poniedziałek, 21 maja 2007

Ilia Warszawski "Widziadła"

Nie mógł dłużej czekać. Z ciężko bijącym sercem podszedł do pulpitu i nacisnął guzik wezwania. Obraz dziewczyny, który pojawił się w przestrzeni ogniskowej, uśmiechnął się do niego jak do starego znajomego.
- Słucham.
- Odzież na dziś! - powiedział ochrypłym głosem.
- Mikroklimat numer dwadzieścia sześć. Odzież osiem lub dwanaście.
- Nie można by czegoś lżejszego?
- Odzież roboczą?
- Tak.
- O której godzinie wychodzi pan z domu?
- Zaraz.
- Dam panu kombinezon i sweter. Na ulicy jest jeszcze chłodno. O dziesiątej będzie pan mógł wrzucić sweter do najbliższego utylizatora.
- Dobrze.
Otworzył drzwiczki kontenera i wziął pakiet z odzieżą.
- Co życzy pan sobie na śniadanie? Teraz - pomyślał - właśnie teraz!
- Dlaczego pan milczy?
- Kocham panią.
- Nie zrozumiałam, co pan kocha. Dania na zamówienie wydawane są od siódmej rano. W nocy mogę zaproponować panu tylko to, co jest w programie.
- Kocham panią!
Postąpił krok do przodu, ale zamiast białego skrawka szyi; z kasztanowymi lokami jego usta napotkały pustkę wypełnioną gorzkawym zapachem perfum. Na pulpicie zapalił się czerwony sygnał. Metodycznie poszczekując automat odliczał sekundy.
- Czas minął! Proszę powtórzyć wezwanie po upływie pięciu minut.
I obraz zniknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz