poniedziałek, 31 maja 2004

Dość już kompromisów.

Wreszcie to powiedziałam.

sobota, 29 maja 2004

Ile pocałunków jesteśmy w stanie zapamiętać? Które są najważniejsze? Które zostawiają ślad w pamięci, a które ulatują od razu po spełnieniu się? Gdy myślę "pocałunek", który pocałunek pierwszy przychodzi na myśl? Ten pierwszy czy może ten ostatni? Czy jakiś przygodny, nieistotny w gruncie rzeczy? Subtelny czy bezwstydny? Niewinny czy namiętny? Czyje usta w wyobraźni kojarzą mi się bezwiednie z pocałunkiem?

Ciekawe są takie pierwsze skojarzenia... Można się czasem zaskoczyć tym, co się gnieździ w zakamarkach pamięci... Czy wspomnienie jednego pocałunku, jednego dotyku, może po latach wciąż przeszywać na wskroś...?

piątek, 28 maja 2004

Stiff jacket syndrome

Stiff jacket syndrome - syndrom sztywnej kurteczki. Tak moja przyjaciółka zwykła określać ten stan nachodzący nas w piątek wieczór, kiedy to po całym pracowitym tygodniu dotrzemy wreszcie do domu. Wpół do jedenastej, pół przytomna szukam w torebce kluczy, otwieram drzwi i w pełnym rynsztunku siadam na kanapie. Notatki rozsypują się gdzieś po podłodze, a w głowie kołacze jedna myśl - to już koniec, już koniec, już nie muszę nigdzie iść, z nikim rozmawiać, niczego załatwiać, za niczym biegać. Siedzi sobie tak człowiek i siedzi, płaszczyka nie zrzuci, bucików nie ściągnie, bo tak jest tym swoim szczęściem otumaniony... Mijają minuty, czasem godziny, a tu ruszyć się nijak. No a poza tym po co? Jestem w swoim domku, nic już dziś nie muszę, cóż więcej wymagać od życia? Wtem błoga ciszę przerywa telefon... Chyba trza odebrać, a nuż gdzieś się pali? Zabieram się z kanapy, czółenka depczą oferty, notatki, wyliczenia. "Tak słucham?" mówię do słuchawki. "O już jesteś, nie chciałam dzwonić wcześniej, bo wiem, że pracujesz, a mam taki problem służbowy..."

Ech, gdzie się w tym naszym życiu naciska "revert the tape"?

czwartek, 27 maja 2004

niepojęte

"Wszystko co było do wynalezienia, już wynaleziono" Charles H. Duell komisarz amerykańskiego biura patentowego 1899

"Latające maszyny będą w końcu szybkie, będzie się ich używać w sporcie, lecz jest niemożliwe, aby mogły służyć do komercyjnego przewożenia ludzi". Octave Chanute pionier lotnictwa, 1904

"Samoloty to interesujące zabawki, lecz z wojskowego punktu widzenia bezużyteczne" Marszałek Ferdynand Foch - głównodowodzący sił sojuszniczych w końcowej fazie I wojny światowej 1918

"Zwyczajny pojazd bez konia jest w chwili obecnej przedmiotem zbytku dostępnym dla bogaczy i nawet jeśli jego cena spadnie w przyszłości, nigdy nie stanie się tak popularny jak rower" The Literary Digest, 1889

"Bezprzewodowe muzyczne pudełko [radio] nie ma żadnej wartości handlowej. Kto chciałby płacić za przesłaną bezosobowo wiadomość" Współpracownicy Davida Sarnoffa w odpowiedzi na jego namowy do inwestowania w radio w latach 20-tych

"A kto u diabła chce słuchać mówiących aktorów?" Harry M. Warner Warner Brothers, 1927

"Nie podoba mam się ich brzmienie, a poza tym muzyka gitarowa wychodzi z mody" Decca Recording Co., uzasadnienie odrzuceń nagrań Beatlesów, 1962

"Ta bomba nigdy nie wybuchnie, mówię to jako ekspert od materiałów wybuchowych" Admirał William Leahy, członek programu ds. energii atomowej USA, 1945

"Sądzę, że światowy rynek komputerowy nie przekracza przypuszczalnie pięciu komputerów" Thomas Watson prezes IBM, 1943

"Nie ma żadnego powodu, aby ktokolwiek chciał mieć w domu komputer" Ken Olsen prezes i założyciel Digital Equipment Corp.,1977

"640 KB pamięci powinno wystarczyć każdemu" Bill Gates prezes firmy Microsoft, 1981

wtorek, 25 maja 2004

na koniec świata

Lubię się szwędać, włóczyć, łazić, spacerować, pałętać, chodzić, snuć. Wyjść na zewnątrz i iść przed siebie. Dokąd oczy poniosą. Dokąd zmysły zaprowadzą. Dokąd nogi zaniosą.

Najmilej, gdy jest zmierzch, lekki zmrok, albo ciemna noc. Ważne, żeby kontury otaczającego świata były inne, rozmywały się, nieco przygaszone, rozemglone, rozespane, kryjące się pod płaszczem nocy. W końcu one też mogą mieć czasem dość bycia wiecznie na widoku. O ileż delikatniejsze są wszelkie kontury przy blasku księżyca. Czy blasku świec. Nie tak, jak przy zimnej elektryczności. Przy płomieniu kontury tańczą, migoczą, wiodą na pokuszenie lub straszą, żyją własnym życiem...

Najlepiej, gdy włóczę się samotnie. Choć może po prostu nie trafiłam jeszcze dotąd na kogoś, z kim takie włóczęgostwo by mnie zaczarowało. Może. A może po prostu lubię czasem moją samotność. Bycie sam na sam ze sobą, swoimi myślami, pragnieniami, marzeniami, rojeniami. Lubię poddać się temu rytmowi. Nie planować, niczego nie zakładać z góry. Skręcić za czarnym kotem, pójść za pięknym dźwiękiem, dać się prowadzić zapachowi, łowić uśmiech dziecka gdzieś obok, czy łzę w oku nieznanego przechodnia, czy znudzoną szarą zmęczoną twarz innego. Radość zakochanych, namiętność kochanków, złość innych. Ostatnio zachwycił mnie sposób, w jaki pewien pan dotykał opuszkami palców odsłoniętego karku swojej pani... Tyle w tym geście było czułości...

Lubię obserwować. Wejść do knajpki na kawkę tylko dlatego, że lubię piosenkę, którą właśnie w niej słyszę. Tylko dlatego, że siedzi tam ktoś, kto mnie intryguje. Tylko dlatego, że chcę obserwować chwile przez okno. Lub ogrzać dłonie przy cieple świec. Lub zamknąć oczy i zniknąć.

Od zawsze lubiłam moje włóczęgostwo. Zawsze chciałam zawędrować na koniec świata, gdy byłam mała. W mojej wyobraźni to miejsce istniało bardzo wyraźnie. To było miejsce ze zwykłą tabliczką "koniec świata". Ziemia niby okrągła, ale dalej pójść nie można było. Koniec i kropka. I siedziała tam wiedźma z czarnym kotem. Ale nie było strasznie. Ani też nie było rozkosznie miło. Było dziwnie. Po prostu dziwnie. Dziwnie, że to koniec.

poniedziałek, 24 maja 2004

popapranie

Moja niestabilność emocjonalna, tudzież, jak to ślicznie określiła pani Bridget Jones, popapranie emocjonalne, zdaje się przekraczać unijne normy. A może tam u nich (a zarazem i u nas, w końcuśmy już wstąpili) z tym popapraniem jest jeszcze gorzej?

Cały dzień straciłam na myślenie. Miast przygotowywać się do obrony najważniejszej pracy naukowej mego żywota (doprawdy nie wiem kto mi podpieprzył gdzieś te lata... ale zarówno uczciwego jak i nieuczciwego ich znalazcę pilnie proszę o zwrot tudzież możliwość wypożyczenia wspomnianych na gwałt) zazdroszczę A., której czas się snuje, sączy... Mi on wiecznie zbyt szybko ucieka.. I rzecz jasna do konstruktywnych wniosków nie dochodzę. Kreatywność zdecydowanie zero. Natomiast liczba kolejnych pytań do siebie samej i tzw. życia zwiększa się zaskakująco.

Nurtuje mnie jedna sprawa: czym jest namiętność i jaką odgrywa rolę w życiu, związkach? Mowa tu o namiętności szeroko pojętej, ze szczególnym jednak uwzględnieniem rzecz jasna namiętności cielesnej, zmysłowej. Czy jest ważna, najważniejsza, czy bez niej można stworzyć Coś trwalszego, czy nie bardzo? Czy można na niej budować? Namiętność jako początek? Przekornie ślę te pytania w przestrzeń...

Nie dają mi dziś spokoju dwie myśli pana Wilde: "jedno tylko pokutuje wspomnienie - wspomnienie namiętności, przed którymi cofaliśmy się z lęku, i wspomnienie pokus, którym nie mieliśmy odwagi ulec..." oraz "tylko zmysły mogą uleczyć duszę, tak samo jak tylko dusza może uleczyć zmysły..."

niedziela, 23 maja 2004

krzyk

I was walking along a path with two friends - the sun was setting - suddenly the sky turned blood red - I paused, feeling exhausted, and leaned on the fence - there was blood and tongues of fire above the blue-black fjord and the city - my friends walked on, and I stood there trembling with anxiety - and I sensed an infinite scream passing through nature.

(E. Munch)

sobota, 22 maja 2004

dwugłos

...Największe przerażenie ogarnia wtedy, kiedy czujesz, że w twoim życiu zaczyna dziać się coś dobrego. Przymykasz oczy i widzisz, jak wszystko idzie w błoto. Jak we wszystko wtrącają się podli i głupi; jak wszystko pomału umiera; jak wszystkiego trzeba będzie potem żałować. Kochasz i widzisz zdradę, czujesz, że zaczynasz kochać, i widzisz, jak ten człowiek od ciebie odchodzi. Wtedy dopiero można zrozumieć, czym jest strach...

(M.Hłasko)


...Jeśli to, co odnalazłeś, powstało z materii czystej, nie zmurszeje nigdy. I będziesz mógł po to kiedyś powrócić. Jeśli zaś jest to jedynie przebłysk światła podobny smudze kreślonej przez spadającą gwiazdę, nie zastaniesz tu po powrocie nic. Ale przynajmniej było ci dane zobaczyć blask światła. I już samo to warto było przeżyć...

(P.Coelho)

czwartek, 20 maja 2004

Moje zapiski powstają czasem w chwilach napełnionych bezsilnością wobec rzeczywistości. Ludzie nazywają to szarością  dnia - ja odbieram to jako potwora egzystencji. To właśnie on powoduje dezorientacje człowieka wobec świata.

Proszę podejść do tematu z odrobiną dystansu.

środa, 19 maja 2004

migawki

Wróciłam ze Stanów.
W strumieniach deszczu w upalnym Nowym Orleanie ukryłam łzy wściekłości i zmęczenia. W hałas Nowego Jorku wtopiła się gonitwa myśli. Posmak przygody zatracił się już po 19 godzinach w samolocie.

Wróciłam z bagażem nowych doświadczeń i z nieco innym spojrzeniem na świat.
Sympatyczny Murzyn z obsługi hotelu powitał mnie rano "Hello sweet! Why are you so sad?". A odpowiedź nie nadawała się na small talk.
Zapytany o drogę człowiek miał chwilę czasu, więc zaprowadził mnie na miejsce. Uprzejmość nie do pomyślenia w dystyngowanych społeczeństwach zachodniej i środkowej Europy.
Staruszek na ławce zapytał, czy chcę przyjechać do Stanów na stałe. Zdumiony kiwał głową bo nie chcę, choć nie trzyma mnie w kraju mąż i dzieci. "Everybody wants to live here, young lady."

Wróciłam z prezentami w walizce.
Elegancko zapakowany sukces podarowałam firmie. Serdeczny uśmiech, wyuczony na okoliczność konferencji, wliczyłam w koszty. Tak samo jak niekończące się spotkania i ostre światło, skierowane wprost w moje oczy w czasie prezentacji. (Nie marudź, dzięki temu przed kamerami lepiej wypadniesz.) Od chodzenia w szpilkach jeszcze dziś boli mnie kolano.
Kilka drobiazgów dla rodziny i przyjaciół. Zadziwiające, że mają wartość tylko dzięki miejscu, gdzie zostały zakupione. W końcu w sklepach z pamiątkami można było znaleźć towary "Made in China".

Wróciłam z kilkoma inspiracjami wetkniętymi pomiędzy nowego notebooka a książkę "SAP NetWeaver for dummies".
W centrum Nowego Jorku wielka dziura za gęstą kratą - tu kiedyś wznosiły się dumne wieże World Trade Center. Dziś to miejsce budowy. Miejsce, którego nie omija żadna wycieczka. Miejsce, gdzie na czarnych tablicach umieszczono nagłówek "Heros of September 11-th" i długie listy nazwisk. Stojący tam krzyż uświadomił mi, że to miejsce jest bardziej cmentarzem niż pobliski park z kamiennymi nagrobkami.

Wróciłam z postanowieniem, że nie będę niczego idealizować.
Nigdzie na świecie nie piłam tak obrzydliwej kawy.
W restauracjach nie zapewnia się zestawu sztućców do każdego dania, a kelnerzy mają w zwyczaju zsuwać upaprany nóż i widelec na obrus i zostawiać do ponownego użycia.
Drogi bywają tak samo dziurawe jak w Warszawie. Podobnie chodniki.
Ponad połowa Amerykanów cierpi na otyłość. I nic sobie z tego nie robi.

Wróciłam. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała mieszkać na stałe poza Domem... Lubię wracać.

poniedziałek, 10 maja 2004

Prawdziwym zwycięstwem byłoby zerwanie z kłamstwami, którymi jesteśmy nafaszerowani.

A to może się stać dopiero wtedy, gdy odważymy się podjąć próbę - być może nieudaną - powiedzenia prawdy o tym, co czujemy. Ograniczamy się do udawania, że możemy otwarcie rozmawiać przy stoliku w restauracji, tylko po to, aby w czterech ścianach naszego pokoju odkryć, że jesteśmy przerażonymi i zagubionymi zwierzątkami. To, co powinno być chwilą magiczną staje się aktem samooskarżenia, któremu towarzyszy poczucie, że nie spełniliśmy oczekiwań drugiej osoby. Zapominamy, że to jedna z niewielu sytuacji w naszym życiu, w których słowo "oczekiwanie" powinno być zabronione.

sobota, 8 maja 2004

Choć moim celem jest zrozumieć miłość i choć nieraz cierpiałam za sprawą tych, którym oddałam serce, muszę przyznać, że ci, którzy dotknęli mojej duszy, nie rozbudzili mojego ciała, ci natomiast, którzy dotknęli mojego ciała, nie poruszyli mojej duszy...

poniedziałek, 3 maja 2004

prawie 3 lata Dziennika pokładowego

Ta kobieta

otwiera się tylko wtedy

gdy jest niewidzialna

to znaczy w nocy lub w liście -

nie znajdziesz jej tam

gdzie chciałbyś



Spod skrzydeł kapelusza

jej oczy jednako proszą

o kawałek ciepłego

rękawa pod policzek

(w torebce grzechocze budzik

abyś mógł do niej dotrzeć

i okruchy przeszłości)



Co wieczór rozsypuje na poduszce

długie samotne włosy

i śni o dniu w którym

zetnie je na ofiarę

niewinna wiedźma skazana na

dożywotnią wolność i uległość



Teraz śpi a więc znowu jest za daleko

abyś mógł do niej dotrzeć

i może nawet nie zauważysz

kiedy się przebudzi



bo zobaczyć ją możesz dopiero wtedy

gdy zamkniesz oczy




Od tego zaczynałam w maju 2001 roku. Podarowałam Internetowi 3 lata mojego myślenia. Mojego życia. Zmieniłam się w tak zwanym międzyczasie, ale niektóre słowa nie straciły nic ze swojej aktualności.



Dziennik to swoista terapia. Sposób na prostowanie pokręconych myśli. Zanim słowa spłyną na ekran trzeba je sformułować, a to największe wyzwanie.



Dziennik leczy rany. I wstrzymuje od ich zadawania.

niedziela, 2 maja 2004

Jeśli chcesz rządzić krajem, najpierw zaprowadź ład w swojej rodzinie.

Jeśli chcesz zaprowadzić ład w rodzinie, najpierw zdyscyplinuj samego siebie.

Jeśli chcesz zdyscyplinować samego siebie, zacznij od serca.

sobota, 1 maja 2004

Z Księgi gości, wiadomość prywatna: "...dziękuje za to że mogłam tak szczerze płakać czytając...".

To ja dziękuję.
Wielu ludzi niczego nie szuka z większą tęsknotą niż zadowolenia. A co znajdują? Rozczarowanie za rozczarowaniem. Dlaczego? Bo zbytnia namiętność prowadzi nieodwołalnie do rozczarowania. Rozczarowanie jest końcem oczarowania, złudzenia.

Najpóźniej w tym miejscu zapytasz: "Dlaczego? Dlaczego namiętność musi prowadzić do rozczarowania?"

Uwierz, prawda jest dokładnym przeciwieństwem tego, co zakładasz.