niedziela, 5 maja 2002

Jak nazwać osobę, która ma predyspozycje, tzn. i skłonności (wręcz upodobanie), i wyjątkowo imponujące zdolności do perfidnego sposobu działania w stosunkach z innymi, która w tym zasmakowała, a nawet - jak jakiś fetyszysta - nie wyobraża sobie innego sposobu postępowania i znajduje przyjemność, ba, sens życia, w samym w sobie złośliwym i wręcz okrutnym gnębieniu innych? Mamy dla niej określenie najbardziej zwięzłe i trafiające w samo sedno: perfident.

Brzmi to podobnie jak `konfident' - ale w pełni zasłużenie. Skojarzenie nie jest przypadkowe ani nietrafne. Jeden i drugi to ktoś, kto szkodzi innym, a przy tym czyni to podstępnie, albo z ukrycia, albo, przeciwnie, intensywnie współżyjąc z ofiarą w odpowiedniej masce. Jednakowo śliskie są w obu przypadkach powierzchowność i sposób obcowania z innymi. Ale też różnica jest zasadnicza, wręcz jakościowa.

Perfident to typ osobowości równie odrażający jak konfident, ale wybitniejszy, obdarzony inicjatywą i wyobraźnią. Konfident na ogół jest cudzym narzędziem; choć zdarzają się donosiciele i prowokatorzy - ochotnicy, odgrywający się na całym świecie za swój własny strach czy własną nicość albo załatwiający w ten wykwintny sposób swoje porachunki z innymi.

Również repertuar czynności konfidenta i jego kostiumów określony jest przez innych. On go tylko powiela, rzadko wykazując się własną inwencją, pomysłami racjonalizatorskimi czy niekonwencjonalnym rozegraniem swojego zadania. Popisy dotyczą raczej konfidentów zawodowych niż amatorów i tych wystraszonych. Natomiast perfident to szkodnik suwerenny, a przy tym wirtuoz. Od niego - gdyby nie to, że nie wypada - wiele można by się nauczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz