Puccini dźwięczał mi w uszach od wczorajszego wieczoru.
L.Pavarotti - Nessun dorma
Paryż, 1998 r. To najbardziej emocjonalne i poruszające wykonanie, jakie udało mi się znaleźć. Pavarotti powiedział, że przed tym występem przez kilka dni powstrzymywał się od mówienia, aby mieć perfekcyjny głos... Ideał.
RIP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz