wtorek, 25 maja 2004

na koniec świata

Lubię się szwędać, włóczyć, łazić, spacerować, pałętać, chodzić, snuć. Wyjść na zewnątrz i iść przed siebie. Dokąd oczy poniosą. Dokąd zmysły zaprowadzą. Dokąd nogi zaniosą.

Najmilej, gdy jest zmierzch, lekki zmrok, albo ciemna noc. Ważne, żeby kontury otaczającego świata były inne, rozmywały się, nieco przygaszone, rozemglone, rozespane, kryjące się pod płaszczem nocy. W końcu one też mogą mieć czasem dość bycia wiecznie na widoku. O ileż delikatniejsze są wszelkie kontury przy blasku księżyca. Czy blasku świec. Nie tak, jak przy zimnej elektryczności. Przy płomieniu kontury tańczą, migoczą, wiodą na pokuszenie lub straszą, żyją własnym życiem...

Najlepiej, gdy włóczę się samotnie. Choć może po prostu nie trafiłam jeszcze dotąd na kogoś, z kim takie włóczęgostwo by mnie zaczarowało. Może. A może po prostu lubię czasem moją samotność. Bycie sam na sam ze sobą, swoimi myślami, pragnieniami, marzeniami, rojeniami. Lubię poddać się temu rytmowi. Nie planować, niczego nie zakładać z góry. Skręcić za czarnym kotem, pójść za pięknym dźwiękiem, dać się prowadzić zapachowi, łowić uśmiech dziecka gdzieś obok, czy łzę w oku nieznanego przechodnia, czy znudzoną szarą zmęczoną twarz innego. Radość zakochanych, namiętność kochanków, złość innych. Ostatnio zachwycił mnie sposób, w jaki pewien pan dotykał opuszkami palców odsłoniętego karku swojej pani... Tyle w tym geście było czułości...

Lubię obserwować. Wejść do knajpki na kawkę tylko dlatego, że lubię piosenkę, którą właśnie w niej słyszę. Tylko dlatego, że siedzi tam ktoś, kto mnie intryguje. Tylko dlatego, że chcę obserwować chwile przez okno. Lub ogrzać dłonie przy cieple świec. Lub zamknąć oczy i zniknąć.

Od zawsze lubiłam moje włóczęgostwo. Zawsze chciałam zawędrować na koniec świata, gdy byłam mała. W mojej wyobraźni to miejsce istniało bardzo wyraźnie. To było miejsce ze zwykłą tabliczką "koniec świata". Ziemia niby okrągła, ale dalej pójść nie można było. Koniec i kropka. I siedziała tam wiedźma z czarnym kotem. Ale nie było strasznie. Ani też nie było rozkosznie miło. Było dziwnie. Po prostu dziwnie. Dziwnie, że to koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz