Rzadko pamiętam sny. Ten jednak z jakich powodów pozostał w mojej świadomości. Może chciałam go tam zachować, a może po prostu w świątecznym czasie świat realny przenika się z nierzeczywistym żeby uchylić rąbka tajemnicy...?
Chyba mi też udzieliła się magia "Opowieści wigilijnej" Dickensa...
No właśnie, Dickens... Słyszałam, że czytam na głos "Opowieść wigilijną". Czytałam niezbyt głośno i z dziwnym przejęciem. Czułam się otulona ciepłem i przyćmionym światłem (to pewnie moja kołderka). Dziecko miało ciemne loczki i zaciśnięte piąstki. Zasnęło ufnie przytulone do mojego boku. Czułam niemal fizycznie to małe ciałko obok mnie. No i ta półotwarta buzia...
...mój aniołek...
I ktoś na mnie patrzył. Wiedziałam, że się uśmiecha. Obudziłam się, gdy w moim umyśle powstała myśl, że powinnam podnieść wzrok znad książki i odwzajemnić uśmiech.
Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Uśmiecham się teraz.
...to takie amerykańskie, więc:
MERRY CHRISTMAS TO THE WORLD!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz