poniedziałek, 24 maja 2004

popapranie

Moja niestabilność emocjonalna, tudzież, jak to ślicznie określiła pani Bridget Jones, popapranie emocjonalne, zdaje się przekraczać unijne normy. A może tam u nich (a zarazem i u nas, w końcuśmy już wstąpili) z tym popapraniem jest jeszcze gorzej?

Cały dzień straciłam na myślenie. Miast przygotowywać się do obrony najważniejszej pracy naukowej mego żywota (doprawdy nie wiem kto mi podpieprzył gdzieś te lata... ale zarówno uczciwego jak i nieuczciwego ich znalazcę pilnie proszę o zwrot tudzież możliwość wypożyczenia wspomnianych na gwałt) zazdroszczę A., której czas się snuje, sączy... Mi on wiecznie zbyt szybko ucieka.. I rzecz jasna do konstruktywnych wniosków nie dochodzę. Kreatywność zdecydowanie zero. Natomiast liczba kolejnych pytań do siebie samej i tzw. życia zwiększa się zaskakująco.

Nurtuje mnie jedna sprawa: czym jest namiętność i jaką odgrywa rolę w życiu, związkach? Mowa tu o namiętności szeroko pojętej, ze szczególnym jednak uwzględnieniem rzecz jasna namiętności cielesnej, zmysłowej. Czy jest ważna, najważniejsza, czy bez niej można stworzyć Coś trwalszego, czy nie bardzo? Czy można na niej budować? Namiętność jako początek? Przekornie ślę te pytania w przestrzeń...

Nie dają mi dziś spokoju dwie myśli pana Wilde: "jedno tylko pokutuje wspomnienie - wspomnienie namiętności, przed którymi cofaliśmy się z lęku, i wspomnienie pokus, którym nie mieliśmy odwagi ulec..." oraz "tylko zmysły mogą uleczyć duszę, tak samo jak tylko dusza może uleczyć zmysły..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz