czwartek, 26 lipca 2007

Mark Twain "Pamiętniki Adama i Ewy"

ADAM: Kiedy się obudziłem, zobaczy że długowłose stworzenie śpi z głową na moim ramieniu. Musiało położyć się przy mnie w nocy. Jakby się czegoś bało i śpiąc obok mnie odnajdowało - w jakiś sposób zatracone - bezpieczeństwo i spokój. Ale czegóż ono się może bać? Przecież jesteśmy w raju.

Dziwne, ale tego ranka wcale się nie zdenerwowałem. Ciągła obecność stworzenia, jego bliskość, coraz mniej mi przeszkadza. Przeciwnie, jest w tym coś... dobrego, a nawet przyjemnego. Jego głos szepczący mi do ucha i bezwzględnie rozdzierający otaczające mnie dotąd milczenie nie wydaje mi się aż taki naprzykrzający jak kiedyś. Kiedy do mnie mówi i jest blisko, robi mi się cieplej. Cichość, delikatność jej słów, idealnie czysty dźwięk jej głosu i ciepły oddech łaskoczący moja szyję sprawiają że czuję coś, czego do tej pory nie było mi dane czuć. To wszystko jest bardzo dziwne. Samotność była zupełnie inna. Zostawałem sam na sam ze sobą i swoimi sprawami. Teraz do mojego własnego świata wtrąciło się to stworzenie. Zajmuje mi wszystkie myśli. O ile do tej pory syciłem się wspaniałością świata, w jakim żyję, a moim jedynym zajęciem było wymyślanie nazw dla wszystkiego co mnie otacza, to teraz wszystko zostało jakby przysłonięte przez obecność tego stworzenia. Mam nadzieję że nie zdenerwuje to Boga.

Dzisiaj wymyśliłem też nazwę dla nowego stworzenia. Kobieta. Tak możnaby nazwać piękny kwiat, a dochodzę do wniosku że moja kobieta jest właśnie jak piękny kwiat. To imię idealnie pasuje do jej okrągłych, zatopionych w świetle słońca kształtów i długich, złotych włosów opadających delikatnie na plecy. Do idealnie gładkiej skóry, zaróżowionych, ciepłych policzków i oczu (tak nazwałem otwory, którymi patrzy i czasem wylewa wodę), w których czasem mam wrażenie, że chciałbym się zatopić. Jej zapach też przypomina kwiat. Kiedy dziś rano zobaczyłem jak śpi koło mnie, postanowiłem się jej przyjrzeć. I gdy delikatnie i powoli zbliżyłem się do jej szyi, poczułem właśnie ten zapach. Nie był wyraźny, ale go czułem. I to wszystkimi zmysłami - zapach piękna. Ukoił mnie on, sprawił że przyjemnie zimny dreszcz przeszył całe moje ciało. Chyba właśnie wtedy poczułem po raz pierwszy to, co teraz nie daje mi spokoju. Nigdy nie odnalazłem takiego piękna w jakimkolwiek innym stworzeniu.

To trochę głupie, że jeszcze nie tak dawno kobieta mnie irytowała i życzyłem sobie, aby dała mi spokój i trzymała się z daleka. Fakt, że wyrzucając ją z mojego szałasu sprawiłem, że zaczęła płakać (bo tak nazwałem proces, który polega na wylewaniu wody z oczu), boli mnie gdzieś głęboko wewnątrz. Chciałbym ją przeprosić i opowiedzieć, że jej obecność wcale mi nie przeszkadza, a wręcz sprawia mi przyjemność. Jednak, nie wiadomo czemu, przychodzi mi to z wielkim trudem, bo kiedy już próbuję się do niej zwrócić robi mi się gorąco, skóra na mojej twarzy zaczerwieniona się i coś kłuje mnie w klatce piersiowej. Ciężko mi wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. To jest kolejne uczucie, którego do tej pory nie znałem. Nawiązywanie kontaktu z wszystkimi otaczającymi mnie stworzeniami przychodziło mi bardzo łatwo... ale nie z kobietą. Dlaczego? Nie wiem... ale wiem, że już nigdy nie wyrzucę jej z mojego szałasu. Myślałem, że już żadne nowe stworzenie mnie nie zaskoczy. Tymczasem kobieta okazuje się być zupełnie inna... niezwykła, taka... czysta i dobra. Lepsza niż wszystko inne co stworzył Bóg. Lepsza niż ja. Dopiero teraz rozumiem znaczenie słów "na moje podobieństwo".

Niepokoi mnie tylko jedno. Dziś po raz kolejny widziałem ją w okolicy drzewa zakazanego, rozmawiającą z wężem(...)

Po upadku

EWA: Gdy sięgam pamięcią wstecz, Ogród wydaje mi się snem. Był piękny, a teraz jest utracony i nie ujrzę go już nigdy.

Ogród jest utracony, lecz jestem szczęśliwa, gdyż odnalazłam Adama. On kocha mnie tak, jak potrafi, a ja kocham go ze wszystkich sił swej namiętnej natury, co, jak przypuszczam, jest typowe dla mej młodości i płci. Kiedy zadaję sobie pytanie, dlaczego go kocham, dochodzę do wniosku, że nie wiem i nie pragnę wiedzieć. Przypuszczam więc, że ten rodzaj miłości nie jest wynikiem rozumowania ani statystyki, jak miłość do płazów i zwierząt. Myślę, że tak jest. Kocham niektóre ptaki dla ich śpiewu - lecz Adama nie dlatego kocham - nie, nie dlatego. Im więcej śpiewa, tym bardziej mnie to denerwuje. Proszę go jednak, by śpiewał, gdyż pragnę polubić wszystko, co go interesuje. Jestem pewna, że z czasem polubię ten śpiew, choć go z początku nie mogłam znieść, ale teraz mogę. Drażni to wprawdzie moje uszy, lecz nic nie szkodzi, i do tego można przywyknąć.

Nie kocham go z powodu jego subtelności ani pełnych wdzięku i delikatności manier. Nie, ma pod tym względem braki, lecz jest wystarczająco udany taki, jaki jest, i robi wciąż postępy.

Nie kocham go z powodu jego zręczności - wcale nie dlatego. Przypuszczam, że jest zręczny, nie wiem tylko, dlaczego to przede mną ukrywa. Jedynie to sprawia mi przykrość. Na ogół jest teraz ze mną szczery i otwarty, jestem pewna, że poza tym nie ukrywa przede mną niczego. Martwi mnie, że ma przede mną tajemnicę i nieraz myśl o tym nie daje mi zasnąć, lecz postaram się o tym zapomnieć, by nic nie mąciło pełni mego szczęścia.

Nie kocham go z powodu jego rycerskości - nie, nie dlatego. Nieraz krzyczy na mnie, lecz nie mam o to do niego pretensji, gdyż sądzę, iż jest to cechą jego płci, której przecież sam nie stworzył. Oczywiście, sama niegdyś nie poniosłabym na niego głosu - wolałabym raczej zginąć, lecz to również jest cechą mej płci, której nie stworzyłam - nie jest więc moją zasługą.

Więc dlaczego go kocham? - Sądzę, że jedynie dlatego, iż jest mężczyzną.

W głębi serca jest dobry i za to go kocham, lecz mogłabym go kochać, gdyby taki nie był. Kochałabym go, gdyby mnie bił i obrzucał obelgami. Przypuszczam, że to typowe dla mej płci.

Jest silny i przystojny, i za to go kocham, podziwiam i jestem z niego dumna, lecz mogłabym go kochać, gdyby był pozbawiony tych zalet. Gdyby był brzydki, kochałabym go; gdyby był rozbitkiem życiowym, kochałabym go, pracowałabym na niego, harowałabym, modliła się i czuwała przy jego łożu aż do śmierci.

Sądzę więc, że kocham go jedynie dlatego, że jest on mężczyzną i należy do mnie. Nie ma chyba innego powodu. Jest więc tak, jak już przedtem stwierdziłam: ten rodzaj miłości nie jest wynikiem rozumowania ani statystyki. Po prostu zjawia się nie wiadomo skąd - bez udzielania wyjaśnień. I wcale to nie jest konieczne.

Tak myślę. Jestem jednak tylko dziewczyną - pierwszą, która dociekała tych spraw i być może z nieświadomości, z braku doświadczenia nie zrozumiałam tego jak należy.

Po czterdziestu latach

Modlę się o to, abyśmy zeszli z tego świata razem - to pragnienie nie zniknie z tej ziemi - lecz przetrwa w sercu każdej kochającej żony po kres dni, i przezwą je moim imieniem.

Lecz jeśli jedno z nas musi odejść pierwsze, modlę się, abym to była ja; gdyż on jest silny, a ja słaba, nie jestem mu tak niezbędna, jak on mnie - życie bez niego już nie będzie życiem, jak je zniosę? Ta modlitwa jest również nieśmiertelna i tak długo będzie zanoszona, jak długo przetrwa mój ród. Jestem pierwszą żoną, a ostatnia żona będzie moim odbiciem.
  
Na grobie Ewy

ADAM: Gdziekolwiek była Ona, tam był Raj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz