poniedziałek, 17 marca 2008

Dokonywaliśmy rzeczy wielkich i pięknych...

... Zmienialiśmy świat. A na koniec udało nam się wszystko spierdolić.

Nie spodziewałam się niczego nadzwyczajnego po "Wojnie Charliego Wilsona", choć obsada gwiazdorska. Faktycznie, można mu wiele zarzucić.
A jednak zastanowiło mnie przesłanie. USA wydały miliard dolarów na walkę z sowietami w Afganistanie. Zadano sobie mnóstwo trudu, aby wyszkolić i uzbroić mudżahedinów. A potem zabrakło woli politycznej, aby wydać milion dolarów i umożliwić odbudowę wyniszczonego wojną kraju. Wśród ruin i piachu pustyni, z głębokiej frustracji i braku możliwości rozwoju, zrodził się terroryzm.

Puenta prosta jak na amerykański film przystało. I niezwykle odważna, jak na amerykański film, który powstał kilka lat po tragedii 11 września. Podjęto próbę uświadomienia społeczeństwu amerykańskiemu, że obecna wojna z terroryzmem jest pokłosiem polityki prowadzonej kiedyś względem Afganistanu. Obawiam się jednak, że społeczeństwo tego i tak nie rozumie. Albo wcale o to nie dba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz