



Dotykaj delikatnie, bezszelestnie ciepłem palców

Dotykaj aksamitnie, rzęs pokłonem, nie przestawaj

Dotykaj całowaniem i oddechem tak, jak lubisz

Dotykaj smugą włosów niby muślin bólowi zadaj ból.



Kochanie, samotność można wypić do dna choć to trudne.

Miłość prawdziwą daje tylko Bóg i zrozumienie.

Wszędzie Go szukam, dla Niego chcę żyć

Wbrew potępieniom.

Tęsknię za ciszą bezludnych wysp dzikich plaż.

Me światy są obce bez nocy i dnia

Tam wiersze z obłędu powstają

Lecz póki tu jestem, proszę

Kochaj mnie, dotykaj mnie.



Wiem, że chcesz wspólnych snów dam Ci je.

Nie bój się, nie bój się.

Dziwne jest piękne wciąż twierdzę tak gorsząc dewotów.

Na urodziny sam sobie dziś dam znak pokoju.

Kochanie, samotność mnożna wypić do dna choć to trudne.

Więcej nic nie mów, tylko przytul się dotykaj mnie.



Tomasz Żółtko
Będę cierpliwie czekać,

aż do mnie podejdziesz.

A gdy w końcu to się stanie,

spojrzę Ci głęboko w oczy.

Ty, zakłopotany staniesz przede mną,

skrzyżujesz ręce jak do modlitwy.

Wyrosną Ci skrzydła,

uniesiesz się w górę.

A ja ucieknę wystraszona,

będę długo biegła przed siebie.

Nie mi pisane jest

oglądanie rajskich ogrodów.

poniedziałek, 19 sierpnia 2002

przypomniało mi się...

że ktoś niedawno mi powiedział, że to, co mnie nie zniszczy, uczyni mnie silniejszą.
ten blog jest dzieckiem rozpaczy i wściekłości

i przeznaczony jest dla tych, którzy na niego zasłużyli

sobota, 17 sierpnia 2002

Słowa

Słowa mają moc nurzania w błocie i upadlania, ostatni nóż w plecy jest wyrazem. Ale jak mam przekazać Ci wszystko, co jest we mnie, skoro nie masz daru czytania z bezgłośnych warg i pełni oczu. Promienie padające na ścianę pokoju nigdy nie zamienią go w jaskinię, chyba, że na krótką chwilę... Będzie ona nienamacalna, ale wystarczająco realna byś poczuł wilgoć i strach przed ciemnością... "Dlaczego tak dobrze pamięta się, to, co złe" A przecież nie marzę o niczym więcej, jak tylko zanurzyć stopy w chłodnej wodzie morskiej, w cieple morskiego piasku...

Czy jutro obudzę się lepsza niż...???

pajacyk

Ludzie, marionetki losu, przeznaczenia,

miotające się  w bezsilnej rozpaczy.

Teatr życia, pełen aktorów hochsztaplerów, 

wśród nich jeden smutny szary clown,

pajacyk bez rączki ze zmazanym uśmiechem

i smutnymi oczami.

Ów pajacyk żyje marzeniami

ma swój własny, wyidealizowany świat

w którym całkiem nieźle egzystuje.

Ale ten świat się kurczy, zmniejsza,

jest rozkradany przez inne marionetki.


Ostatecznie pajacyk-clown udusił się

w swym własnym już zbyt małym dla Niego świecie.



Taki będzie... koniec.

czwartek, 15 sierpnia 2002

Z dna oceanu

Jestem bezcenna, póki jesteś ze mną.

Kąpię się w wannie twojego zachwytu,

twój zachwyt mnie stworzył.



Jestem źródło, pijesz ze mnie

szczęście.

Być źródłem szczęścia -

co za wspaniałość.



Śpiewasz mnie,

z twojego śpiewu mam ciało.

Jest piękne i nieśmiertelne,

bo nie istnieje naprawdę.



Daję ci szczęście,

mogę dać ból.

Ofiarowałeś mi tę władzę,

rozkwitam, zrobiłeś mnie królową.

Moje kwitnienie cię zachwyca,

moje kwitnienie sprawia rozkosz

tobie i mnie.



Mogę dać ci ból, boisz się,

jesteś bezbronny, czuję twój lęk.



Twój lęk obudził moje okrucieństwo,

patrzę na nie zdumiona

jak na zwierzę z dna oceanu.

Podziwiamy oboje

jego gibkość elektryczną,

twój lęk je wabi,



igrają razem jak młode koty,

wabiąc się pięknieją.

Jakże piękne są teraz oba,

moje okrucieństwo

i twoja bezbronność.



To fascynująca zabawa, mój miły.

Przerwiemy ją.

GABRIEL GARCÍA MÁRQUEZ "13 rad jak żyć"

1. Nie kocham cię za to kim jesteś, ale za to jaki jesteś kiedy przebywam z tobą.

2. Nikt nie zasługuje na twoje łzy, a ten kto na nie zasługuje na pewno nie doprowadzi cię do płaczu.

3. Jeżeli ktoś nie kocha cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha cię on z całego serca i ponad życie.

4. Prawdziwy przyjaciel jest z tobą na dobre i na złe.

5. Najbardziej odczujesz brak jakiej osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja.

6. Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz kto może się zakochać w twoim uśmiechu.

7. Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem.

8. Nie trać czasu z kimś, kto nie ma go, aby go spędzać z tobą.

9. Być może Bóg chciał abyś poznał wielu złych ludzi zanim poznasz tę dobrą, abyś mógł ją rozpoznać kiedy ona się w końcu pojawi.

10. Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło.

11. Zawsze znajdzie się ktoś, kto cię skrytykuje. Zdobywaj zaufanie ludzi i uważaj na tych, których zaufanie już raz straciłeś.

12. Stań się lepszym człowiekiem. I zanim poznasz kogoś upewnij się, że znasz siebie i że nie będziesz chciał być taki jak on chce, ale będziesz sobą.

13. Nie biegnij za szybko przez życie bo najlepsze rzeczy zdarzają się nam, wtedy gdy najmniej się ich spodziewamy.

I pamiętaj:
"Wszystko co się nam przytrafia, dzieje się zawsze z jakiegoś powodu".


Ordynarny mailowy "łańcuszek szczęścia", a tak mnie poruszył...

środa, 14 sierpnia 2002

Znów wędrujemy

Znów wędrujemy ciepłym krajem

Malachitową łąką morza

Ptaki powrotne umierają

Wśród pomarańczy na rozdrożach



Na fioletowo-szarych łąkach

Niebo rozpina płynność arkad

Pejzaż w powieki miękko wsiąka

Zakrzepła sól na nagich wargach



A wieczorami w prądach zatok

Noc liże morze słodką grzywą

Jak miękkie gruszki brzmieje lato

Wiatrem sparzone jak pokrzywą



Przed fontannami perłowymi

Noc winogrona gwiazd rozdaje

Znów wędrujemy ciepłą ziemią

Znów wędrujemy ciepłym krajem

Malachitową łąką morza

Ptaki powrotne umierają

Wśród pomarańczy na rozdrożach



Przed fontannami perłowymi

Noc winogrona gwiazd rozdaje

Znów wędrujemy ciepłą ziemią

Znów wędrujemy ciepłym krajem

Malachitową łąką morza


K.K. Baczyński





Ten wiersz, a w zasadzie jego wokalna interpretacja w wykonaniu Turnaua wciąż pobrzmiewała mi w głowie. Przekopałam ofiarnie sterty płyt z plikami mp3 i oto mam.

Słucham.

Płaczę.

nie umrzesz...

Co leży u genezy spotkania dwojga ludzi, miłość czy potrzeby? Jeżeli potrzeby to nie ma miłości, a jeżeli miłość to będzie potrzeba bycia razem. Miłość nie jest wynikiem potrzeby, owszem rodzi potrzebę. Ale to jest zupełnie inna sprawa, być skutkiem czegoś i być przyczyną czegoś. Miłość nie dopuszcza też możliwości, że ukochany człowiek przestanie kiedyś istnieć. Jak wielokrotnie powtarzał Marcell, kochać człowieka to mówić mu - ty nie umrzesz. Nie werbalnie, ale mówić mu całym byciem - ty musisz być. W istotę miłości jest wpisana potrzeba nieśmiertelności. Miłość próbuje więc przebić ograniczenie, jakim jest śmierć. Chce trwać wiecznie.
Często zasypujemy Boga naszymi prośbami: daj... udziel... bądź miłościw... zmiłuj się... I wznosimy do Niego puste ręce, aby je napełnił tym, o co błagamy.

A On czasem spełnia nasze prośby rękami innych ludzi. Wysłuchuje naszych modlitw, choć tak często nasze własne ręce pozostają egoistycznie wzniesione ku niebu w oczekiwaniu...