czwartek, 17 stycznia 2002

"Jestem równie dobry jak ty."
To stwierdzenie w sposób oczywisty umieszcza na piedestale, w samym centrum życia, poczciwe, solidne i wierutne kłamstwo. Nie mam na myśli jedynie tego, że powyższe twierdzenie jest samo w sobie fałszywe, że nikt nie jest bardziej równy każdej napotkanej osobie pod względem uprzejmości, uczciwości czy zdrowego rozsądku niż pod względem wzrostu czy obwodu w talii. Chcę powiedzieć, że człowiek sam w to nie wierzy. Żaden człowiek, który mówi "jestem równie dobry jak ty", nie wierzy w to.
Gdyby w to wierzył, nie powiedziałby tego.
Człowiek pracy nie powie tego nigdy do próżniaka ani kobieta piękna do pozbawionej urody.
Pretensje do równości, poza sferą ściśle polityczną, wysuwane są tylko przez tych, którzy czują, że pod jakimś względem nie dorównują innym. Wyrażają one dokładnie to przejmujące, bolesne i męczące poczucie niższości, której człowiek taki nie chce uznać.

Jestem feministką i już dawno wyzbyłam się skłonności do popierania równości. To właśnie nierówność jest piękna i godna wysiłków i starań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz